Ukryte nie znaczy umarłe

"Łódź Story" – reż. Beata Redo-Dobber – Akademia Muzyczna im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi

O czym myślimy kiedy słyszymy o Łodzi? Na pewno o fabrykach, włókniarkach - o tej ziemi obiecanej z kart powieści Reymonta. Ale też o Łodzi filmowej, może czasem bajkowej. I o manufakturze i o ulicy Piotrkowskiej. Ale niektórzy też pewnie o Łodzi zrujnowanej, w ciągłym i wielkim remoncie, z komunikacją miejską w opłakanym stanie, bez zieleni i bez perspektyw. Gdzie szukać prawdy?

Musical operowy Łódź Story to projekt dwóch na prawdę zdolnych osób - Moniki Partyk, odpowiedzialnej za libretto, oraz Włodzimierza Korcza, który opracował muzyczną warstwę spektaklu. Jak sugeruje tytuł, spektakl skupia się w pełni na Łodzi starając się zgłębić unikatowy nastrój-vibe miasta. Fabularnie na początku przyglądamy się na losom Karola Poznańskiego - spadkobiercy słynnego fabrykanta Izraela Poznańskiego i jego relacji z jedną z prządek - Ewą. Z czasem przeszłość zaczyna mieszać się z teraźniejszością tworząc nieco szaloną, ale ciekawą całość.

Największym problemem spektaklu absolutnie fatalna słyszalność tekstów - czy to kwestia akustyki, nagłośnienia czy dykcji aktorów trudno jest orzec. Faktem jest natomiast, że niestety siedząc z przodu nie byłam w stanie zrozumieć około 80% tekstu, często niezrozumiałe były całe piosenki. Szkoda, bo muzycznie sztuka niewątpliwie jest ciekawa. Już sama przeróbka Prząśniczki jest tego świetnym przykładem. Generalnie spektakl, jak to często bywa z projektami studenckimi, jest mocno nie równy. Na szczęście ma zdecydowaną tendencję wzrostową, więc ogląda się na prawdę przyjemnie. Absolutnym majstersztykiem jest na przykład scena z ludzkimi krosnami i piosenką Łódź fabryczna, Łódź febryczna - wszystko w niej jest dopięte na ostatni guzik - pomysł, kostiumy, scenografia, muzyka, tekst.

Scenografię materialną spektaklu dopełnia ekran wyświetlający różne materiały - czasem zdjęcia, czasem fragmenty filmu Ziemia Obiecana, a czasem przybliżenie na aktorów na scenie. Ciężko jest sprawiedliwie osądzić ten zabieg - z jednej strony kadry z filmu wprowadzają widza w odpowiedni klimat XIX-wiecznej Łodzi, a scena zwiedzania pałacu Poznańskiego czy grobowca rodziny Poznańskich przez Ewę jest pięknie ilustrowana właśnie przez zdjęcia tych miejsc. Sceny, w których jest zbliżenie na aktorów są miłym dodatkiem, szczególnie dla osób siedzących dalej. Nie można jednak nie wspomnieć tu także o ogromnej liczbie dziwnych, zdaję się wręcz przypadkowych zdjęć wyświetlanych w tle. Lepiej byłoby zdecydowanie ograniczyć się to wyświetlania tylko części materiałów lub lepiej przeprowadzić ich selekcję.

Jeśli ktoś zastanawia się co znaczy musical operowy (taki jest oficjalny gatunek) to odpowiedź nie jest trudna. Jest to spektakl w formie musicalu, ale w piosenkach i stylu ich wykonania wyraźnie widać wpływy operowe. Czy to się sprawdza? Mnie osobiście nie kupiło - niech musical pozostanie musicalem, a opera operą, chociaż z całą pewnością jest to odważne połączenie i odczucia może wzbudzać przeróżne, więc najlepiej samemu sprawdzić ten gatunek. Największym odkryciem spektaklu była dla mnie Michalina Przybyłowska w roli Szalonej. Bardzo przejmujący, angażujący głos, naturalna gra aktorska, świetna dykcja (piosenki Przybyłowskiej jako jedyne były w pełni zrozumiałe). I chociaż jej rola nie była duża to dla mnie pozostaje najciekawszą i najbardziej emocjonującą w całym Łódź Story. Na wyróżnienie zasługują także Karolina Pujer w roli Ewy i Krzysztof Kołodziejczyk w roli Karola Poznańskiego. Przyznam, że Pujer nie od razu mnie do siebie przekonała, ale ostatecznie urzekła mnie w piosence Chcę się bawić. Kołodziejczyk natomiast zaintrygował mnie już w Jak anioł dzieweczki . Najlepiej wypada jednak ich wspólny duet z drugiej części spektaklu - Wieża Babel.

Łódź Story podejmuje wiele tematów i jedne wychodzą lepiej drugie gorzej. Przyznam, że szczególnie nieudany i po prostu zwyczajnie nie potrzebny wydaje mi się cały wątek Magdy i Witka. Świetnie wychodzi natomiast ukazanie Łodzi jako miasta groźnego, pochłaniającego swoje ofiary - zwykłych mieszkańców. Szczególnie poruszająco ukazują to dwa utwory - Łódź fabryczna, Łódź febryczna oraz Chcę się bawić, w którym Przybyłowska śpiewa, że zanim Łódź ją zniszczy chciałaby zaznać odrobiny życia. Zdecydowanie wychodzi się poza skalę złych warunków pracy. Co ciekawe, po przeniesieniu wątków do współczesności przez chwilę widz oddycha z ulgą - teraz jest już normalnie, teraz Ewa i Karol mają prawdziwą szansę. W nowej relacji on jest szefem, a ona sekretarką. Kolejne sceny, szczególnie utwór Wieża Babel udowadnia, że chociaż mezalians nie jest już problemem to wiele kwestii wcale się nie zmieniło. Ta pesymistyczna opowieść kończy się jednak dobrze, można by nawet zarzucić, że cukierkowo. Ale może w naszych czasach szczególnie potrzeba nadziei? Bo życie jakie jest takie jest, ale możemy starać się uczynić je lepszym.

I podobnie jest z Łodzią - do doskonałości wiele jej brakuje, ale ma potencjał, a przede wszystkim jest nasza i chociażby za to unikatowe dla jej mieszkańców poczucie tożsamości trzeba ją cenić.

Paulina Kabzińska
Dziennik Teatralny Łódź
28 listopada 2023

Książka tygodnia

Ulisses
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
James Joyce

Trailer tygodnia