Ukarani barszczem

rozmowa z Piotrem Waligórskim

Rozmowa z Piotrem Waligórskim, reżyserem spektaklu "Żeby cię lepiej zjeść" w Teatrze Bagatela w Krakowie

- Nie musieliśmy długo czekać, byś znowu zagościł w Bagateli w podwójnej roli autora i reżysera. Kilka miesięcy temu realizowałeś na scenie na Sarego „I będzie wesele…j”, dzisiaj spotykamy się po próbie „Żeby cię lepiej zjeść”. Jeden i drugi spektakl są twojego autorstwa.
„Wesele…j” dzieje się w środowisku ludzi uczęszczających na zajęcia terapii grupowej, „Żeby cię lepiej zjeść” jest osadzony w realiach byłego więzienia położonego na terenie popegeerowskiej wsi.  Słyszałam, że praca nad tym scenariuszem jest wynikiem twoich peregrynacji po polskich wsiach.


- Widocznie tak jestem skonstruowany, że najpierw lubię poznać środowisko, o którym chcę napisać. Tak było i tym razem. Odwiedziłem – jeśli można używać takiego słowa w tym przypadku – parę pegeerów, a raczej tego co po nich zostało.
Znalazłem się na wschodzie Polski, w rejonie Bieszczadów, gdzie odnalazłem całe „zagłębie” tych posocjalistycznych reliktów.
Ale nie skupiłem się jedynie na ich oglądaniu, choć już architektoniczna pejzażowość owych miejsc jest bardzo interesująca.  Zaciekawili mnie – jak zawsze – ludzie. Przysłuchiwałem się rozmowom, jednocześnie obserwowałem ich zachowania.  

- Czyta się w gazetach i mówi się o tym w telewizji, że bardzo trudno jest zmienić mentalność tej wyjątkowej grupy społecznej, jaką stanowią byli pracownicy PGR. Czy to tylko taka „miastowa” propaganda o strukturalnym bezrobociu i życiowej nieporadności, czy faktycznie tak jest?

- Obawiam się, że jest jeszcze gorzej niż oficjalnie się o tym mówi. Bo naprawdę życie w popegeerowskich wsiach jest straszne. Straszny jest brak chęci do podjęcia jakiegokolwiek działania. Straszna jest postawa roszczeniowa i brak zrozumienia zmian jakie zaszły w przeciągu ostatniego dwudziestolecia.
Tym bardziej może nas to dziwić, kiedy pomyślimy, że przecież były i wciąż są podejmowane działania, które mają aktywizować tych ludzi. Na pewno są one niedoskonałe, ale po pobycie w PGR, wydaje mi się, że nie ma cudownego środka, który potrafiłby zaradzić tej patologicznej sytuacji.

- Rozumiem, że „starzy” nie umieją się dostosować, ale „młodzi”?

- Też nie. Rozmawiałem z paroma młodymi osobami, które gdzieś tam pojechały w świat… do Włoch albo Irlandii. Nieodmiennie szybko wracały na znane, swojskie śmieci.
Takim samym fiaskiem kończą się wyjazdy do polskich miast, które są oddalone zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów. Zagubienie i brak umiejętności radzenia sobie w innym niż znanym od dziecka otoczeniu jest tak ogromny, że naprawdę niewielu potrafi się wyswobodzić. Pełna klapa.

- To tak jak twój Porucznik. Co to mu się niby udało gdzieś poza wsią, ale tak naprawdę to tylko w tej wsi jest kimś z kim ludzie się liczą.

- Po przeczytaniu „Porucznika z Inishmore” Martina McDonagha zastanawiałem się w jakim polskim środowisku może powstać dramat ogromnej nienawiści i zemsty? Gdzie panuje tak wielkie poczucie krzywdy, odrzucenia i odtrącenia?  
Długo się nad tym myślałem i tylko PGR, a raczej to co po nim dzisiaj zostało, okazał się miejscem „idealnym”. Próbowałem sobie wyobrazić, co ci ludzie myślą o tej reszcie świata, która o nich zapomniała. To był punkt wyjścia dla mojej sztuki, która w efekcie nie stała się opowieścią o konfrontacji dwóch rzeczywistości. Z tego „lepszego” świata pochodzi Porucznik. I tyle zewnętrzności w „Żeby cię lepiej zjeść”.

- Ciekawszą okazała się jedna perspektywa?

- Ano tak. Myślę, że wystarczyłaby na wiele sztuk. Wiesz, pewnie bym wszystkiego nie wymyślił, gdybym tego nie zobaczył na własne oczy. Rzeczywistość przerosła moje wszelkie; mniej lub bardziej stereotypowe, wyobrażenia.
Nasz anonsowany wcześniej przyjazd rozbudził w tamtejszych ludziach niesamowite nadzieje. Błędnie - a może dlatego, że tak pragnęli – zrozumieli, że przyjeżdża telewizja z Warszawy. W związku z tym zaraz zaczęły się prośby, a to by coś załatwić; a to żeby oddać ziemię, która się należy…
Zanim sytuacja się wyjaśniła, nasłuchałem się wielu historii.

- Któraś z nich znalazła się na scenie?

- Historia Szwajcara.  Co prawda nie poznałem go osobiście, ale opowieści o Szwajcarze, który dostał dopłaty na „ptaszka w zaroślach”, zdominowały wiele rozmów. Rozmów, których tematem była niesprawiedliwość: że Szwajcar pieniądze dostał, a oni nie.
Nie ważne było, że Szwajcar postarał się o te pieniądze, że zainwestował czas i pieniądze. Nienawiść, która go otaczała, i pewnie wciąż otacza, mogłaby wytruć pół świata.

- Smutne to co mówisz.

- Smutne? To przygnębiające. Tym bardziej, że to prawda. I bardzo zaraźliwe. Bardzo szybko chciałem stamtąd uciekać. Bałem się, że i mnie marazm dopadnie.

- No dobrze, ale skończyło się, że w wyniku wycieczek szlakiem polskich byłych PGR – ów napisałeś sztukę. Sztukę, której nie będziesz wystawiał świetlicy na prowincji.

- Chciałbym, żeby po obejrzeniu „Żeby cie lepiej zjeść” widz poczuł to co ja. Absolutny kosmos.

-  Na scenie na szczęście nie jest cały czas smutno, choć śmiech co z gardła się wyrywa jest bardzo gorzki.

- Kiedy powiem, że to jest jak w życiu, to będzie banał. No ale tak jest. Chciałbym, żeby widz, zupełnie tak jak ja, powoli zapadał się w oglądany na scenie świat. Żeby wziął udział w tym małym koszmarze, które nie musi być cały czas sierozny. Im częściej się uśmiechniemy, tym częściej dostrzeżemy grozę historii.

-  Twoja opowieść ma wielu bohaterów. To byli więźniowie, nieudacznicy, pracownicy PGR. Powiązani ze sobą rozmaitymi zależnościami, więzami krwi i miejscem zamieszkania, nie umieją być indywidualnościami. Oczekując na jakiekolwiek polecenia Porucznika, który pełni rolę nadzorcy i przywódcy, podejmują wyłącznie czynności fizjologiczne. Bo tylko ich kurator - Porucznik, potrafi stworzyć pozory tego, że się nimi zaopiekuje. Ale tych pozorów kurateli wystarczy na tydzień. Na pewno nie na całe życie.

- Dla nich jest to i tak dużo. Ważne jest jak będzie wyglądał następny dzień, a nie rok.

- To za tą mentalną nieudolność kazałeś Bogu ich pokarać?

- Między innymi. Użycie figury niby biblijnego prologu i epilogu, pozwala wziąć całą historię w nawias. Zasugerować odbiorcy, że to co widział, to metafora, przypowieść, którą pochłonie barszcz Sosnowskiego.

Magda Furdyna
Materiały Teatru
12 grudnia 2009
Portrety
Janusz Majewski

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia