Tuwim z oscypkiem i w góralskim rytmie
Panopticum" - reż.Andrzej Dziuk - Teatr Witkacego w ZakopanemOscypkiem i góralską muzyką zakopiański Teatr Witkacego zapraszał widzów do klubu Łódź Kaliska na gościnny spektakl "Panopticum" wg tekstów Juliana Tuwima. Przedstawienie w reżyserii Andrzeja Dziuka pokazano w ramach projektu Art Strefa we współpracy z Łódzką Strefą Ekonomiczną.
Nawet horrendalna cena biletów - wynosząca 80 zł, czyli dwukrotnie więcej, niż w Zakopanem - nie zraziła publiczności. Zapewne sentyment dla twórczości związanego z Łodzią poety zdecydował, że sala na drugim piętrze klubu przy Piotrkowskiej 102 błyskawicznie wypełniła się po brzegi.
"Panopticum" nie zagrano jednak na scenie. Postaci tuwimowskiego muzeum osobliwości - we frakach, boa i cylindrach - wyłoniły się na kształt duchów z wnętrza zadymionej sali, krążąc między stolikami, zaczepiając widzów i korzystając z rozstawionych w całym klubie rekwizytów: starego roweru, miedzianych misek, zawieszonej na grubym łańcuchu huśtawki. Elementy scenografii włączone w przestrzeń Kaliskiej oddały atmosferę ciasnej, dusznej kawiarenki literackiej z lat 20., a zarazem skromnego wyposażenia przedwojennej kamienicy i nęcącego erotyzmem kabaretu. Szóstka wykonawców sprawnie ogrywała zgromadzone w sali sprzęty, śpiewając na stołach i tworząc żywą dekorację zza balkonowych szyb. Zresztą rozświetlone okna łódzkich kamienic rysujące się w oddali idealnie dopełniały wykreowany przez Rafała Zawistowskiego obrazek.
O ile za sugestywnie oddany klimat należą się artystom wielkie brawa - w szczególności zaś grającemu na żywo składowi Max Klezmer Band - to za interpretację tekstów Tuwima już niekoniecznie. Dla trwającego ponad dwie godziny przeglądu tekstów, piosenek, skeczy i aforyzmów Dziuk nie znalazł żadnego pretekstu fabularnego, przez co wybór utworów zdał się dość przypadkowy. Liryczne wyznania miłosne przeplatały się z aluzjami politycznymi, piosenkami i kabaretowymi wtrętami, ale pomimo tej różnorodności spektakl szybko zaczął nużyć. Mnożone w nieskończoność teksty, podawane często z nieznośną manierą i emfazą, przy ich powierzchownej interpretacji i powtarzalności stosowanych środków, szybko straciły na atrakcyjności. Zwłaszcza, że głównym źródłem komiczności stały się próby wprawiania w zakłopotanie przypadkowych widzów przez wciąganie ich do gry.
Na tym tle pozytywnie zaznaczyła się Jadwiga Siemaszko z liryczną opowieścią o prostej dziewczynie uwiedzionej przez "fryzjerskiego króla". Z żydowskim humorem sprawnie radził sobie Krzysztof Najbor. Jednak nawet ich udane kreacje nie zdołały na dłużej ożywić monotonnego rytmu spektaklu. Nie smakował najlepiej ten okraszony oscypkiem zakopiański Tuwim.