Twórca i tworzywo

"Zły" - reż. Łukasz Witt-Michałowski - Scena Prapremier InVitro w Lublinie

Zły wyrasta z charakterystycznego dla więźniów i ludzi półświatka sposobu snucia narracji, który ma wciągnąć, rozśmieszyć, przestraszyć, a w konsekwencji zbudować w oczach odbiorcy autorytet opowiadającego. Rytm takiej opowieści bije w całym spektaklu, ale stanowi jedynie wypełnienie teatralnej struktury, pieczołowicie budowanej na wielu wzajemnie przenikających się poziomach, po to, by w finale nagle ją porzucić, ogołocić kreowaną rzeczywistość z wszystkiego, co jest sceniczną fikcją. I gdy widz ma wrażenie, że wreszcie obcuje z czymś rzeczywistym i prawdziwym - przypomnieć mu znienacka, że jest w teatrze, gdzie niczego nie można być pewnym do końca

Spektakl został oparty na opowieściach Dariusza Jeża – dziś aktora Sceny Prapremier InVitro, do niedawna przestępcy, więźnia, którego teatralna przygoda rozpoczęła się przed ponad dwoma laty, gdy zagrał w Pizystracie przygotowanej przez Łukasza Witta-Michałowskiego z osadzonymi w lubelskim areszcie. To Dariusz Jeż jest twórcą i tworzywem (jak mówi klasyk) Złego, to na jego losach opiera się akcja, on sam mówi w swoim imieniu na początku i na końcu przedstawienia o najbardziej dramatycznych momentach swojego życia, z jego perspektywy oglądamy też wydarzenia umieszczone w konkretnym miejscu i czasie. Można zatem określić spektakl jako kolejną realizację teatru dokumentalnego z charakterystycznym dla tego typu inscenizacji bohaterem-narratorem wziętym „z ulicy”. Można, ale sprowadzałoby to Złego tylko do jednego wymiaru, podczas gdy twórcy, poza rekonstrukcją wydarzeń, proponują udział w grze pomiędzy prawdą a teatrem.

Zły czerpie z rzeczywistości (lokalnej i historycznej) bardzo dużo. Tłem wydarzeń są konkretne miejsca w Lublinie: kultowy swego czasu bar Tip Top, kino Kosmos czy kasyno w hotelu Unia. Etapy życia bohatera prezentowane w kolejnych epizodach wyznaczane są przez ważne momenty historyczne: stan wojenny, smutne lata 80., przełom 1989 roku czy wreszcie „złote lata 90.”. Na scenie pojawiają się zomowcy, jest mowa o bójkach z milicją w czasie demonstracji opozycji, raczkującym kapitalizmie budowanym przez koników i cinkciarzy. To wszystko oglądamy z perspektywy półświatka, wielka polityka, choć obecna, pozostaje gdzieś w tle. Lubelski Zły kojarzy się tym samym z powieścią Tyrmanda, dzięki czemu spektakl budowany metodą verbatim zyskuje literacki kontekst, który pozwala spojrzeć na sceniczne losy Dariusza Jeża z perspektywy historycznych przemian, dziejących się w tle prezentowanych wydarzeń.

Obydwie historie z całą galerią barwnych postaci dzieją się na tle przełomowego momentu historycznego, który narusza dotychczasowy ład panujący nie tylko w przestępczym świecie. Henryk Nowak z powieści Tyrmanda staje się miejskim mścicielem, który walcząc z mętami, jednocześnie chcąc nie chcąc kontestuje nowy komunistyczny system. Jeżo – wychowanek lubelskiego półświatka – początkowo korzysta z dobrodziejstw rodzącego się kapitalizmu, zwłaszcza jego „dzikiej fazy” (kilka razy lata 90. nazywa „złotym czasem”). Bohater żeruje na słabości państwa, jego sukcesy nie trwają jednak długo, gdyż nie zauważa on wokół siebie istotnych zmian, których wyznacznikiem jest pojawienie się Centralnego Biura Śledczego i instytucji świadka koronnego. Kult pieniądza niszczy też złodziejskie reguły, którym Jeżo stara się być wierny. Twierdzi więc, że oszukuje tylko instytucje, nie konkretne osoby, aresztowany nie wydaje kolegów, stara się opiekować swoim mentorem z lat dzieciństwa – Fiedią, dla którego zasady i przestępczy honor wciąż są ważne. Nowemu wcieleniu Złego brakuje jednak społecznego zaangażowania, w jego opowieściach zwykli ludzie to frajerzy, którzy niczego nie rozumieją. Nowak z powieści Tyrmanda po potwornej zbrodni, której się dopuścił, bronił słabszych. Dla Jeża szczytem filantropii jest odłożenie spłaty długu o jeden dzień. Łączy ich przede wszystkim jedno – obydwaj przeżywają przemianę, obydwaj chcą się zemścić na świecie, który ich stworzył, i czynią to w podobny sposób – „budują strukturę”, czyli kreują swoją legendę. Nowak tworzy budzącego postrach Złego o błyszczących oczach, Jeżo natomiast zaczyna grać w teatrze jako aktor naturszczyk (już dziś bywa nazywany lubelskim Himilsbachem). Kiedy w finale bezpardonowo rozlicza się z półświatkiem, pokazuje, że fałsz i pozory dawno zastąpiły wśród przestępców honorowe zasady.

W miarę postępu akcji lubelski koloryt lokalny i tło historyczne tracą jednak na znaczeniu. Perspektywa bohatera-narratora zostaje wyraźnie ograniczona do przestępczo-więziennego świata i schematów regulujących jego funkcjonowanie, w życiu Jeża następuje swego rodzaju „koniec historii”. Tę zmianę widać również w scenografii składającej się wyłącznie z kilkunastu sześcianów, z których aktorzy budują elementy tła lub wykorzystują jako rekwizyty (narysowane w komiksowym stylu postaci zomowców i stałych bywalców Tip Topu; filary kina „Kosmos”; bmw i „audice”, których dorabia się bohater; pierwsze telefony komórkowe czy telewizory wyłudzane przy pomocy żulików). Kiedy jednak spektakl dobiega końca, widz coraz rzadziej ogląda komiksowe rysunki, sześciany ustawiane są tak, by widoczne były tylko ich pozbawione rysunków ściany – stają się one pryczami w więzieniu czy schodami, po których wspina się bohater, chcąc porzucić życie przestępcy i przejść na „legal”.

Trójka aktorów sprawnie i szybko przedstawia poszczególne sceny. Bohatera-narratora gra Przemysław Buksiński, aktor związany z lubelską Grupą Improwizacji Teatralnej „No Potatoes”. Potrafił on z jednej strony przedstawić przemianę Jeża od zafascynowanego półświatkiem i łatwymi pieniędzmi nastolatka, przez hazardzistę do gangstera, z drugiej zaś pokazać, że kolejne opowieści narratora służą mu przede wszystkim do zagłuszania wyrzutów sumienia i niewygodnych pytań. Dariusz Jeż i Remigiusz Jankowski wcielają się w każdej ze scen w inną postać, czynią to naprędce i siłą rzeczy w sposób przerysowany, ale chyba takie jest ich zadanie – mają być tłem dla głównego bohatera.

Potęgując cechy teatru dokumentalnego, spektakl przekracza jego ograniczenia, budując teatralną metaforę ponad prawdziwą opowieścią. Przecież tym, co tak naprawdę wyróżnia losy Dariusza Jeża spośród setek innych gangsterskich historii jest fakt, że po latach trafił on na sceniczne deski. Już na samym początku bohater, wspominając swojego mentora Fiedię, mówi, że to on nauczył go udawać. Później, opisując kolejny pobyt w więzieniu, kilka razy powtarza zdanie wyjątkowo niepasujące do dominującego w spektaklu języka ulicy: „Siedzę, buduję strukturę i wychodzę”. I tak jak na początku Jeż-bohater wychodzi z więzienia, tak w finale aktor Dariusz Jeż wychodzi na scenę. Niczym odarty z siły teatralnej iluzji szekspirowski Prospero z pomiętej kartki odczytuje zdania, w których identyfikuje się z przedstawionymi przed chwilą wydarzeniami. Mówi wprost do publiczności, wyznaje, że udawał, bo w świecie, w którym żył, wszystko było na niby, w przeciwieństwie do tego, w jakim żyją widzowie, gdzie panują szczerość, prostolinijność, prawda. Powtarza te słowa aż zagłuszy go Wrong Depeche Mode.

Czyżby tytułowy „zły” był po prostu „wrong” (niewłaściwy), a nie „bad” czy tym bardziej „evil”? Łatwo w to uwierzyć, gdyby nie ta pomięta kartka, kilkukrotnie powtórzona naiwna pochwała świata, w którym żyje publiczność, i rozdzielająca poszczególne epizody transowa muzyka Pawła Passiniego, z niewyraźnym zdaniem przypominającym, że właśnie trwa przedstawienie. Prawda, która wydawała się przez moment oczywista, że oto żywy człowiek przed chwilą porzucił teatralny kostium, oderwał się od wykreowanej postaci, by powiedzieć widzom coś ważnego od siebie, umyka przed dość banalnym pytaniem. Czy rzeczywiście ten świat, w którym żyjemy, jest szczery, prostolinijny, prawdziwy?

Jarosław Cymerman – teatrolog, krytyk literacki; związany z Zakładem Teatrologii UMCS w Lublinie; publikuje m.in. w „Akcencie” i „Kresach”.

Jarosław Cymerman
Teatr
16 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia