Tygiel myśli, nadziei i rozpaczy

rozmowa z Bartoszem Szydłowskim

- Ja o festiwalu myślę bardzo praktycznie i uważam, że powinien przynieść bardzo konkretne efekty. Jednym z nich będzie wynik konfrontacji spektakli z międzynarodowym światem kuratorów. W tym roku przyjeżdża ich do nas osiemdziesięciu - w dobie kryzysu to szokujące - mówi Bartosz Szydłowski, dyrektor Festiwalu Boska Komedia w Krakowie.

Czy tegoroczna Boska Komedia będzie boska?

Boskość w tym wypadku jest bardzo względna, bo przecież ta "Boska Komedia" Dantego usiana jest również trudami i boleściami, ale daje obraz prawdziwszej wizji świata. W wypadku naszego festiwalu pojęcie boskości dotyczy pokazania przez nas teatrum mundi polskiego teatru. Stąd też w nim taka różnorodność spektakli, stąd też taka różnorodność pokoleniowa twórców i ich poetyk. A w tym wszystkim jest moja nadzieja, że podczas tego festiwalu każdy znajdzie coś dla siebie. Przez te osiem dni tworzymy rodzaj platformy wymiany myśli bez ambicji kreowania świata. Widzi pani, to jest tak: dyrektor festiwalu jest głównym rozgrywającym w momencie budowania repertuaru, od chwili wejścia do teatru widzów piłka jest już po ich stronie, używając metafory godnej kraju, gdzie rozgrywane będzie Euro.

Czym ma być ten festiwal dla widzów, dla Krakowa?

Przez osiem dni w roku jesteśmy teatralną stolicą Polski, a nawet Europy. To mówi samo za siebie. Uważam ponadto, że w dzisiejszych czasach funkcje festiwali bardzo się zmieniają. Ja o festiwalu myślę bardzo praktycznie i uważam, że powinien przynieść bardzo konkretne efekty. Jednym z nich będzie wynik konfrontacji spektakli z międzynarodowym światem kuratorów. W tym roku przyjeżdża ich do nas osiemdziesięciu - w dobie kryzysu to szokujące. Dla mnie najbardziej ciekawa jest właśnie ta różnorodność artystyczna. Jeśli dyrektor festiwalu kreuje poprzez spektakle innych twórców własną rzeczywistość, jednorodną linię ideologiczną - to mnie kompletnie nie interesuje.

Nie drażni Pana fakt, że niemal na wszystkich festiwalach pojawiają się te same tytuły i ci sami reżyserzy, jakby poza nimi nikt już nie miał nic ciekawego do powiedzenia?

Tak się stało, że dyskurs teatralny zdominowali Klata, Strzępka, Kleczewska i kilka jeszcze osób. Ale prawda jest też taka, że do nich dołączają nowi, młodsi, pojawiają się polemiczne i mocne głosy starszego pokolenia. Ten festiwal wyrósł z pragnienia maksymalnej demokratyzacji przestrzeni teatralnej. Chcemy pokazywać spektakle z dużych i małych ośrodków, twórców nowoczesnych i bardziej konserwatywnych. Chcemy pokazać, że ten teatralny dialog rozciąga się pomiędzy coraz bardziej rozbijającym się Jankiem Klatą a np. Mikołajem Grabowskim, między Januszem Opryńskim a Moniką Strzępką. Chcemy pokazać, że oni wszyscy też są w jakimś sporze i dialogu artystycznym czy ideowym. Dzięki temu ta dyskusja o teatrze, o współczesnym świecie jest u nas bardziej żywa. Tego nam naprawdę zazdroszczą w innych krajach. Teatr w Polsce nie jest niszowy, on wywołuje żywe reakcje.

Znając wiele z tych spektakli podejrzewam, że festiwal będzie prowokacyjny, może chwilami obrazoburczy. A Pan - jak sądzi?

Słowo prowokacja ma konotacje pejoratywne i zawężające. To takie parlamentarne cliche. Nazwijmy to np. wojną światów. Każdy twórca tworzy świat na scenie, totalitarne państwo swojej wrażliwości. W tym siła artysty, a zderzenie różnych wizji w teatrze jest na pewno sensowniejsze niż anonimowe bluzgi na forach internetowych. To będzie teatr młodych i nieco starszych twórców idących własną drogą, twórców zbuntowanych i nieustannie poszukujących. A tak naprawdę to obok spektakli piekielnie ważna jest ta atmosfera, która co roku towarzyszy festiwalowi. Ta gorączka, która ogarnia i widzów i twórców - to jest fantastyczne. To jest tak zaraźliwe, że wielu kuratorów zaprasza nasze gorące spektakle na swoje festiwale. Łańcuszek konfrontacji snuje się dalej. Kiedy pojechałem po raz pierwszy na festiwale teatralne do Iranu i Bogoty, pozazdrościłem tego, czego nie ma na festiwalach europejskich. Tam był żywioł świętowania, radości z tych kilkunastu dni obcowania z teatrem. Wielotysięczne tłumy, bilety sprzedawane na czarnym rynku jak w Polsce w latach 80. Sam negocjowałem z konikiem kupno biletu na "Burzę" kanadyjskiego zespołu. Odjazd!

Kiedy Wam się to uda?

Wydaje mi się, że po tych trzech edycjach u nas też się tak dzieje, też udało nam się przebić przez masową wyobraźnię, wyciągnąć teatr z kręgu kanapowego dyskursu specjalistów i dać mu szansę, by coraz mocniej świecił. Robiąc tę czwartą już edycję festiwalu czuję się trochę akuszerem nowej energii. Najbardziej kręci mnie stworzenie takiego specyficznego tygla myśli i emocji, nadziei i rozpaczy. Niech i po drugiej stronie sceny dzieje się teatr. Niech widzowie poczują się aktorami teatralnego święta.

Zapewne dyskusję wywoła festiwalowa nowość, cykl spektakli "Pomniki polskie"...

To decyzja dość ryzykowna, bo podejmujemy się pokazać podczas festiwalu spektakle prapremierowe. One stworzą pewien pejzaż współczesnej Polski, a malowany będzie wrażliwością różnych twórców: od Mikołaja Grabowskiego, przez Monikę Strzępkę, po Marcina Libera czy Małgorzatę Głuchowską. Bedziemy mieli możliwość skonfrontowania swojego myślenia o świecie z myśleniem innych. Festiwal właśnie to umożliwia. To takie bezpośrednie starcie.

Skoro pojawia się idea pomników, to będziemy mieli do czynienia zarówno z intronizacją, jak i detronizacją. Pytanie - czego?

Oczywiście postaci, myśli, idei, figur narodowej wyobraźni. Choć odnoszę wrażenie, że budowania nowego pomnika wprost nie będzie, i tego trochę żałuję. Piłsudski, Szela, Solidarność, pielgrzymi z "Pana Tadeusza"... Rewizja języka wobec historii, jaka dokonała się w ostatnich latach w Polsce, była dla nas punktem wyjścia tego pomysłu. Mamy tradycję zawłaszczania języków - wielu temu się sprzeciwia. Budując ten repertuar nabieram coraz większego przekonania, że z polskim teatrem jest coraz lepiej: idzie do przodu, nabiera artystycznego impetu, co nie jest zjawiskiem powszechnym na świecie. A to bierze się też z otwartości, zarówno po stronie artystów, jak i widzów. A w otwartości przecież burzy się walka czy ostrość poetyk.

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
12 grudnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia