Uczta w Szaniawskim

„Daisy" - reż. Konrad Imiela - Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu

Teatr Dramatyczny po raz kolejny intryguje. Mami historią o księżnej Daisy, nietypową dla siebie formą musicalu, wpadającym w ucho zwiastunem... Ah, jakże rozbudza to apetyt!

Twórcy i twórczynie zdecydowali się na atrakcyjną formę musicalu, co samo w sobie niezmiernie interesuje, gdyż jest to pierwsza produkcja tego typu w Szaniawskim. Reżyserią zajął się Konrad Imiela, dyrektor artystyczny wrocławskiego Teatru Capitol, mający w dorobku wiele muzycznych spektakli. W większości ról obsadzono aktorki i aktorów z związanych z wałbrzyskim Teatrem Dramatycznym. Wyjątek stanowi Małgorzata Walenda, wcielająca się w pierwszoplanową rolę Daisy, na co dzień występująca w poznańskim Teatrze Nowym. Na scenie zobaczymy również, jak zawsze magnetyczną, Agnieszkę Kwietniewską kradnącą dla siebie całą uwagę, oraz Rafała Kosowskiego w drugoplanowej roli Kamerdynera, którego charyzmy nie sposób zapomnieć. W synów Daisy wcielili się Mateusz Flis, Wojciech Marek Kozak oraz Piotr Mokrzycki, nadający każdej z postaci mocno indywidualny charakter. W trzecioplanowych rolach członków rodziny Daisy wystąpili Angelika Cegielska, Dorota Furmaniuk, Irena Wójcik, Kinga Świeściak oraz Michał Kosela jako wiecznie nieobecny mąż księżnej, Hans.

"Szaniawski" nie byłby sobą, gdyby nie zaproponował czegoś nietypowego, gdyby nie przyjrzał się tematowi z drugiej albo i z trzeciej strony, wreszcie gdyby nie podał nam czegoś w sposób niekonwencjonalny. I tak leitmotivem musicalu stało się serwowanie potraw na arystokratycznym balu przełomu XIX i XX wieku. A właściwie serwowanie kolejnych scen, kolejnych wydarzeń z życia Daisy. Rytm spektaklu wyznaczają Kamerdyner wraz z dwójką pomocników, co jakiś czas wnoszący na scenę tacę z nowymi, nacechowanymi symbolicznie potrawami - pojawiają się wyborne przekąski, dziczyzna czy osładzające życie desery. Zabieg ten jest w istocie pretekstem do popychania akcji dalej i umiejscawiania jej w czasie. A że życie księżnej Daisy było długie i (nie)szczęśliwe kamerdynerzy mieli pełne ręce roboty.

Spektakl proponuje dwugodzinną podróż przez życie księżnej. Poznajemy ją jako młodą niewinną dziewczynę, którą rodzina postanawia sprzedać, pardon, wydać za mąż za przedstawiciela niezwykle bogatej niemieckiej arystokracji, księcia Hansa Heinricha Hochberga. W kolejnych scenach ukazane zostają istotne wydarzenia z życia Daisy i jej otoczenia. To właśnie na jej rodzinę kładziony jest spory nacisk - sama księżna dostaje niewiele solowych momentów, przeważają sceny zbiorowe. Paradoksalnie, to przez ich pryzmat snuta jest opowieść o księżnej von Pless. Daisy wydaje się postacią raczej bierną, niż dynamiczną, nie napędza akcji. Jest stwarzana przez swoje środowisko. Taki nieoczywisty sposób prowadzenia narracji, wskazuje na sytuację kobiet przełomu XIX i XX wieku, które mimo chęci bycia czymś więcej niż czarującym dodatkiem do bankietu, miały mocno ograniczone możliwości działania.

Dużą zaletą musicalu jest to, iż wskazuje on na te wątki i motywy z życia księżnej, których raczej nie porusza się w ogólnej narracji na jej temat. Z reguły przytacza się jej działalność charytatywną, zaangażowanie w sprawy społeczne czy pracę jako pielęgniarka podczas I Wojny Światowej. Spektakl pomija te sprawy, jedynie napominając o nich marginalnie. Twórczynie i twórców nie interesuje Daisy jako osoba publiczna, lecz jako osoba prywatna. To właśnie takiej księżnej przyglądamy się podczas musicalu - jej cichemu cierpieniu, niezrozumieniu ze strony męża i jego stopniowemu wycofywaniu się z relacji, ograniczającej chorobie. Swoistej dychotomii kulturowej doświadczanej przez większość życia - będąc Angielką, poślubiła Prusaka, zamieszkała na Śląsku, a jej ziemie w zależności od czasów przynależały do różnych państw. Członkowie jej rodziny mieli niejednorodne, trudne do sklasyfikowania tożsamości narodowe, opowiadali się po różnych stronach obozów politycznych. Ze spektaklu wyłania się obraz nieco zagubionej, lecz silnej kobiety, o woli działania, ale pętanej konwenansem epoki.
Już scena otwierająca sugeruje w jakim tonie utrzymany będzie musical - ironiczny, zadziorny, z dowcipem, ale i uszczypliwie wbijający szpile w arystokratyczny styl życia ponad stan oraz nasze zafascynowanie nim. Dostaje się bogatym elitom zdającym się funkcjonować tylko dzięki niezliczonej, oddanej im służbie.

Tu warto wspomnieć świetną scenę, w której zrozpaczony Kamerdyner próbuje zdroworozsądkowo zwrócić uwagę księżnej i jej synów na zbliżającą się I Wojnę Światową, ale ci zdają się tego nie zauważać - nie przerywają śpiewu, dalej oddając się rozrywkom. Twórcy i twórczynie zwracają również uwagę, iż często wystawny styl życia arystokracji był okupiony cierpieniem czy nawet śmiercią pracujących dla nich ludzi. Mówi o tym jedna z pierwszych scen, z hipnotyzującym tańcem poławiacza pereł. Historia ta zdaje się kłaść cieniem na całym życiu Daisy, w którym słodkie szczęście podszyte było nutą smutku i goryczy. Ale i osoby siedzące na widowni nie uchodzą przez krytycznym wzrokiem. W pewnym momencie Agnieszka Kwietniewska łamie czwartą ścianę i pyta osób na widowni, dlaczego zdecydowali się na obejrzenie musicalu. „Chcecie prawdy czy pięknej historii?" - pyta retorycznie.

Co nas bardziej interesuje - wiernie oddana historia jej życia czy popkulturowe, podkręcone, znacznie ciekawsze wyobrażenie na jej temat? Czy historia Daisy interesowałaby nas bez uatrakcyjnień? Dlaczego przyszliśmy do teatru? Dla zapewnienia sobie rozrywki, gdzie pożywką jest historia czyjegoś życia? Wytrąca nas z komfortu osoby zatopionej w (nowych jeszcze) fotelach pogrążonych w teatralnych, bezpiecznych mrokach widowni. Wytyka nam nasz cichy voyeryzm.

Jako, że żyjemy w czasach nastawionych na doznania wzrokowe (a ja dodatkowo należę do osób szczególnie nań wyczulonych), nie mogę nie wspomnieć o wspaniałej scenografii Anny Haudek i kostiumach Agaty Bartos. W przeciwieństwie do przepychu zamku Książ, w którym mieszkała Daisy z rodziną, scenografia jest bardzo oszczędna. Składa się na nią długi stół, jak w kalejdoskopie zmieniający swe przeznaczenie oraz przepięknie grające ze światłem kurtynowo udrapowane firany, stanowiące wciąż zmieniające się tło. Jest to niezwykle plastyczny element, zachwycający swą prostotą. Jego genialność ujawnia się dzięki pracy Jakuba Frączka, operującego światłem. W tym duchu pozostają również kostiumy autorstwa Agaty Bartos, nawiązujące do stylów minionych epok, ale nie będące na szczęście ich nudnym odtworzeniem, a interesującą, atrakcyjną syntezą.

Jest to piękny wizualnie musical, pełen soczystych scen, nieoczywistych. Przełożenie na język tańca i muzyki sytuacji tworzenia się ruchów nazistowskich w latach 30-tych XX wieku na długo pozostanie w mojej pamięci. Za choreografię odpowiedzialny jest Jacek Gębura, a za muzykę Grzegorz Rdzak. Nie zabrakło i scen subtelnych wizualnie, przemycających lokalny folklor, jak ta, w której rodzina robi sobie pamiątkowe zdjęcie na tle śląskich koronek.

„Daisy" to bardzo ciekawy i udany eksperyment Szaniawskiego. Mój rozbudzony materiałami prasowymi apetyt został zaspokojony. Mimo, iż musical opowiada o dość znanej postaci (zaryzykuję stwierdzenie, że w samym Wałbrzychu zapewne nie ma osoby, która by o Marii Teresie nie słyszała), to porusza mniej znane aspekty z jej życiorysu i ukazuje ją w świeżym świetle.

To nieoczywista propozycja biograficzna. Spektakl stanowi też wspaniałe uzupełnienie wizyty na Zamku Książ, gdzie poznajemy Daisy z przeciwnej strony - ze strony działalności publicznej.

Kamila Pietrzak
Dziennik Teatralny Łódź
23 marca 2024
Portrety
Konrad Imiela

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia