Uciec przed gębą
"Fantazy" - reż: Piotr Cieplak - Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w GdyniKiedy "dochodzi" na scenie do Słowackiego, prości, oczytani ludzie zastanawiają się, do jakich rozwiązań posunie się reżyser. Co zaprezentuje publice skłonnej twierdzić, że Słowacki archaiczny jakiś jest albo tylko niemodny. Głos ludu może także ocierać się o nierozpowszechniane współcześnie sądy romantyczne, że Juliusza dzieła niedorobione są, nieskończone, o wątpliwej wartości w pracy teatralnej i przed publicznością. Schować go można łatwo przecież do szufladki - szkolne lektury i nic więcej. A szufladek, jak wiadomo, nie trzeba odkurzać i pielęgnować.
A przecież Bladaczka krzyczał: "A zatem, dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość?... Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze do głowy - a więc jeszcze raz powtórzę, proszę panów: wielki poeta, Juliusz Słowacki, wielki poeta, kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą.".
Bladaczka w "Ferdydurke" wlewał miłość do wieszcza słowami prostymi i nader wulgarnymi jak na nauczyciela; jego technika in expressis verbis współcześnie stanowi dla niektórych polonistów wzór, z którego oni, w ramach poprawności pedagogicznej, nie mogą, niestety, skorzystać.
Ewa Nawrocka pisze: "Trzeba umieć zobaczyć, że postaci "Fantazego" istnieją nie tylko w świecie materialnych realiów dramatycznych zdarzeń, ale i ponad tym światem, w duchowej przestrzeni etycznej i właśnie to ich etyczne istnienie jest ważne, bowiem tylko ono jest miarą ich oceny. Każda z postaci dramatu ma momenty, w których przez własne cierpienie lub cierpienie bliźnich dosięga jej miary anielstwa." Żadna z postaci nie jest jednoznaczna, jednowymiarowa, o możliwej do zdefiniowania tożsamości. Jest jednocześnie spójną całością w cielesnym konkretnym bycie i pasmem metamorfoz w jej duchowym, procesualnym istnieniu.
Słowacki w opinii pani profesor stworzył dzieło doskonałe, gdzie anielskość i duchowa przestrzeń etyczna przechodzi z osób dramatu zapewne na widza. Hermetyczność i lingwistyka a nawet mniemanalogia NIE-stosowana są widać potrzebne niektórym uczonym w pismach, by krzewić Słowackiego i miłość do niego. Gombrowicz miałby niezłą pożywkę do kolejnych kpin z napuszonych i świętych świętością narodową papierowych haseł. Gębę przypiąłby aż miło.
Odnawiające się, trudne historycznie relacje Teatru Miejskiego z Uniwersytetem Gdańskim, cieszą, ale na przykładzie wyjątkowo złego tekstu Nawrockiej pokazują, że środowisko na razie wyrównuje rachunki - wypowiedź profesorki śmieszy, zamiast podnosić rangę okolicznościowej gazety "Ferdy Durke", w której została zamieszczona. Oby jednak ludzie nauki coraz częściej wychodzili z ukrycia akademickiego i zabierali publicznie głos nie tylko na temat możliwych mariaży intelektualnych współczesnego widza z przeszłymi wieszczami. O tekstach literackich można przecież rozprawiać różnie.
Piotr Cieplak dał przykład, że wieszczenie może być przyjemne i ciekawe, pozbawione taniego efekciarstwa i wykorzystujące potencjał skupiony w teatrze. "Fantazy" w jego reżyserii to sztuka wielodźwięczna, precyzyjnie wydobywająca słowa, które mają przede wszystkim znaczyć, sens oddawać, a nie wchodzić w wybuchowe reakcje interpersonalne. Cieplak poważył się pokazać teatr wyobraźni, wychodząc poza dopuszczalne ramy słuchowiska radiowego. Korzystał przy tym z doświadczeń radiowych nagrań i spotkań z publicznością w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie, w którym odbywają się otwarte "czytania" pomników literatury rodzimej.
Z jaką materią musiał się tym razem zmierzyć reżyser? "Fantazy", utwór dramatyczny w pięciu aktach, historycznie kojarzony z dwoma podtytułami: "Nowa Dejanira" i "Niepoprawni" (nad datą powstania dzieła spierają się badacze, kreśląc ramy czasowe między 1841 a 1845 rokiem). Nie chcąc doszukiwać się znaczeń tam, gdzie ich nie ma, można śmiało rzec, że pierwszy podtytuł to nadgorliwość i nadinterpretacja. Dejanira, córka Ojneusa, mścicielka z miłości na Heraklesie, który przyjął od niej zatrutą koszulę (stąd do dziś funkcjonujące powiedzenie - koszula Dejaniry), po śmierci ukochanego, sama popełnia samobójstwo. W "Fantazym" nie są przedstawione tak wielkie dramaty. Natomiast "Niepoprawni" wpisują się celniej w interpretację tej tragikomedii. Słowacki pokazał bowiem współczesnych sobie bohaterów, którzy zmagają się z ekonomią społeczną i polityczną, zdemaskował ich słabości, oportunizm i przyzwyczajenia cenione bardziej niż dobro bliskich. Pokazał odbrązowiony romantyczny patriotyzm w osobach niepoprawnych zesłańców syberyjskich, małżeństwa Respektów, którzy nie wykazują się głębszymi uczuciami, dbając wyłącznie o markę nazwiska, którzy z własnej córki Dianny uczynili kartę przetargową w inwestycji: ratujmy nasze tyłki (pisanie o pupie w kontekście Gombrowiczowskich skojarzeń i scenicznej obrazy Joanny Szczepkowskiej nie powinno nikogo dziwić).
Niepoprawność zasadza się także na powszechnie przyjętych szkolnych skojarzeniach - Słowacki pokazał znudzonego życiem i szukającego przyjemności oraz niespodzianek zamożnego Fantazego. Nie ma tu mowy o spleenie otwierającym pole do eksploracji osobistej tej postaci dramatu. W interesie jego szeroko rozumianej zabawy jest kupienie Dianny za złotych polskich pół miliona. Romantyczna miłość zastąpiona została kontraktem, świeżość uczuć zastąpiona została odradzającymi się porywami próżnej egzaltacji wobec dawnej kochanki, Idalii. Więzi łączące Fantazego z arystokratką Idalią opadają w sytuacji rozwiązania intrygi. Niepoprawnym zdarzeniem jest również śmierć Wołdemara Hawryłowicza, majora rosyjskiego, dekabrysty, który ginie z rąk Rzecznickiego nie za ojczyznę przecież, ale w imię idei oczyszczenia atmosfery i zbrukanej godności kobiety.
Jak to, romantyzm awanturniczy i w krzywym zwierciadle? Tak, "Fantazy" to awanturnicza tragikomedia, z elementami komedii romantycznej, komedii omyłek i oświeceniowej powieści pisanymi w "szale" średniówkowym. Są w niej nieliczne postaci, jak wspomniana Dianna, powstaniec Jan czy Stella, które przykuwają uwagę ciekawszą powierzchownością, odzwierciedlającą ideał pokory i ofiary. Idalia nosi w sobie również rys ponadczasowych wartości-jak szczerą miłość, czy życzliwość.
Obnażanie mitów i patosu własnej epoki, lekka ironia i ostra satyra na dziejowe i romantyczne przypadłości polskie to zdaje się być zadanie życiowe Słowackiego. Piotr Cieplak wykorzystał otwarte możliwości interpretacyjne tekstu i "przeczytał" Słowackiego, lekko pudrując inscenizację, zamykając ją w studiu nagraniowym i kabinie prowadzącego, gdzie spiker Radia Gombrowicz Ławryn (Mateusz Ławrynowicz) anonsuje Słowackiego i wszystko to, co przyjdzie mu do głowy. Mamy więc odizolowanych pleksą aktorów, którym przypisane zostały konkretne ruchy i działania w sytuacji rozmieszczonych mikrofonów i elementów scenografii. W działaniach tych wymagana jest dokładność i wręcz matematyczna precyzja konstruowania dźwięków, jak również zespołowe zgranie i uczynność. Dla starszego widza, wychowanego na słuchowiskach radiowych, takie przedstawienie może przywoływać na przykład film "Skarb" z 1948, w reżyserii Leonarda Buczkowskiego, z Danutą Szaflarską, Jerzym Duszyńskim i Adolfem Dymszą, imitatorem dźwięków.
Młodszy, ale wytrawny widz, mógłby przywołać "Lisbon story" w reżyserii Wima Wendersa ze znakomitą rolą dźwiękowca Phillipa Wintera ( Rüdiger Vogler) i przejmującą muzyką zespołu Madredeus.
Realizator dźwięku, Marek Piotrowski zadbał o szczegóły, wydobywając czyste tony głosów i świetnie zaaranżowane dźwięki "krzesane" z ze smyczka i elementu perkusji, z muzealnych kapci nałożonych na buty, z fragmentów kostiumów, ze skrzypiących i zatrzaskiwanych drzwi, z upadających kamyków, plusku wody, szeleszczącej sakiewki vel tabakiery, dzwoniącej kamizelki czy otwieranego, zastąpionego współcześnie hebelkami, bezpiecznika.
Dzięki takiej aranżacji widz stał się świadkiem dźwięków i spadkobiercą teatru wyobraźni. Paweł Czepułkowski, od lat współpracujący z Piotrem Cieplakiem nagrał efekty radiowe i skonstruował muzykę zapadającą w pamięć, wydobywającą napięcie, niespokojną, opartą na skojarzeniu różnych dźwięków(muzyka towarzyszy zresztą widzowi jeszcze przed spektaklem oraz w przerwie; nie można o jej pominąć, gdyż jest nastawiona tak głośno jakby należało poruszać się w jej rytmie) Czy spiker był potrzebny w tej wędrówce? Wydaje się, że nie przeszkadzał swoim ciepłym, dźwięcznym głosem, którym wyrażał także swoje opinie o rozgrywających się na forum radiowym i ogólnokulturalnym wydarzeniach. Odwoływał się do głosów słuchaczy, biorących udział w konkursie o różowego mercedesa, odwoływał się do kwestii żydowskiej i Arki Gdynia.
Odczuwało się pewien niedosyt informacyjny z terenu Trójmiasta w wypowiedziach radiowca, bo przecież dbano, aby realizacja współczesną była - na umieszczonym w głębi sceny ekranie wyświetlany był statyczny obraz alei topolowej, znajdującej się niedaleko Skweru Kościuszki, gdzie bohaterami filmu stawali się nieświadomie mieszkańcy miasta z morza i marzeń (dodać należy, że obraz topoli nakręcono na dzień przed ich ścięciem). Może w następnych wystawieniach dać Ławrynowi trochę miejsca na improwizację?
Słowacki nie dostarczył w swym tekście możliwości na kreacje jednej czy kilku postaci. Pozwolił sobie na umowność w tym względzie. Na uwagę zasługuje w dramacie i w inscenizacji Dianna - w tej roli Olga Barbara Długońska, skrywana dotąd w Miejskim. Pokazała zacięcie dramatyczne, nadając postaci pazur słusznego oburzenia na krzywdę i niesprawiedliwość. Skupiła uwagę podczas dialogu z Fantazym, wykazując wobec niego asertywność panny, której chciano zakneblować usta.
Bardzo dobrze zagrała Katarzyna Bieniek (Stella), bo umiała wykrzyczeć dramat swej siostry, całą sobą odzwierciedlając historię skazanej na zakup. Bieniek wyraźnie otworzyła się w tej inscenizacji.
Dariusz Siastacz, tytułowy Fantazy, zagrał poprawnie, nie wyczerpując jednak możliwości, jaką dawała rola zblazowanego arystokraty. Piękny głos, urok własny i jubileusz 25-lecia nie wystarczyły. A może to tylko fakt, że pomimo tytułu, dla niego, jak również w przypadku innych postaci, nie było roli pierwszoplanowych czy wiodących ?
Ciekawą charakteryzację zaprezentowała Małgorzata Talarczyk (Hrabina Respektowa), we włosach, w które piorun chyba strzelił oraz nieco wyciągnięty z lamusa Rzecznicki (Filip Frątczak), w niegustownej marynarce i butkach. Sławomir Lewandowski jako Hrabia Respekt, ojciec Dianny, okazał się być stworzony do roli hazardzisty ryzykującego losy dziecka i uniżonego łechtacza podniebienia Fantazego. Skupiony Eugeniusz Krzysztof Kujawski, grający majora i kamerdynera, wpisał się dobrze w charakter spektaklu - słuchowiska. Wszyscy zadbali o spójną grę zespołową, o dykcję, o dokładność. Podczas nagrań w Radio Gombrowicz niektórzy aktorzy na czas deklamacji nakładali lub zdejmowali części garderoby. Mało działo się na drugim planie, najczęściej zespół "odsiadywał" powiedzianą kwestię.
Zobaczyliśmy w Teatrze Miejskim "rozkładanego" tekstowo Juliusza Słowackiego. Było to rzetelne, ciekawe rozkładanie, które pokazało, że wielkość wieszcza można mierzyć miarą współcześnie dostępną percepcji widza. Atrakcyjność pokazanego słuchowiska zasadza się właśnie na jego "niepoprawnym" pomyśle pokazania dźwięków. Piotr Cieplak udowodnił, że o "Fantazym" można żywo dyskutować w kuluarach podczas przerwy, że można się nim zachwycać, pomimo tego, że przecież nie zachwyca tych i tamtych.
Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza pokazał, że nie można gęby mu dorobić, jeżeli chodzi o pomysły i z Gombrowiczem branie się na bary. A przebywający na premierze Piotr Łukasz Juliusz Andrzejewski, Przewodniczący senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu, przypadkowo z pewnością przejeżdżający przez Gdynię, acz bez tragarzy, zawiezie do stolicy wieść bezcenną, że gdynianie nie gęsi i dobry teatr mają, a Piotr Cieplak wielkim reżyserem jest.
***
Jubilat Dariusz Siastacz dostał z rąk prezydenta Gdyni, Wojciecha Szczurka, medal "Miasto z morza" z inskrypcją: " Tym, którzy mają odwagę realizować swoje marzenia".