Uroczyście i z klasą?
"Pieszo" - reżyseria: Anna Augustynowicz - Teatr Wybrzeże w GdańskuTrudno wyobrazić sobie lepszy czas na wystawienie w gdańskim teatrze sztuki Sławomira Mrożka "Pieszo". Anna Augustynowicz wpisała się w wydarzenia ostatnich dni. W obliczu rocznicy pierwszych (prawie) wolnych wyborów tekst zyskuje na wymowie.
Pierwsze minuty spektaklu zachwycają. Wypełniający teatr dźwięk obrotowej sceny i półmrok. Do tego znakomita scenografia Marka Brauna, ograniczona do minimum, najistotniejszy jest zniszczony, surowy parkiet. Na scenę wchodzą aktorzy, w parach, dobrani zgodnie ze swoim statusem społecznym i powiązaniami rodzinnymi. Ojciec z Synem, Superiusz z Panią, Baba z Dziewczyną czy Porucznik Zieliński z Drabem. Wszyscy odgrywają przed nami scenki. Połączone ze sobą w istotny sposób. Zmaganie się z nową rzeczywistością, z konsekwencjami przeszłości i własnej historii nie okazuje się najłatwiejsze. Bohaterowie Mrożka po przeżyciu II Wojny Światowej oczekują na transport do lepszego świata. Mają nadzieję na lepsze jutro.
Postacie w dramacie Mrożka to reprezentanci narodowych symboli i charakterów. Bardzo czytelnie ukazała to Augustynowicz. Wachlarz charakterów rodem z Wesela. Ojciec, głowa rodziny, wpaja Synowi życiowe mądrości, Superiusz to przedstawiciel inteligencji, a Porucznik Zieliński typowy cwaniaczek z nadwyrężonym kręgosłupem moralnym. Wystarczy jedno potknięcie i następuje w nich zmiana, odżywają niepokoje i zwierzęce zapędy. Wszystko budzi lęk, zakłopotanie a nawet odrazę. Nic nowego, a jednak całość, dodatkowo wpisana w obracającą się co rusz scenę, dotyka sedna naszej natury.
Nagle tylna kurtyna opada. Widzimy scenę w całej okazałości. Aktorzy zdają się wychodzić z ról. Znakomite zakończenie spektaklu. Nie. To nie koniec. Reżyserka postanowiła pokazać bohaterów we współczesności. To początek końca spektaklu. Zadanie wykonano karkołomnie. Trudno się nie domyślić, że syn założy buty ojca, a moralnie martwy Zieliński odnajdzie się sprytnie w nowych realiach.
To wiemy, znamy z autopsji. Odsłaniając przed nami wszystkie karty Augustynowicz pozostawia nas wobec spektaklu obojętnymi, a wielowymiarowe postaci spłaszcza ostatecznie do poziomu popkulturowych, telewizyjnych osobowości.
Warto jednak zatrzymać się przy aktorstwie. Z nim w Wybrzeżu bywa ostatnio różnie. Tym razem to zdecydowanie jeden z najlepszych aktorsko przedstawień. Grający gościnnie Piotr Domalewski jako Syn i fenomenalna, charyzmatyczna Monika Chomicka (Baba) w pełni dotrzymują kroku uznanym kolegom po fachu. Wśród nich znakomity Mirosław Baka. Zdaje się, że aktor po serii telewizyjnych przygód porządnie przysiadł do roli, wypracował solidną kreację. A to, że w nie najlepszych spektaklu? No cóż.
Taki to spektakl, jak całe obchody ważnej zdawałoby się dla wszystkich rocznicy. Brak konsekwencji i jasnego celu w obu przypadkach pozbawił nas wielkich emocji. Skłócone polityczne elity nie potrafiły się porozumieć. Reżyserka nie do końca wiedziała, w jakim kierunku spektakl ma zmierzać. Niby uroczyście i z klasą, a jednak bez prawdziwej radości obcowania ze sztuką.
(mb)