Usłyszymy Mickiewicza także po niemiecku

rozmowa z Radosławem Rychcikiem

- Wojna z Krzyżakami będzie ostra, ale będzie się ona toczyć na boisku do koszykówki. Będziemy obserwować mecz pomiędzy drużynami krzyżacką i litewską, a wszystko to swoimi pieśniami będzie obrazował chór - rozmowa z reżyserem Radosławem Rychcikiem, próbującym "Grażynę" wg Adama Mickiewicza w tarnowskim Teatrze Solskiego.

Weronika Siemek: Dlaczego zdecydował się pan wystawić Grażynę w tarnowskim teatrze?

Radosław Rychcik: "Grażyna" stanowiła dla mnie pewne zobowiązanie wynikające z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego, że wcześniej z Jakubem Porcari obiecaliśmy sobie współpracę. Drugie zobowiązanie natomiast jest związane z tym, że po prostu wyznaczyliśmy sobie realizację trzech spektakli romantycznych, rozpoczynając od Dziadów w Poznaniu, poprzez Balladynę w teatrze w Rzeszowie i właśnie Grażynę w Tarnowie.

Co według pana jest niezwykłego w Grażynie, że postanowił ją pan wystawić na scenie?

- Jednym z powodów jest to, że "Grażyna" nigdy wcześniej nie była wystawiana na scenie. Będzie to więc prapremiera tego tekstu. Fascynuje mnie w "Grażynie" główny temat, czyli kobieta. Grażyna to oryginalny pomysł Mickiewicza, który wymyślił to imię, dzisiaj bardzo popularne. Mickiewicz napisał "Grażynę", kiedy był bardzo młody. Wtedy był niezadowolony z tego tekstu. Stworzył jednak bardzo specyficzny ideał kobiety: pięknej i dobrej, pięknej i mężnej, posiadającej w sobie cechy męstwa. Przedstawił kobietę, która nie tylko jest potrzebna mężczyźnie, ale także musi go zastąpić.

Pana poprzednie adaptacje: "Dziadów" i "Balladyny" zostały ocenione, jako bardzo odważne i kontrowersyjne. Czy "Grażyna" będzie równie odważną adaptacją?

- To zawsze zostaje weryfikowane przez widzów. Moim celem nie jest wywoływanie kontrowersji czy skandalu. Tak naprawdę to odbiór widzów sprawia, że coś zostaje uznane za odważne. Natomiast sam sposób naszej interpretacji, nasze estetyczne i artystyczne decyzje nie są pomyślane jako np. kontrowersyjne.

"Grażyna" nie będzie jednak szablonową adaptacją.

- "Grażyna" opowiada historię litewską z XIV w. na temat niemalże bratobójczej wojny, którą chce wywołać Litawor pomiędzy Litwinami. Na pomoc w tej walce postanawia zawołać Krzyżaków. Zatem Grażyna jest absolutną antynomią Heleny Trojańskiej, która przyczynia się do wybuchu wojny. Grażyna jest postacią, która łączy braci, żeby wspólnie zwrócili się przeciwko wrogowi. Utwór ten traktuje o wygranej bitwie z naszym najbliższym sąsiadem, czyli z Niemcami. Opowiada więc o zwycięstwie. Bo żeby nauczyć się wygrywać i zdobyć tzw. mentalność zwycięzców musimy oglądać sceny, które nam to obrazują. To istotna zmiana perspektywy.

Zarówno w "Balladynie" jak i w "Dziadach" pojawiły się motywy popkulturowe. Czy w Grażynie również będą one obecne?

- Tak. Wojna z Krzyżakami będzie ostra, ale będzie się ona toczyć na boisku do koszykówki. Będziemy obserwować mecz pomiędzy drużynami krzyżacką i litewską, a wszystko to swoimi pieśniami będzie obrazował chór.

Mówi się o pana spektaklach, że główna uwaga jest w nich skupiona na emocjach. W jaki sposób stara się pan je wyeksponować? W tym spektaklu również odgrywają one istotną rolę?

- Myślę, że tak. Emocje to najbardziej elementarny i najskuteczniejszy sposób dotarcia do widza tzn. ważny jest spokój opowiadania historii. "Grażyna" jest taką Mickiewiczowską wprawką. W zasadzie ona niewiele mówi, natomiast jest opowiedziana przez wszystkich innych bohaterów, mężczyzn. Podobnie jak wielka bitwa z Krzyżakami, która zostaje zrelacjonowana. Uważam, że jeśli tę historię dobrze się opowiada to usłyszy się w tym muzykę. Ta muzyczność i postawienie na opowiadanie historii jest sposobem na to, żeby zdobyć uwagę widza i wtedy możliwe jest działanie na emocjach. Mam nadzieję, że po prostu widz jest otwarty na emocje, które są pozytywne. Być może właśnie ciemność sali teatralnej pozwala mu anonimowo przeżywać te pozytywne emocje. Bardzo często jednak zdarza się tak, że kiedy już pojawia się światło to te pozytywne emocje właściwie są największym powodem do wstydu.

Ogłosił pan casting na rolę męską do "Grażyny". Jakie są efekty?

- Podobnie jak dotychczas chcieliśmy z zespołem, tak jak w tych trzech inscenizacjach romantycznych przetłumaczyć Grażynę na angielski, bo okazało się to niezbędne. Zaprosiliśmy z castingów dwóch aktorów, którzy z pochodzenia są Niemcami, albo pół Polakami pół Niemcami, świetnie mówią po niemiecku i zagrają rolę posłów niemieckich. Usłyszymy więc także Mickiewicza po niemiecku.

Tekstów poetów nie traktuje pan w sposób nabożny. Zapewne pomaga to panu w adaptowaniu ich klasycznych dzieł.

- Traktuję ich nabożnie, ale na swój sposób. Celem tych wszystkich trzech inscenizacji jest tak naprawdę usłyszenie na nowo języka poetów tzn. ich frazy i opowiadania, bo odzyskanie tego języka dla współczesnego ucha jest najważniejszym zadaniem i wydaje mi się, ze w tym sensie jesteśmy wobec tych poetów nabożni. Po prostu się ich nie boimy.

Weronika Siemek
Kulisy Solskieg
13 maja 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...