Tylko głupcy się nudzą?

"Wymazywanie" - 16. Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Od premiery "Wymazywania" Krystiana Lupy minęła niemalże dekada, jednak spektakl wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością. Właśnie to przedstawienie zainaugurowało XVI Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych organizowany przez Teatr Powszechny w Łodzi. Oficjalnego otwarcia dokonała dyrektorka Teatru Ewa Pilawska oraz Krystian Lupa, którego zespół aktorski towarzyszył nam przez dwa kolejne festiwalowe wieczory.

„Wymazywanie” było pokazywane widzom w dwóch częściach - każda prezentowana była innego dnia, jednak nie zabrakło chętnych, którzy chcieli obejrzeć spektakl chociażby od połowy, dlatego w drugim dniu część widowni wypełniły osoby, które zjawiły się na przedstawieniu po raz pierwszy. Nazwisko reżysera wciąż działa jak magnes, warto jednak zastanowić się, czym po tylu latach od premiery jest spektakl Krystiana Lupy i czy jego teatr niezmiennie oddziałuje na widzów z taką samą siłą. Zachowania festiwalowej publiczności dają pewien obraz tego, w jaki sposób widzowie mogą reagować na specyficzne inscenizacje znanego reżysera. Opinie na temat zaprezentowanego przedstawienia są skrajnie różne. 

TEZA: Lupa się wypalił

Z takimi diagnozami można się było spotkać już w chwili premiery „Wymazywania”, które nie spełniło oczekiwań części krytyków i publiczności. Faktem jest, że podczas Festiwalu na drugą część spektaklu nie przyszła około jedna czwarta widzów, którzy oglądali część pierwszą. Rozczarowanie wynikało przede wszystkim z tego, że na przedstawienie wybrały się osoby nie dysponujące jakąkolwiek wiedzą na temat teatru Krystiana Lupy, w związku z czym to, co zobaczyły, zupełnie rozminęło się z ich wyobrażeniem o niezwykłości dzieła kontrowersyjnego reżysera. Zadecydowała o tym przede wszystkim słynna, przysłowiowa już „lupowska nuda” (pojęcie funkcjonuje w języku teatru na zasadzie analogii do „bergmanowskich dłużyzn”) - zabawy czasem sprawiają, że nie każdy jest w stanie na 6 (lub więcej) godzin zaangażować się w opowiadaną historię. W pierwszej, trzygodzinnej części przedstawienia dominowały rozciągnięte do granic możliwości sceny, niewiele było też momentów, które mogłyby wywołać uśmiech na twarzy widzów (jak chociażby zabawna scena ustawiania do ślubnej fotografii). Znaczna cześć publiczności przychyliła się do opinii Janusza R. Kowalczyka, który 9 lat wcześniej stwierdził, że z uczuciem pustki wychodził z premiery (Janusz R. Kowalczyk, „Ziewająca pustka”, [w:] „Rzeczpospolita”, 13 marca 2001 r.). Komentarze dotyczące aktorstwa niejednokrotnie były zbliżone do opinii wymienionego krytyka, który pisał, że „Piotr Skiba, gra typowego scenicznego snuja, równie monotonnie, co nieznośnie manierycznie”. Widzowie, którzy przyszli „na nazwiska” (tacy aktorzy jak Komorowska, Ferency, Dorociński, czy Fraszyńska wciąż zapewniają komercyjny sukces) byli - delikatnie mówiąc - lekko zdezorientowani.

ANTYTEZA: Lupa jest panem czasu

Sekwencje, w których czas się zatrzymuje, momenty, w których słychać uderzające o powierzchnię krople wody, wydłużone do granic możliwości sceny to elementy zabaw z czasem, które stanowią znak rozpoznawczy reżysera. Wielbiciele jego twórczości przekonują, że pozwala to na wpadniecie w rodzaj transu, który jest kluczem do zrozumienia twórczości artysty. Zwolennicy teatru Lupy podkreślają także niebywały ładunek intelektualny, jaki niosą ze sobą jego przedstawienia. Zachwycony spektaklem Roman Pawłowski pisał niegdyś, że „tym spektaklem Lupa dotyka najistotniejszej kwestii w Europie po XX wieku - poczucia winy” (Roman Pawłowski, „Wymazywanie w Teatrze Dramatycznym w Warszawie”, [w:] „Gazeta Wyborcza”, 13 marca 2001 r.). Rzeczywiście, główny bohater przedstawienia - Franz Josef Murau (Piotr Skiba) nie może wybaczyć ojcu, że w czasie wojny nie pomógł sąsiadowi, który trafiał do kolejnych obozów koncentracyjnych, nie miał natomiast skrupułów po wojnie ukrywać w domu hitlerowców. Franz nie akceptuje swoich korzeni, na które nie miał wpływu, nie godzi się ze swym pochodzeniem, z pełnym obłudy postępowaniem rodziców (matka przez 30 lat miała romans z kardynałem Spadolinim, którego regularnie odwiedzała w Rzymie) i ze wszystkim, na co pozwolili sobie ludzie podczas jednej z najokrutniejszych wojen wszechczasów. Jest to bezsprzecznie najbardziej uniwersalny wątek spektaklu - dotyczy indywidualnego doświadczenia człowieka wpisanego w kontekst historyczny. Nierozliczenie się z przeszłością, zbrodnie II wojny światowej, które odbijają się Polakom czkawką, to wciąż niezwykle aktualny wątek. Podczas II wojny światowej człowiek naruszył granice moralne, których przekroczenie zaowocowało nieodwracalną utratą godności. Od tego czasu ludzie stracili prawo do chełpienia się swoją wysoką kulturą, filozofią, religią, zanegowali wszystko, co dotychczas było wyrazem wyższości nad pozostałymi istotami. Przeszłości nie można jednak wymazać. Bez względu na to, jak bardzo tego nie chcemy, w pewnym stopniu utknęliśmy w tamtym czasie i tamtej przestrzeni. Zbrodnia stanowi integralną część naszej przeszłości, naszego „ja” i nie mamy na to najmniejszego wpływu, jak Franz nie miał wpływu na czyny swych rodziców. Wysiłek wymazywania nie jest zatem szczególnym heroizmem, lecz koniecznością - bez niego nie można już normalnie żyć.

SYNTEZA: Czas odciska piętno, o którym nie chcemy pamiętać

Jedyną możliwą drogą do zrozumienia metody reżyserskiej Krystiana Lupy jest zaakceptowanie faktu, że reżyser osiąga swoje założenia poprzez negację - walczy z autorami inscenizowanych utworów uważając, że tylko na tej drodze jest w stanie czegoś się o nich dowiedzieć, wydobyć z treści ich utworów istotę (o czym reżyser wspominał podczas pospektaklowego spotkania z twórcami). Twórczość Krystiana Lupy zasadza się na paradoksie negacji, przypominającym naczelną zasadę heglowskiej dialektyki („Każda teza zawiera już w sobie antytezę, obydwie zaś zostają zniesione w syntezie”). Jacek Cieślak w jednym ze swoich tekstów (Jacek Cieślak, „Piękne liszaje”, [w:] „Rzeczpospolita”, 13 marca 2001 r.) przypominał, że ignorancja Franza Josefa, który krzyczy: „Moja głowa jest pusta!” w istocie jest prowokacją. Słowa krytyka są jednocześnie najlepszym podsumowaniem metody Krystiana Lupy, który prowokuje emanującą ze spektaklu nudą, sprawiając, że przedstawienie chwilami odrzuca, by chwilę później zachwycić. Nie każdy widz musi jednak akceptować taki teatr. Prawdziwym wyzwaniem dla zwolenników teatru Lupy stały się słowa jednego z widzów, który przez pół spektaklu głośno zastanawiał się nad wynikiem zmagań polskiej biegaczki narciarskiej Justyny Kowalczyk. Żonie, która starała się bronić metody uwielbianego reżysera, odpowiedział krótko: „Nie wiesz, że tylko głupcy się nudzą?”. Cóż, przysłowia mądrością narodu.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
17 lutego 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...