Tworząc spektakle dla naj-najów trzeba „oswoić" dzieci z teatrem

Rozmowa z Martą Parfieniuk-Białowicz, Edytą Soboczyńską i Mariuszem Wójtowiczem

O tym, jak powstają spektakle dla „naj-najów", jak wprowadza się dzieci w magiczny świat teatru i o tym, jak tworzy się dla nich ciekawą i bezpieczną przestrzeń sceniczną opowiada Marta Parfieniuk-Białowicz, Edyta Soboczyńska oraz Mariusz Wójtowicz z Teatru Baj Pomorski w Toruniu - w rozmowie z Iloną Słojewską

Dream Team, czyli Marta Parfieniuk-Białowicz, Edyta Soboczyńska oraz Mariusz Wójtowicz od 10 lat grają nieprzerwanie w Teatrze Baj Pomorski spektakl dla „naj-najów" – Przytulaki.

Razem napisali scenariusz, teksty piosenek i spektakl wyreżyserowali. I oczywiście występują na scenie. Jubileusz jest pretekstem do rozmowy o istocie teatru dla naj-najmłodszych widzów, do podzielenia się wrażeniami i doświadczeniem scenicznym, a także skłania do refleksji nad jego stanem obecnym. Posłuchajmy.

Marta Parfieniuk-Białowicz - Bardzo lubię małe dzieci, ich wrażliwość, ciekawość świata, nieprzewidywalność reakcji.

Ilona Słojewska - Jak narodził się pomysł, by razem z Edytą Soboczyńską i Mariuszem Wójtowiczem nie tylko napisać scenariusz oraz teksty piosenek, ale także i wyreżyserować spektakl o Przytulakach?

Marta Parfieniuk-Białowicz - Pomysł urodził się wraz z narodzeniem mojej pierwszej córki, Poli. Chodził za mną i dojrzewał we mnie dość długo. Powszechny brak inicjatyw i propozycji artystycznych dla malutkich dzieci w naszym mieście zaowocował burzą mózgu w mojej głowie, potrzebą realizacji spektaklu, a co za tym idzie – niekłamaną chęcią obserwacji, jak tego typu wydarzenie – pierwszy spektakl w nurcie teatru inicjacyjnego w Toruniu – zostanie odebrane przez małe dzieci i ich rodziny...
Pomysłem podzieliłam się z Edytą i Mariuszem, którzy z radością i zapałem podjęli temat. Zaproponowaliśmy realizację spektaklu Przytulaki Dyrektorowi naszego Teatru. Kwestia reżyserii była od początku jasna – nasz pomysł, nasz scenariusz, nasza reżyseria. W ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich dyrektor Zbigniew Lisowski pozostawił nam wolną rękę.

- Był to pierwszy spektakl zrealizowany dla naj-najów w „Baju Pomorskim". Co nowego wniósł do pani warsztatu aktorskiego?
Pierwszy spektakl dla naj-najów, najmłodszych dzieci, nie tylko w Teatrze „Baj Pomorski", ale w Toruniu w ogóle. Spektakl wniósł do mojego warsztatu aktorskiego ogromną swobodę poruszania się w konwencji teatru improwizacji, nauczył mnie szybkich, błyskotliwych reakcji na zdarzenia tu i teraz, ponieważ dzieci są absolutnie nieprzewidywalne, uwielbiam tę współpracę, nauczył mnie łatwości budowania relacji i interakcji z małym widzem.

- Jakie wartości Pani zdaniem ewoluowały w Przytulakach podczas dziesięciu lat grania tego spektaklu na scenie? I czy zaobserwowała pani określone zmiany w odbiorze u najmłodszych widzów? Czy coś się w dzieciach zmieniło?

- Dzieci, szczególnie te malutkie: 1- 4 lata, są jeszcze niczym nieskażone, prawdomówne, ufne. Ich reakcje na przestrzeni tych lat niewiele się zmieniły. Oglądają nas z ogromnym zainteresowaniem, wręcz zamierają, często mają otwarte buzie, a rodzice tych bardziej ruchliwych szkrabów są zadziwieni, że ich dziecko ani drgnie w czasie spektaklu, że w domu wszędzie go pełno, a tu siedzi jak posąg.
Tak szczerze, to bardziej mnie bawi podglądanie reakcji rodziców i dziadków właśnie. Cieszą się każdym uśmiechem, każdym podskokiem dziecka, miło na to popatrzeć.

- Jak się pani czuje w przedstawieniach dla najmłodszych widzów? Trzy lata później zagrała pani razem z Edytą Soboczyńską w przedstawieniu Brzdęk i Dźwięk w reżyserii Katarzyny Kawalec. Co w tym spektaklu urzeka panią najbardziej?

- Czuję się jak ryba w wodzie! Radosna i spełniona! Brzdęk i Dźwięk to druga repertuarowa propozycja dla naj-najów w naszym Teatrze. Praca nad tym spektaklem to była przemiła przygoda muzyczna z kompozytorem, Radkiem Bolewskim, który stworzył nam również kilka lat później muzykę do Literkowa. A z Kasią Kawalec pracuje się zawsze bardzo dobrze, jest świetnie przygotowana do każdej realizacji, imponuje mi jej wrażliwość i uważność na małe dziecko-widza.
W Brzdęku i Dźwięku najbardziej urzeka mnie warstwa muzyczna, jej delikatność i nienachalność. W takich spektaklach czuję się doskonale, bardzo lubię małe dzieci, ich wrażliwość, ciekawość świata, nieprzewidywalność reakcji. Wydaje mi się, że się sprawdzam w takich inicjatywach.

- A Literkowo? Razem z Edytą Soboczyńską napisała pani scenariusz, wyreżyserowała i zagrała. Jest to spektakl, w którym zabawa literami, gry słowne i zagadki bawią dzieci, uczą i nawiązują z nimi fantastyczny kontakt. Jak narodził się jego pomysł?

- Pomysł scenariusza to efekt wielu rozmów z Edytą, podobnego postrzegania teatru dla małego dziecka, podobnej wrażliwości. W planach miałyśmy zrealizowanie spektaklu dla wielbicieli Przytulaków, którzy już trochę podrośli – Ola i Ala to dalej te same dziewczynki, choć już nieco starsze.
Z Edytą spotykałyśmy się przy herbacie wielokrotnie, wertowałyśmy całe sterty książek dla dzieci o literkach, alfabecie... To był niezwykle twórczy czas! Do pomysłu, podobnie jak przy Przytulakach, zaprosiłyśmy Krzysztofa Białowicza, który stworzył nam uniwersalną scenografię, mieszczącą się i dobrze wyglądającą zarówno na małej, jak i dużej scenie. Broni się ona też w plenerze. Rodzinnie zatem cała głowa była w Literkowie przez wiele tygodni.

- Lubię w pracy otaczać się ludźmi, którzy podobnie czują i myślą. Literkowo to propozycja, w której wykorzystałam też swoją wiedzę logopedyczną. Uważny widz dostrzeże kolejność pojawiania się głosek w spektaklu – najpierw pojawiają się samogłoski, potem spółgłoski, sylaby i wreszcie całe słowa. Do dziś zagrałyśmy 100 spektakli.

Edyta Soboczyńska - Istotną i ekscytującą rzeczą jest dla mnie proces tworzenia

Ilona Słojewska - Jakim wyzwaniem dla pani są przedstawienia dla najmłodszych widzów?

- Edyta Soboczyńska - Spektakle dla naj- najów są dla mnie dużą przyjemnością, zarówno podczas tworzenia, jak i grania. Wyzwaniem jest realizowanie takich przedstawień, dzięki którym dzisiejszy malutki widz stanie się odbiorcą teatru na całe życie.
- Małe dzieci są delikatne i kruche, o niezwykłej wrażliwości pojmowania świata. Dotyczy to jednocześnie sfery dźwięku i obrazu. Wszystko dla nich jest nowe i ekscytujące. Dlatego tworząc spektakle dla naj-najów trzeba „oswoić" dzieci z teatrem. Zadbać, by czuły się bezpiecznie, by przedstawienie było przyjemnym doznaniem, a przekazywane treści uruchamiały ich wyobraźnię. Po to, aby dzieci chciały do teatru wracać, aby teatr pokochały.

- Co podczas realizowania Przytulaków fascynowało Panią najbardziej? Praca nad scenariuszem i tekstami piosenek czy reżyseria?

- Zarówno w Przytulakach, jak i innych spektaklach istotną i ekscytującą rzeczą jest dla mnie proces tworzenia i to właściwie na każdym etapie, począwszy od zalążka pomysłu. Wówczas zastanawiam się nad światem, który „tworzę": najpierw natłok myśli, selekcja i wybory, rozwiązania sceniczne, omówienie muzyki z kompozytorem, ustalenie scenografii i kostiumów ze scenografem, pisanie tekstów. Im więcej wymyślimy przy tzw. stoliku, tym łatwiej odnajdziemy się w działaniu. Następnie zaczyna się najbardziej intensywna, ale nie mniej ekscytująca praca, ponieważ wszystkie te teoretyczne założenia muszą sprawdzić się na scenie. W końcowej fazie naszych prób zapraszamy zaprzyjaźnione dzieci, by ponownie sprawdzić, czy interakcje z widzem będą właściwe.

- A sama gra aktorska?

- Granie w spektaklach dla najmłodszych dzieci jest niezwykle miłym doznaniem, chociażby ze względu na nieskrępowane i niewymuszone reakcje maluszków.
- Gra aktorska nie może odbiegać od założeń naj-najowych spektakli. Powinna być subtelna i delikatna. Aktor nie może zatracić się w swoim graniu. Musi być bardzo czujny i uważny, a jednocześnie przekonujący. Małe dzieci nie zastanawiają się nad tym, co wypada, a co nie, reagują szczerze i spontanicznie. Mimo wielu zagranych już spektakli dla najmłodszych widzów, często bywamy zaskakiwani ich reakcjami.

- W roku 2018 razem z Martą Parfieniuk-Białowicz napisała pani scenariusz i wyreżyserowała spektakl Literkowo. Eksplodował pomysłami aktorskimi i reżyserskimi, ale zapamiętałam go również z powodu rzadko spotykanych umiejętności nawiązywania kontaktu z dziećmi. Czym jest dla aktora ta więź podczas przedstawienia?

- Dla aktora więź z publicznością jest niezmiernie ważna, w szczególności z tą najmłodszą i w dodatku „na wyciągnięcie ręki". Musimy pamiętać, że dziecko, w bliskim kontakcie z aktorem może być nieco onieśmielone. W żadnym wypadku nie powinno poczuć dyskomfortu. Nie możemy go zawstydzić. Powinniśmy je „otworzyć" tak, by chciało z nami dialogować pamiętając jednocześnie, by być czujnym i uważnym na reakcje dzieci.

- Podczas spektakli Przytulaków wytwarza się, między nami – aktorami, a malutkimi widzami magiczna więź. Poznajemy ich imiona, pokazują nam swoje przytulanki i niejednokrotnie do nas wracają, a rodzice przyprowadzają kolejne dzieci i tak zaprzyjaźniamy się z całymi rodzinami. Aby nie tracić tej fantastycznej więzi postanowiłyśmy kontynuować wątek Ali i Oli. Gdy dzieci „wyrosną" z Przytulaków mogą z nami przeżywać nowe przygody w Literkowie. W tym spektaklu proponujemy jeszcze śmielszy dialog z widzem. Dzieci nieco starsze, szczególnie gdy są w grupie, czują się swobodnie i chętnie uczestniczą we wszystkich naszych propozycjach. A my stajemy się jakby dyrygentami naszej małej teatralnej orkiestry. Świetnie wszyscy się bawimy, a powstała więź pozostaje i przenosi się poza spektakl.

Mariusz Wójtowicz - Przecież teatr nigdy-przenigdy nie przestanie istnieć!

Ilona Słojewska - Jak scharakteryzowałby pan naj – naja?

Mariusz Wójtowicz - To Widz niecierpliwy i wymagający. Przy nim nie można nam odpuszczać ani na moment, bo zaraz to wychwyci i... zareaguje. Nie to, co Widz dojrzały i wyrachowany, który siedzi wtopiony w fotel, przywdziewając maskę dorosłości. Po takim Widzu nie spodziewamy się żadnych reakcji, no, może poza oklaskami. Natomiast mały Widz – naj- naj - młodszy – jest zawsze autentyczny w swoim zachowaniu, bezbłędnie wyczuwa fałsz, ale też wspaniale odczytuje i „przytula" swój pierwszy teatralny świat.

- Jak czuje się pan w przedstawieniach dla takiej widowni?

- Cudownie. Myślę, że owa, wspomniana wcześniej, autentyczność naj-naja powoduje, że dla tak małych dzieci gra się zupełnie wyjątkowo. Co prawda, zdarza mi się czasem jakiegoś malucha wystraszyć głośnym „Akuku!" na początku spektaklu, ale już po chwili wszystkie lęki ulatują daleko, spłoszone jego szczerym śmiechem.

- Jakie działania reżyserskie i aktorskie wyzwalał w panu brak podziału na scenę i widownię w Przytulakach?

- Próbowaliśmy za wszelką cenę wejść do świata małych Widzów. I to dosłownie – wejść fizycznie w ich przestrzeń, nawet dotknąć. Wymagało to wymyślenia scen interaktywnych, które by na to pozwalały. Dzięki tym rozwiązaniom można zacząć budować z dziećmi przeróżne relacje. Przykładem takiej sceny jest piosenka o częściach ciała, podczas której wszyscy przybijamy sobie „piątki".

- Ale już za rok wspólnie z Anną Katarzyną Chudek zrealizował pan Przypadki Doktora Bonifacego Trąbki , w którym to spektaklu urzekł mnie pan niespotykaną wrażliwością oraz ciepłem okazywanym dzieciom. Z jakich powodów zaadaptował pan tekst, wyreżyserował go i zagrał w nim?

- Spektakl Przypadki doktora Bonifacego Trąbki powstał w wyniku inicjatywy niezwykłej toruńskiej lekarki, Anny Rumianek, która własnym sumptem wydała napisane przez siebie wiersze pod tym samym tytułem. Dodatkowo własnoręcznie zrobiła lalki i odgrywała swoje bajki dzieciom leżącym na szpitalnych oddziałach. To właśnie Anna Rumianek przekonała nas, żebyśmy zrobili ten spektakl w „Baju Pomorskim". Wspólnie z Anią Chudek zaadaptowaliśmy na potrzeby sceny niektóre wiersze, a muzykę – graną zawsze na żywo – stworzył Krzysztof „Dziadzia" Zaremba.

- Tworząc i uczestnicząc już od tylu lat w nurcie spektakli dla najmłodszych widzów jako autor scenariuszy, reżyser i aktor, jak widzi pan jego przyszłość?

- Ostatnie niemal dwa lata trwania pandemii koronawirusa wyniszczały teatry i zubożały w doznania widzów, którzy nie mogli do nas przychodzić. Sądzę, że nasze relacje będziemy odbudowywali przez następne lata. Ale i tak ja przyszłość teatru widzę w kolorowych barwach. Przecież teatr nigdy-przenigdy nie przestanie istnieć!

- Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w pracy twórczej.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
14 grudnia 2021

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...