Twarzą w twarz

o twórczości reżyserskiej Barbary Wysockiej

Chyba nie będzie przesadą powiedzieć, że Barbara Wysocka wyrasta na jedną z ciekawszych reżyserek młodego pokolenia. Na tegorocznych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych widzowie mogli obejrzeć dwa spektakle tej 33-letniej artystki - "Szosa Wołokołamska" i "Kaspar". Nie tak dawno zaś w Teatrze Narodowym w Warszawie odbyła się premiera (18 lutego 2011 r.) przedstawienia "Lenz", a w listopadzie 2010 r. w warszawskim Teatrze Polskim spektaklu "Anty-Edyp", których Wysocka jest reżyserem, a tego ostatniego także aktorką. I nie ma w tym krzty artystycznej uzurpacji. Barbara Wysocka jest bowiem absolwentką wydziału aktorskiego i wydziału reżyserii krakowskiej PWST, na dodatek również wykształconym muzykiem - skrzypaczką

Jako reżyser debiutowała spektaklem „Klątwa” według Stanisława Wyspiańskiego na scenie Starego Teatru w Krakowie, z którą to sceną jest także związana zawodowo jako aktorka. 

Krytyka doceniła zrealizowaną przez Wysocką operę „Zagłada domu Usherów” (premiera listopad 2009) Philipa Glassa w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej. Została m.in. nagrodzona „Paszportem Polityki” (2010) w kategorii „Muzyka Poważna”. Zresztą to nie jedyne wyróżnienie za jej przedstawienia.

Dokonania Barbary Wysockiej – reżyserki, w teatrze dramatycznym to w większości spektakle kameralne rozpisane na kilku aktorów, ze scenografią ograniczoną do niezbędnych rekwizytów, jakby autorka nie chciała, by nadmierny wystrój sceny odwracał uwagę widza od sedna i sensu przedstawień. A te, z bardzo bliska, jakby twarzą w twarz, przyglądają się człowiekowi, przyglądają się jego relacjom z drugim człowiekiem, uwikłaniu w historię, w gry społeczne, w los. Ta analiza jednostkowej egzystencji, jest zarazem dążeniem do uogólnienia, do mówienia o ludziach, o zbiorowości, o naszej wspólnej kondycji.

„Szosa Wołokołamska”

„Szosa Wołokołamska” (Teatr Polski, Wrocław, prem. 30 września 2010 r.), spektakl oparty na dramacie Heinera Muellera, rozpoczyna monolog radzieckiego przywódcy, który w 1941 roku podczas II wojny światowej musi ze swoimi podkomendnymi powstrzymać napór Niemców. Ale dla niego to nie tylko czas zabijania wroga, to także czas, w którym trzeba skazać na śmierć własnego żołnierza-dezertera w imię wyższych racji – wolności, pokoju... Tyle że ta zbrodnia zostaje już w człowieku na całe życie.

Wysocka każe ten monolog mówić dwóm aktorom – jeden opowiada swoje przeżycia z perspektywy czasu. Widać, że jest już starszy – wojna dawno się skończyła – ale on wciąż pamięta, obraca w głowie wspomnienia, jak przewijany wciąż od początku do końca film.

Drugi nosi wojskowy szynel – wydarzenia, o których opowiada, może nawet zapisuje w notesie - wydarzyły się przed chwilą... Czy mógł postąpić inaczej? Czy to zabójstwo usprawiedliwiło zwycięstwo nad wrogiem? Czołgi doszły do Berlina, ale... Wysocka pokazuje, że ta wolność wyciśnięta przez gąsienice czołgów w szosach Europy, dla części jej mieszkańców stała się... niewolą, kolejną przemocą. Wschodnie socjalistyczne Niemcy, podporządkowane sowieckiej kurateli stają się miejscem, w którym w imię rewolucji muszą paść ofiary. Tak jak padną w 1968 roku w Czechosłowacji. Co można im przeciwstawić?

W tym konflikcie nie ma wygranych, obie strony są ofiarami. Można tylko „zapomnieć i zapomnieć, i zapomnieć, i zapomnieć...” , te dwa słowa - jak modlitwę - powtarza syn działacza partyjnego uwikłanego w „słuszną sprawę”, za którą on nienawidzi ojca, jego wyboru, jego lęku przed zmianą... Ale nie da się zapomnieć. Pamięta się – aż do śmierci...

„Kaspar”

Narzędziem opresji może być też mowa, język. Pokazuje to spektakl „Kaspar” (wrocławski Teatr Współczesny, prem. 14 marca 2009 r.) pióra Petera Handke, będący – o czym informuje autor – luźnym nawiązaniem do historii Kaspra Hausera, człowieka, który dopiero w wieku 16 lat nauczył się posługiwać ludzką mową.

Bohater przedstawienia Wysockiej powoli powtarza słowa, zdania. Powoli zaczyna rozumieć pojęcia. Jego poznawanie świata poprzez mowę i wymowę, stymulują otaczjący go ludzie. Dzięki słowom, sceniczny Kaspar rozpoznaje i porządkuje zmysłową stronę rzeczywistości. Dzięki słowom układa siebie w sobie samym. Dowiaduje się, czego chcą od niego inni.

Z biegiem czasu zrozumie, że mowa może służyć także kłamstwu; że za wypowiadanymi słowami-banałami stoi umysłowa pustka, tych, którzy je wypowiadają; że słowa stają się groźnym narzędziem niewolenia mas ludzkich przez mówców-demagogów; że – wreszcie – słowami można ograniczyć człowieka, zniszczyć jego pewność siebie, uczynić przedmiotem w grach innych.

„Lenz”

„Lenz” Georga Buechnera jest traktatem o samotności. I właściwie nie ma większego znaczenia, czy przyczyną tej samotności jest postępująca choroba psychiczna bohatera (tak jak jest to w przypadku pierwowzoru, Jakoba Reinholda Lenza, poety, prekursora niemieckiego romantyzmu), czy twórczość, która nie znajduje odbiorcy, która jest niezrozumiała w pragmatycznym świecie ludzi małego miasteczka na prowincji, czy nawet wśród kolegów po piórze... Wszystkie próby porozumienia Lenza z otoczeniem - od życzliwego zainteresowania pastora Oberlina jego innością, po zniecierpliwienie wywołane próbami uczuciowego szantażu, nie udają się...

Świat nie lubi i nie rozumie szaleńców. Boi się wiecznie płonącego w nich ognia niespełnienia... Nie rozumie ich słów...

„Anty-Edyp”

„Anty-Edyp” to najbardziej niezwykły ze spektakli Barbary Wysockiej, która w tym wypadku współtworzyła go wraz z Michałem Zadarą (prywatnie – mężem).

Przedstawienie jest skomponowane z fragmentów dramatu „Edyp” Sofoklesa, prac Freuda o Edypie i książki „Anty-Edyp” Gillsa Deleuze\'a i Felixa Guattari\'ego. Główną bohaterką jest kobieta w zaawansowanej ciąży. Grała ją sama Wysocka, która była wówczas w 8 miesiącu ciąży. Na scenie czuwają też dwie lekarki przy współczesnych urządzeniach medycznych. Co pewien czas aktorka, nosząca w sobie dziecko - jak należy się domyślać - płci męskiej, poddaje się badaniu. Słyszymy zwielokrotnione mikrofonem uderzenia jej serca, widzimy na wielkim ekranie dziecko w jej brzuchu, jego ruchy...

„Anty-Edypem” autorzy inscenizacji – a zarazem rodzice – chcą zaprzeczyć, że człowiek, który pojawi się na świecie w określonym miejscu, czasie, w określonej rodzinie, kulturze jest z góry zdeterminowany, skazany na swój los. Stąd w spektaklu cytaty z Deleuze`a i Guattari`ego, którzy podjęli polemikę z Freudem i jego psychoanalizą związaną z kompleksem Edypa. Przychodząc na świat, nie musimy stać się jego ofiarą... Nie musimy od razu dźwigać na sobie wszystkich mitów ludzkości, wszystkich jej lęków, fobii, opresji.

***
Swoje przedstawienia reżyserka – jak wspomnieliśmy - rozgrywa przy pomocy kilku aktorów. Ale są oni prowadzeni z precyzją figur szachowych. Każdy ich ruch, gest, intonacja słów są uzasadnione, a zarazem nie są to w rękach reżyserki bezwolni odtwórcy swoich ról.

W każdym spektaklu czuje się, jak wzajemnie oddziałują na siebie Wysocka i jej aktorzy, jak ich postaci rodziły się we wzajemnych twórczych dyskusjach.

Zresztą znajduje ona świetnych wykonawców swych dramatów z Szymonem Czackim (30 l., absolwent krakowskiej PWST 2006) na czele („Kaspar”, „Lenz”). Już dawno nie było na polskiej scenie tak dojrzałego, interesującego, obdarzonego charyzmą i aparycją, a przy tym perfekcyjnego technicznie młodego aktora. Nawiasem mówiąc, Czacki (na stałe związany z Teatrem Współczesnym we Wrocławiu) w 2010 roku został wyróżniony nagrodą aktorską za rolę tytułową w przedstawieniu „Kaspar” na 50. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych.

Barbara Wysocka scenografię w swoich spektaklach ogranicza do niezbędnych rekwizytów – stół, krzesła, drzewo spełniające wiele funkcji - jakby nie chciała, by nadmierny wystrój sceny odwracał uwagę widza od tego, co mają do powiedzenia postaci dramatu.

W scenografii autorstwa Wysockiej (także oprawa muzyczna spektakli) – autorka sięga po akcesoria wzmacniające napięcie, wymowę dramaturgiczną jej przedstawień. Są to slajdy („Lenz”), monitory telewizyjne, na których toczy się akcja dopełniająca sceniczną opowieść („Kaspar”), ekrany z archiwalnymi zdjęciami i filmami („Szosa Wołokołomska”). Gdy trzeba, jej bohaterowie sięgają po mikrofon, a wzmocnienie - dzięki temu urządzeniu - ich słów staje się zabiegiem podkreślania sensów spektaklu.

Czasem tylko zdarza się, że użycie symbolu, czy elementu scenografii, staje się fałszem, zgrzytem razi nadmiernym banałem. Tak jest np. w spektaklu „Lenz”, gdy na jednym ze slajdów ilustrujących opowieść o niemieckim poecie jest sala szpitalna, nazbyt łopatologicznie wskazująca jak kończy się szaleństwo... Czy moment, gdy Lenz-Czacki rozpina się na drzewie niczym Chrystus, to – zwłaszcza po filmie Marka Koterskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” - nader zbanalizowany, strywializowany symbol...

Niemniej te potknięcia, czy niedociągnięcia nie przeszkadzają, by uznać dotychczasowe spektakle Barbary Wysockiej za interesującą propozycję teatralną i oczekiwać z ciekawością na kolejne jej realizacje.

Grażyna Korzeniowska
AICT Polska
26 kwietnia 2011
Portrety
Barbara Wysocka

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...