Tym liceum rządzi gang świecącego błyszczyka
,,Heathers"- reż. Agnieszka Płoszajska - Teatr Syrena w WarszawieBardzo duże oczekiwania widowni były wręcz namacalne. W łazience poprawiały makijaż młode fanki ubrane w charakterystyczne szkolne mundurki Heathers, w dłoniach trzymające kije do krykieta. Nie ma się co dziwić, że presja była wyraźnie odczuwalna. Film „Heathers", z Winoną Ryder w roli głównej, jest klasykiem odwiedzanym równie chętnie przez współczesnych nastolatków, jak i ich rodziców. Jak to bywa z klasykami, nie jest łatwo oddać należny im hołd, równocześnie wnosząc do nich coś nowego.
Spektakl zaczyna się od pierwszego wpisu w pamiętniku Veroniki (Natalia Kujawa), który ma datę 1 września 1989 r. Od tych słów w dzień premiery upływa 35 lat. Automatycznie nasuwa się pytanie, czy problemy z jakimi zmagały się nastolatki w latach 80. są nadal aktualne.
Na scenę przekształconą w terytorium Westerburg - wielką drucianą klatkę ozdobioną neonowymi światłami i napisami, wchodzi Veronika. Szybko dowiadujemy się, że jest gnębiona przez swoich rówieśników, co popycha ją do desperackiego czynu. Postanawia wkupić się w łaski ''diabła''- Heather Chandler (Aleksandra Gotowicka). Z dnia na dzień jej umiejętność podrabiania dokumentów sprawia, że szybuje wprost na sam szczyt hierarchii społecznej liceum Westerburg.
Jeśli jesteśmy w typowym amerykańskim liceum, to nie mogło zabraknąć podziału na grupki. Oczywiście są przystojni sportowcy, noszący bluzy futbolowe, którzy są lekko seksistowscy. Lekko, to mało powiedziane. Próbują zgwałcić tytułową Veronikę, która niczego nieświadoma, przychodzi na ratunek dwóm pozostałym Heathers - Duke i McNamarze (Joanna Gorzała i Karolina Gwóźdź). Na miejscu okazuje się, że jej ''przyjaciółki" zgłosiły ją na ochotnika na randkę, na której dojść ma do gwałtu. Agnieszka Płoszajska postanowiła w tym miejscu dodać własny komentarz na temat kultury gwałtu. Kultury, w której tytułowa bohaterka jest molestowana przez Rama i Kurta za noszenie "zbyt krótkiej i wyzywającej" spódniczki.
Z pomocą przychodzi jej JD (Maciej M. Tomaszewski) - koszmar każdego rodzica, wyraz buntu nastolatki. Chłopak ubrany jest cały na czarno, a spod skórzanej kurtki wystają mu tatuaże. Wygląda jak typowy reprezentant antyestablishmentu, cytujący poetów wyklętych. JD za swoją misję uważa powstrzymanie Heathers, które sieją terror w Westerburg i znęcają się nad swoimi rówieśnikami. Rekrutuje jako swoją pomocniczkę Veronikę, która niczego nieświadoma, pomaga w zabójstwie Heather Chandler. JD zaraz po morderstwie nakłania swoją dziewczynę, żeby podrobiła pismo Heather, aby całe zdarzenie wyglądało jak samobójstwo.
Agnieszka Płoszajska porusza delikatny temat samobójstwa, operując mistrzowsko konwencją groteski. Świadczy o tym najlepiej scena licealnego przedstawienia, będącego próbą rozmowy o problemach psychicznych z młodzieżą. Już na początku rzuca się w oczy komiczny baner z napisem "Rottweilery z Westerburg gryzą się z problemem samobójstwa." Widok tytułowych Heathers (Duke i McNamary) schodzących swoim typowym, zmysłowym krokiem w wielkich opaskach słońca, upodobniających je do typowych polskich przedszkolaków, widownia przywitała szczerymi wybuchami śmiechu.
Czarny humor świetnie został wykorzystany w scenie pogrzebu wcześniej wspomnianych sportowców - Rama i Kurta, którzy za sprawą JD pośmiertnie stali się zakochaną w sobie parą gejów. Ojciec Rama w rozśpiewanym numerze zarzuca tacie Kurta brak tolerancji i homofobiczne nastawienie do wiadomości, że ich synowie byli razem w związku. A przecież, jak się po chwili dowiaduje się rozbawiona widownia, sami ojcowie mieli w przeszłości homoerotyczny epizod. Każdy kolejny musicalowy numer widownia wita euforycznymi wiwatami.
Przedstawienie zamyka pełna emocji scena, w której JD, idąc śladami ojca postanawia wysadzić szkołę. Dochodzi do wniosku, że osoby takie jak Heathers mogą się dogadać ze swoimi ofiarami tylko w niebie. Ostatecznie Veronika pokonuje swojego byłego chłopaka i zostaje nowym ''szeryfem" Westerburg. Jej pierwszy dekret? Pogodzenie się z wcześniej porzuconą przyjaciółką Marthą.
Po skończonym przedstawieniu słyszę w kuluarach typowe ,,Co myślisz?" ze wszystkich stron. Jedna odpowiedź zapada mi w pamięć najbardziej - ,,Nie ma się do czego przyczepić. Po prostu petarda".
Stanowczo się pod tym podpisuję.