Ucieczka i starość

"Ceremonie zimowe" - reż. Adam Sajnuk - Teatr WARSawy

Przy rubasznym karnawale i małostkowości ludzi bardzo łatwo przeoczyć to, co Hanoch Levin ukrywa w drugiej warstwie tekstu: przejmującą samotność bohaterów, którzy przecież zwłaszcza w pobliżu rodzinnego dramatu powinni trzymać się razem i wspierać. Tutaj nie dość, że każdy pozostaje sam ze swoimi zmartwieniami, to jeszcze musi toczyć bezsensowną, bo z góry skazaną na niepowodzenie, walkę o uwagę. Jeden po drugim upadają systemy wartości i reguły życia społecznego, bezlitośnie obnaża się fasadę pozorów. Na koniec i tak każdy zostanie sam.

Kiedy umiera Alte Bobiczkowa, jej syn, Laczek Bobiczek chce podzielić się swoim smutkiem z rodziną. Tyle że krewni (świetnie domyślający się, co się stało) nie mogą takiej wiadomości przyjąć: nie w przeddzień ślubu córki Welwecji. Gdyby Alte Bobiczkowa opuściła ziemski padół w bardziej dogodnym terminie, jej siostra Szeracja byłaby pierwsza do opłakiwania zmarłej. Tak: czuje się w obowiązku chronić córkę i zaplanowaną uroczystość, do której przygotowywała się od narodzin (własnych). Laczek nie ustaje w wysiłkach, aż zamienia się w karykaturę samego siebie. Finał jego działań okazuje się jednak wyjątkowo gorzki, przynajmniej z perspektywy tych, którzy jeszcze mieli nadzieję. A przecież samotność według bohaterów jest czymś złym albo zasługującym wyłącznie na wyśmianie. Profesor Kipernaj to postać pogardzana: nie założył rodziny, nie zaznał szczęścia. Szuka ochłapów uwagi tam, gdzie i tak go nie chcą. To nieudacznik, któremu nie należy współczuć. Zresztą na pewno zasłużył sobie na taki los. Cóż dziwić się profesorowi, skoro nawet ojciec Welwecji, Raszels, nie znajduje bratniej duszy. Wciąż próbuje opowiedzieć jeden i ten sam dowcip, wszyscy jednak go ignorują i traktują z góry. Raszels jest o wiele mniej sprytny niż Szeracja, gardzi nim nawet córka Welwecja.

W spektaklu Ceremonie zimowe postacie budowane są na karykaturach podkreślanych jeszcze przerysowanymi kostiumami. Welwecja w różowym pluszowym dresie i wystających stringach, z welonem zatkniętym w pasie, to istota z kompletnie innego świata, podobnie jak lowelas i amant Popoczenko: ale oni w tej historii nie odgrywają prawie żadnej roli. Prym wiodą przecież „teściowe", knujące intrygę. Wśród szkicowanych grubą kreską charakterów jeden Laczek Bobiczek przejdzie poważną metamorfozę: reszta do końca pełnić będzie narzucone sobie role. Śmierć Alte Bobiczkowej burzy kruchy ład, wyzwala strach. Wszyscy uciekają w zabawę, żeby przezwyciężyć ostateczność. Mogliby jeszcze biegać, ale to bez sensu.

Mocnym punktem Ceremonii zimowych staje się szmoncesowy humor, momentami ostry lub rubaszny. Hanoch Levin zresztą uwielbia przekłuwać patos przyziemnością. Umieranie jest u niego jak puszczanie bąków, na pierwszy plan wybija się dupa, niekoniecznie metaforyczna. Wulgarność to sposób na zamanifestowanie istnienia, walka z przemijaniem i agresja skazana z góry na porażkę. Oznaka słabości. Levin wprowadza tu całe mnóstwo żartów w stylu „szabasowych świec", komentarzy absurdalnych, przewrotnych i mimo wszystko przepełnionych znaczeniami. Czarny humor przeplata się tu z nonsensem, a wszystko razem podlewa się filozofią. Może to, że bohater się urodził, nie jest ważne dla całego świata, ale dla niego samego ma znaczenie, komentuje ktoś, ktoś przeprasza, że zaśmiał się w dniu żałoby Laczka. Obok wypowiedzi niecenzuralnych (które u Levina pełnią funkcję kotwic do rzeczywistości) pojawiają się głębokie przemyślenia: to kwintesencja żydowskiego humoru. Tu można się śmiać, śmiać się przez łzy albo zamierać w przerażeniu, wszystkie emocje będą równie silne. Levin oczyszcza. Pozostaje jeszcze podziw dla samej realizacji.

Ceremonie zimowe w wykonaniu Teatrów Montownia i WARSawy to piękna gra przestrzenią. Scenografię tworzą tu trzy miejsca: trumna (potem zmieniająca funkcję), ściana domu (zamieniana w wysokie góry) i drzwi. Widzowie dostają wgląd w kilka planów równocześnie, planów jakby wyświetlanych obok siebie. Okłamuje się tu perspektywą (i Laczek, i profesor prowadzą ze sobą dialog przez widownię), przedstawia odbiorcom różne informacje naraz (więc mają oni przewagę nad bohaterami). I chociaż wspinaczka po ścianie musi robić wrażenie, wcale nie jest najsilniejszym punktem spektaklu, jeśli chodzi o zabawę miejscem. Imponuje operowanie symbolem (aureola nad głową umierającego ojca) i przesadą (klepsydra). Chwyty są tu dobrze przemyślane, dynamizują przedstawienie (genialne rozwiązanie z wolnostojącymi drzwiami). Ucieczka przed śmiercią to także ucieczka przed prawdą, tyle że skazana na porażkę. Podświadomie bohaterowie muszą o tym wiedzieć, na tym zresztą polega ich tragizm. Levin jest niewygodny: bezlitośnie przedstawia to, czego odbiorcy nie chcą dopuścić do wiadomości. Jeszcze nie teraz, nie w tej chwili. Rozpaczliwa walka o zachowanie pozorów owocuje śmiesznością.

Tylko że ta śmieszność podskórnie staje się coraz bliższa śmierci.

Izabela Mikrut
Materiał organizatora
2 sierpnia 2018
Teatry
Teatr WARSawy
Wątki
Lato 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia