Unia polsko-węgierska

rozmowa z Attilą Keresztesem

W Teatrze Śląskim trwają próby do spektaklu "Iwona, księżniczka Burgunda", którego premiera na dużej scenie odbędzie się 26 lutego. Przedstawienie wzbudza duże zainteresowanie, ponieważ Tadeusz Bradecki, dyrektor artystyczny katowickiej sceny, zaprosił do współpracy węgierskiego reżysera Attilę Keresztesa. Jak zabrzmi sztuka Gombrowicza w interpretacji węgierskiego twórcy i polskiego zespołu aktorskiego? Z odpowiedzią na to pytanie musimy poczekać do premiery, wcześniej jednak udało mi się chwilę porozmawiać z reżyserem w czasie próby nad czwartym aktem "Iwony, księżniczki Burgunda". Rozmowa odbyła się poprzez tłumaczkę, która towarzyszy Keresztesowi na próbach i ułatwia mu kontakt z aktorami.

Barbara Wojnarowska: Jak doszło do pana współpracy z Teatrem Śląskim?

Attila Keresztes
: Spotkałem się z Tadeuszem Bradeckim w ubiegłym roku w Rumunii podczas Festiwalu Unii Teatrów Europy, który odbywa się co roku. W Festiwalu biorą udział reżyserzy i aktorzy z różnych krajów, a ja akurat przebywałem w Rumunii, w teatrze należącym do Unii Teatrów Europy, gdzie pracowałem jako reżyser i zastępca dyrektora. Wziąłem także udział w warsztatach o Gombrowiczu, które na tymże festiwalu prowadził właśnie Tadeusz Bradecki. W ciągu trzech dni trzeba było przygotować jakąś część z „Operetki” albo z „Iwony, księżniczki Burgunda”. Wybrałem czwarty akt „Iwony…”. Panu Bradeckiemu spodobała się moja interpretacja i zaprosił mnie do Katowic, abym wyreżyserował przedstawienie. Nie musiałem konieczne podjąć się pracy nad „Iwoną", mogłem wybrać jakąkolwiek sztukę, ale zdecydowałem się na dramat Gombrowicza.

DT: Dlaczego akurat Gombrowicz, i dlaczego Iwona?


A.K.:
Każdy reżyser ma swoich ulubionych twórców i teksty. Ja najbardziej cenię sztuki Ionesco, Becketta i Gombrowicza, który pomimo tego, że nie jest współczesny, ciągle wydaje się współczesny, fascynujący i emocjonujący.

DT: W czasie prób do Iwony towarzyszy panu cały czas tłumaczka, za jej pośrednictwem porozumiewa się pan z aktorami. Czy bariera językowa w jakiś sposób utrudnia pracę nad realizacją tego przedstawienia?

A.K.:
Ja już trochę mówię po polsku (śmiech). Mamy z aktorami wspólny język, to znaczy język teatru. Pasjonujące jest to, że poza komunikacją werbalną uczymy się nawzajem swojej kultury i swojego języka teatralnego.

DT: Jest pan w stanie stwierdzić, czy może to mieć jakiś wspływ na kształt przedstawienia? Czy widz będzie mógł się w nim doszukać akcentów kultury węgierskiej?

A.K.:
Część aktorów, z którymi teraz pracuję, kiedyś już grała w „Iwonie", a dla wszystkich pozostałych dramat był wcześniej znany, są zatem blisko tego tekstu i grają we własnym języku. Pomimo tego że ja nie mam kontroli nad warstwą werbalną, to pilnuję sytuacji dramatycznej, wewnętrznych procesów i generalnie język pozostaje ten sam, więc sztuka pozostaje jak najbardziej polska.

DT: Jakie są pana dalsze plany zawodowe po zakończeniu prób do „Iwony" i czy jest w nich miejsce na dalszą pracę w Teatrze Śląskim?

A.K.:
Grafik mam już zapełniony na każdy dzień (śmiech). Zaraz po zakończeniu pracy nad Iwoną zaczynam na Węgrzech próby do sztuki Ferenca Molnára pt. „Liliom". Poza tym mam swój własny teatr, gdzie będę się nadal realizował. Jeśli chodzi o współpracę z katowickim teatrem, to z mojej strony nie widzę żadnych przeszkód. Trafiłem na bardzo dobrych aktorów, nie tylko uzdolnionych, ale też pracowitych. Jeżeli będę miał okazję zrobić w Teatrze Śląskim jeszcze jakiś spektakl, to podejmę się tego zadania z przyjemnością, ponieważ uważam, że jest to bardzo dobry teatr.

Rozmawiała Barbara Wojnarowska
Dziennik Teatralny Katowice
13 lutego 2010
Portrety
Ludwik René

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...