Umieraj sobie wolniutko
"The Underground Man" - reż. Andrzej Dziuk - Teatr Witkacego w ZakopanemJak dalece można pogrążyć siebie w niemocy? W braku samoakceptacji? Być do bólu samotnym i osamotnionym. Umierając delektować się śmiercią.
Dziuk korzysta "Notatkami z podziemia" zwanymi "uwerturą Dostojewskiego" do „Zbrodni i kary", „Idioty", „Biesów", „Braci Karamazow" przybliża nam człowieczeństwo wstrząsająco mroczne. Z „piwnicznej izby", która bywa wszędzie i jest zawsze, gęstej od zdarzeń i przypadłości, wyłania się Bezimienny - Andrzej Bienas ociera się tu o bycie w postaci i bycie sobą do pewnych granic.
Bezimienny ma życie powikłane. U Dziuka spowiada się z niego widzom w „żywym teatrze" i online. Porażonym tym co słyszą. Bezimienny upostaciowany w świetnej kreacji Bieniasa nie oczekuje rozgrzeszenia. Przywołuje epizody swojego życia i opowiada o nich. To taki nieco nadziany histerią protest przeciwko nie uporządkowanemu światu, w którym nie ma wolności i szansy ucieczki w intymność. Można jedynie doznać chwilowej ulgi usuwając się w nicość.
Stosunek do Lizy opiera Bezimienny na własnej słabości i ostatecznie okaleczającym go odtrąceniu samotnej dziewczyny, jedynej osoby zdolnej podać mu rękę. Emilia Nagórka stężałą twarzą, bez słów, samym gestem i ruchem, nagością niekiedy wręcz dosłownie ucieleśnia bezbronność Lizy, która ma w sobie tajemnicę do końca nie odsłoniętą. Wiemy tylko, że jest nieszczęśliwa i samotna, spragniona naturalnych ludzkich kontaktów, bliskości i miłości. Bezimienny - w miejsce dania jej tego, czego sam potrzebuje, obraża ją i wyzywa, dodając tym samym cierpień także sobie.
Ta zagadkowość Lizy sprawia, że widzowie zajęci rozwikłaniem jej tajemnicy pozwalają Bezimiennemu na chwile zawieszenia. Tu widać wprawną rękę Dziuka, który widownię świadomie przekierowuje na zagadkowość Lizy po to, by po jakimś czasie tym intensywniej ponownie skierować uwagę na Bezimiennego, bo to jego narracja stanowi o kręgosłupie przedstawienia. Bienias korzysta z tego sprawnie i kreatywnie i z nową energią pod maską bezczucia przystępuje do kolejnego starcia ze swoim Bezimiennym otwierając przed nami i zamykając kolejne sekwencje jego zmagań z sobą.
Bezimienny jest człowiekiem przegranym i wycofującym się z życia. Symbolizuje uzasadnioną nagością bezbronność wobec świata zawikłanego i okrutnego. Nie „uzbrojeni" w atrybuty naszej cywilizacji - samochody, komórki, komputery - często sami stoimy też wobec takiego świata bezbronni i nadzy. Tak, jak nagie są - dosłownie pozbawione odzieży - postacie z Dostojewskiego na scenie Dziuka - Bezimienny i Liza. Przejmująco ucieleśnieni przez Bieniasa i Nagórkę - w jej przypadku trzeba było niemałego talentu i wielkiej pracy by aktorsko uzasadnić postać środkami skoncentrowanymi na samym bezsłownym byciu.
Spektakl Dziuka w oparciu o „Notatki z podziemia" Dostojewskiego znakomicie potęgują instalacje i scenografia Zbigniewa Bajka. Muzyka Przemysława Sokoła dołująco podkreśla nastrój alienacji. Ale jeśli wrażliwiej przysłuchamy się Bezimiennemu i wsłuchamy w muzykę uda się nam na przekór pesymistycznej wymowie „Notatek" usłyszeć również groteskowe tony.
Spektakl Dziuka mroczny, wyrazisty, nacechowany swoistą magią, oglądany nawet online, pozwala na bycie z aktorami w rzeczywistym czasie, a to z kolei umożliwia emocjonalne przebywanie w samym środku nie tylko przedstawienia, ale wręcz zaglądanie w mroczne dusze Bezimiennego i Lizy. Chociaż Bezimienny przypomina nam, że dzieli nas ekran komputera. Widzimy kamerę, kable na scenie. Bezimienny zagląda bezlitośnie w oko kamery, czyli nam prosto w oczy. To sprawia, że opowieść Dziuka za Dostojewskim skierowana do nas osamotnionych w pandemii nabiera szczególnej siły, staje się wyjątkowo przejmująca. Odbywamy mroczną, niełatwą, egzystencjalną podróż po zakamarkach intymnego wnętrza po części w gruncie rzeczy własnego.
Mówi nam Bezimienny, że „prawdziwe żywe życie wywołuje w nas odrazę" i dodaje „co lepsze, tanie szczęście czy wzniosłe cierpienie?". Pomimo tego pytania opuszczamy widownię i odchodzimy sprzed monitora błogo przeświadczeni, że nie musimy mierzyć się z odpowiedzią. Chociaż na odchodnem słyszymy przeszywającą improwizację na trąbkę Przemysława Sokoła, jakby kpinę z tego, że tak myślimy.