Urok Słoneczników

1. Międzynarodowy Festiwal Nowa Klasyka Europy

Sobotni spektakl na I Międzynarodowym Festiwalu Klasyki Światowej w Teatrze im. Jaracza zakończył się długą owacją na stojąco. "Opowiadaniami Szukszyna" Teatr Narodów z Moskwy pokazał aktorstwo najwyższej próby i potwierdził reżyserską klasę AMsa Hermanisa. To był finał godny imprezy wartej kontynuacji

Pierwsza edycja miała hasło Nowa Klasyka Europy. Jak rysuje się przyszłość? Na to pytanie nie ma jeszcze odpowiedzi (decyzje będą, jak zakończy się wyborcze zamieszanie).

Festiwal Klasyki Światowej zaproponował ofertę o dobrych proporcjach: pięć spektakli. Zaczęły efektowne, nostalgiczne "Panny z Wilka" Iwaszkiewicza, przygotowane w Modenie przez Hermanisa. Potem na żywym organizmie widowni i tekście Becketta, prowokującym do antyteatralnej prezentacji, eksperymentował mistrz o światowej pozycji, Robert Wilson. Jeśli "Ostatnią taśmą Krap-pa" nawet nie przekonał, to warto było spotkać się z jego wizją i grą.

Swoją koncepcją beckettowskiej "Końcówki", z zespołem z Madrytu, doskonale zapisał się Krystian Lupa. Gra z życiem i odchodzeniem, kokieteria nieobca człowiekowi w żadnej sytuacji okazała się fascynująca. Obraz egzystencji (wpisanej w czerwoną ramę), zawieszonej między niebem i grobem zarysowany został wszystkimi kolorami i niepozbawiony humoru.

W doskonałym aktorskim kwartecie był Jose Luis Gomez, laureat Złotej Palmy, znany m.in. z "Przerwanych objęć" Almodo-vara.

Do nowego czytania klasyki najmniej przekonał mnie Jurgen Gosch swoją interpretacją "Mewy" Czechowa. Spektakl Deutsche Theater Berlin stawia bohaterów od razu pod czarną ścianą (dosłownie). Przegrane i beznadziejne jest tu wszystko - prywatność i szansa na miejsce w sztuce. Rytm przedstawienia (nieustanne przemarsze) ani aktorstwo nie służą spójności idei z przebiegiem zdarzeń.

Za to koronkową robotą okazały się "Opowiadania Szukszyna" [na zdjęciu]. Hermanis zbudował osiem komediodramatów, zaludniając je dziesiątkami postaci. Narracja splata się z dialogiem.

Wędrówka po radzieckich rubieżach rozpoczyna się w syberyjskiej wsi Srostki, gdzie urodził się Szukszyn. Za oprawę każdej historii służą wielkie zdjęcia. W wizerunku postaci odkryty zostanie każdy szczegół. Akcja rozgrywa się błyskawicznie, reakcje są natychmiastowe, a m.in. historia zaręczyn, kupowania białych kozaczków, fascynacji damskimi wdziękami i mikroskopem to rodzaj baletu, zresztą choreografia jest częścią tego przedstawienia. Wszystko sentymentalną klamrą spinają słoneczniki, których pełno we wsi Szukszyna.

Aktorską maestrię trudno ująć w słowach. Zespół, na czele z Jewgienijem Mironowem (tu w dziesięciu rolach), jednym z najwybitniejszych rosyjskich aktorów, urzekł widownię. Trzy godziny minęły jak chwila.

To był ciekawy festiwal, wart rosnącego zainteresowania. Zawsze można się spierać o dobór pozycji. Jedno jest pewne: rozbudził apetyt na kolejne konfrontacje klasyki z teatralną współczesnością. Choć nie daje się tu nagród, zwycięstwo należy do Hermanisa.

Renata Sas
Express Ilustrowany
1 grudnia 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia