Uczynić słowa żywymi
rozmowa z Anną SzymczakAnna Szymczak - absolwentka specjalizacji teatrologicznej na polonistyce poznańskiej oraz scenopisarstwa na Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie, założycielka i reżyser Studia Teatru Castingowego MplusM w Poznaniu, współpracuje z Fundacją Mam Marzenie oraz Ośrodkiem Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niesłyszących w Poznaniu. Laureatka konkursu Ineterscenario 2008. Autorka scenariuszy i sztuk teatralnych. 21 listopada odbyła się premiera jej najnowszej sztuki "Kobieta i kanapa".
Wydawałoby się, że dla współczesnej kobiety najważniejsze są laptop, komórka, ewentualnie błyszczyk z kolagenem... Skąd więc pomysł, by w sztuce wykorzystać starą, wysłużoną kanapę?
Kanapa jest uniwersalna, nie zna czasu. Zawsze była i będzie ważnym miejscem kobiecych wyznań, przemyśleń, cierpień, łez i oczywiście namiętności. Żaden współczesny rekwizyt tak bardzo nie współgra z kobietą i całym jej arsenałem uczuć, niezależnie od miejsca i czasu. Kanapa to jest właśnie to!
Na Dzień Kobiet wystawiłaś wraz ze Studiem Teatrem Castingowym MplusM „Last minute (nie)całkiem babską komedię”, a teraz „Kobietę i kanapę”, spektakl już znacznie mniej komediowy - czy te dwa utwory jakoś się dopełniają, czy mają pokazać złożoność kobiecej natury?
Rzeczywiście, kobieca natura jest niezbadana, zaskakująca, złożona i często, co zauważają niektórzy mężczyźni, nielogiczna. „Last minute” to powierzchowność, „Kobieta i kanapa” to samo epicentrum. Napisano o kobietach już tyle, że wydawałoby się niemożliwe odkrywanie czegoś nowego, a jednak… spróbujemy.
A Ty sama czujesz się bardziej „babką” z babskiej komedii czy „kobietą”?
Myślę, że czuję się po prostu kobietą, bez żadnych przymiotników, określeń czy schematów.
Co odczytają widzowie, w tym oczywiście kobiety, też jest wielką niewiadomą. Każda z nas widzi swój świat własnymi oczyma. A mężczyźni może uświadomią sobie, że nie łatwo wszystko zrozumieć, ale może warto spróbować... na przykład wysłuchać.
Nie tylko piszesz, ale także reżyserujesz swoje sztuki. Jaka jest różnica w pracy na własnym tekście i np. klasyce światowej lub dramatach współczesnych?
To trudne pytanie. Muszę przyznać, że dopiero zaczynam reżyserować własne sztuki i w ogóle je wystawiać, zobaczymy, co będzie dalej... Klasyka światowa, dramaty współczesne, każdy materiał słowny daje niezwykłe możliwości interpretacyjne, pozwala wypowiedzieć tekst kogoś innego w sposób, który sami przyjmiemy, według naszego odczucia, naszego zrozumienia.
Praca na własnym tekście często powołuje go do nowego życia, słowa rodzą się i zmieniają, czasami przyjęty na początku scenariusz jest już zupełnie czymś innym tuż przed premierą.
Cały czas uczę się, jakie słowa potrzebne są, by scena uczyniła je żywymi.
Od jakiegoś czasu coraz więcej w MplusM dorosłych aktorów i aktorek, co Twoim zadaniem ciągnie na teatralne deski tych, którzy mają już swój poukładany zawodowo-rodzinny świat?
Muszę przyznać, że to bardzo ciekawy proces. Na pojawienie się naszego teatru wpłynęła chęć młodzieży do rozwijania swoich pasji i talentów. Ale młodzież, która stawiała na scenie Teatru MplusM pierwsze kroki i towarzyszyła nam w wielu projektach, np. skończyła już studia, zaczęła pracę itp. Wielu z nich pozostaje nam wiernym, co bardzo mnie cieszy, bo teatr to coś więcej niż próby i premiera... To więzi i niepowtarzalna atmosfera towarzysząca przełamywaniu siebie i poznawaniu siebie,
Ale to prawda, że nasza scena przyciąga też ludzi, którzy od lat rozwijają swoje kariery zawodowe, mają rodziny itp. Okazuje się jednak, że marzenia są w każdym z nas, więc jeżeli możemy przyczynić się do spełnienia chociaż jednego to warto tworzyć, warto działać i zawierzyć … sztuce.
Na koniec oczywiste pytanie o dalsze plany teatralne i inscenizacyjne....
Plany mają to do siebie, że wiele ich jest. Szykujemy oczywiście nowe premiery. W 2010 roku czeka nas projekt ruchowo-słowny na bazie tekstów Witkacego, przygotowuję też adaptację opowiadanie Gisele Prassinos „Twarz muśnięta smutkiem”. Pojawi się też niezawodny Stanisław Mrożek.
To tak ogólnie, reszta niech pozostanie w sferze działań, a nie tylko słów. Bo prawdziwe życie teatru amatorskiego to nieprzewidywalność. Wszystko może się zdarzyć… i to jest w naszym teatrze najpiękniejsze!