Tyran przetrącony

"Szkoła żon" - reż. Jacques Lasalle - Teatr Polski w Warszawie

Obstawiam: Molier polubiłby Andrzeja Seweryna. Wybitny aktor odnalazł bowiem do najważniejszych jego postaci klucz idealny a nieoczywisty. Mizantropem był al-truistycznym aż do brutalności, Don Juanem cynicznym i tragicznym zarazem. Wielkie to były role, skutecznie demolujące dotychczasowy wizerunek Molierowskich bohaterów. Bo jeśli śmiech, to przez ściśnięte gardło, jeśli morał, to wypowiadany półgębkiem, bez żadnej satysfakcji. Grał Seweryn to wszystko w przedstawieniach Jacques\'a Lassalle\'a (Mizantropa w Lozannie, Don Juana w paryskiej Comedie Francaise), które przyjeżdżały do Polski w aurze wielkiego wydarzenia.

Chłonęliśmy te wspaniałe inscenizacje jak powiew wielkiego świata, nie zawsze dostrzegając, że Lassalie podstawia nam nieco innego Moliera. Nie rubasznego farsopisarza, a przerażonego ludzką naturą obserwatora. Od "Mizantropa" minęła dekada, w tym czasie w Lassalle\'u przestaliśmy widzieć przybysza z zewnątrz. Mamy go już za reżysera oswojonego, w Teatrze Narodowym wystawiał z wielkim sukcesem "Tartuffe\'a" Moliera i "Umowę" Marivaux, potknął się na "Lorenzacciu" Musseta. Przygotowując "Szkołę żon" w Teatrze Polskim w Warszawie, Lassalie powraca do Seweryna, z którym rozpoczął swoją polską przygodę. 

"Szkoła żon" w Polskim, czyli współczesna gorycz w klasycznym kostiumie.  

Historia zatem zatoczyła koło, pozwalając aktorowi dopisać do swego dorobku kolejną z wielkich partii z repertuaru Moliera. Tyle że lata mijają, Seweryn wie o zawodzie i świecie jeszcze więcej, podobnie Lassalie. Stąd gorycz ich nowego przedstawienia. Seweryn gra Arnolfa, który głęboko wierzy, że może wychować sobie przyszłą żonę. Wystarczy wziąć dziewczę

ładne i układne, odciąć je od realnego świata, nie pozwolić dojść do głosu potrzebom i pokusom. Plan chytry, ale niemożliwy, bo Agnieszka (mocna rola Anny Cieślak) swoje wie i przed prawdziwą miłością nie ucieknie. Dlatego tyran pokonany i wyśmiany przez otoczenie w mgnieniu oka zamieni się w zgryźliwego starca, a na koniec ucieknie z podkulonym ogonem. Seweryn pokazuje upadek Arnolfa poruszają-co, bo nie szuka dla niego ani łatwych usprawiedliwień, ani efektownych oskarżeń. Pozwala tylko samozwańczemu tyranowi rozpadać się na naszych oczach, to wystarczy.

Czy to współczesne? Jak najbardziej, tak jak współczesne są sztuki Moliera, Szekspira, Sofoklesa. A że Lassalie nie ubiera aktorów w "Szkole żon" w dżinsy i nie każe im jeździć na motorach? Cóż, francuski reżyser wielokrotnie już udowadniał, że nie lubi udawać, że jest kimś całkiem innym i zmieniać stylów jak rękawiczki. Dlatego gra Moliera z poszanowaniem klasycznej konwencji, w dawnych, by tak rzec, dekoracjach. Tyle że konwencja jest w Polskim jedynie konwencją, w dodatku twórcy chętnie biorą ją w jiawias. W efekcie "Szkoła żon" Lassalle\'a przypomina przemyślnie skonstruowaną pułapkę. Jedni dostrzegą w niej wystawne kostiumy, inni ponadczasową gorycz. Każdy ma wybór.

Jacek Wakar
Przekrój
2 listopada 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia