Uśmiech jej nie opuścił do dziś

Los bywał dla niej okrutny.

Była niezapomnianą Honoratą w filmie "Czterej pancerni i pies" czy Felicją w "Jak być kochaną". Jej interpretacje piosenek kabaretowych są nie do podrobienia. Barbara Krafftówna niedawno skończyła 90 lat.

I choć życie jej nie rozpieszczało - przeżyła między innymi śmierć dwóch mężów i swojego jedynego syna -aktorka zachowała pogodę ducha.

Mówi o sobie: Jestem z tamtej epoki. - Przynależę do teatru Iwona Galla. Teatralną drogę zaczynałam na tajnych kompletach w Krakowie w jego Studio Teatralnym z plejadą wspaniałych kolegów: Gustawem Holoubkiem, Tadeuszem Łomnickim, Haliną Mikołajską. Przynależę do teatru Erwina Axera, Kazimierza Dejmka, do Kabaretu Starszych Panów. Wychowałam się na tych autorytetach. Ten teatr mnie ukształtował i to źródło cały czas bije, wciąż z niego korzystam, dopóki skleroza mnie nie trzaśnie. I choć byłam jedną z pierwszych polskich aktorek, których popularność stworzyła telewizja i film, to jednak moje aktorstwo uformował teatr - mówi artystka, kochana przez polską i amerykańską publiczność. Bo to właśnie w Ameryce spędziła niemałą część swego życia.

Przeznaczenie

Aktorstwo tak naprawdę uprawiała od dzieciństwa, pląsając się na parapecie weneckiego okna. - Założyłam się z przyjaciółką, ilu przechodniów zdołam w ten sposób zatrzymać na ulicy. Zamiast bawić się lalkami, urządzałam scenografie, wymyślałam inscenizacje, a nawet sztuczny deszcz z dachu przez rynnę. Dla zmyłki. Żeby goście rodziców uznali, że brzydka pogoda i nie warto iść na spacer - wspomina ze śmiechem.

Ale los nie rozpieszczał aktorki. Choć odnosiła artystyczne sukcesy, w życiu prywatnym czaił się dramat.

O swoich dwóch mężach mówi: Przeznaczenie zapisane w gwiazdach. Aktora Michała Gazdę poznała na pochodzie pierwszomajowym. Grali potem w spektaklu "Szczęśliwe dni" w Teatrze Rozmaitości. Ślub wzięli miesiąc później.

17 lat później aktor zginął tragicznie. Ich syn Piotr także zmarł.

Ameryka

Podczas jednego ze spotkań opowiadała mi tak: W 1983 roku jako "modelowa aktorka witkacowska" zostałam zaproszona, żeby pokazać amerykańskim kolegom, jak grać dramaturgię tego typu. Nie znałam wtedy w ogóle języka angielskiego. Uczyłam się tekstu fonetycznie przez cały rok.

Wypadła doskonale. Prestiżowy miesięcznik "Drama Logue" uhonorował ją nagrodą. Pobyt w Ameryce całkowicie odmienił los aktorki.

Dając recital w Międzynarodowym Instytucie w San Francisco, poznała swojego drugiego męża, Arnolda Seidnera.

- Wypatrzyłam go, stojąc na estradzie, siedział w pierwszym rzędzie. "Piękny Polonus", pomyślałam. Tymczasem okazało się, że to dyrektor instytutu, którego polska sekcja zorganizowała mój koncert. To było porozumienie od pierwszej chwili. Choć on nie znał słowa po polsku, a ja tylko zwroty ze sztuki -opowiada aktorka.

I ciągnie: Kiedy mój jeszcze nie mąż zorientował się, że 20 lat wcześniej, na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Francisco, zdobyłam Golden Gate - nagrodę za rolę kobiecą w "Jak być kochaną" -

Drugiego męża poznała w Stanach, wypatrzyła go z estrady. Siedział w pierwszym rzędzie.

Ale i tym razem została wdową. Bardzo szybko. Mąż zmarł po pół roku małżeństwa. Aktorka na 14 kolejnych lat osiedliła się w Los Angeles, w domu seniora, czyli w nowiuteńkim mieszkaniu w kamienicy.

Zapadła na depresję, długo nie mogła sobie z nią poradzić. - Nie myślałam o powrocie, głęboko utkwiłam w amerykańskiej rzeczywistości. Wróciłam, kiedy w Polsce skończył się komunizm i przyszła wolność. Ale i tak następnych dziesięć lat jeździłam w tę i we w tę. Moje życie było i jest bardzo gęste - mówi.

Powrót

Od wielu lat mieszka w Warszawie, ale o Ameryce nie zapomina. Tam ma przyjaciół, z którymi uwielbia spędzać święta, bo jak mówi "są dla niej nadzwyczajni".

Najgorszy telefon w życiu - ten z informacją o śmierci syna - odebrała w Warszawie, 10 lat temu.

Pozostał jej wnuk Michał, dwumetrowy młodzieniec, absolwent prawa w dziedzinie kryminalistyki i nauk politycznych. - Wielką pasją Michała są samochody. Poza tym, jest tak przystojny, że aż szkoda, że nie został aktorem! Mieszka w Kanadzie, tam gdzie się urodził, ale świetnie mówi po polsku - opowiada dumna prababcia.

Radość życia

Z panią Basią znamy się wiele lat, nieraz przeprowadzałam z nią wywiady. Ilekroć jest w Krakowie - staramy się spotkać.

Bo przecież wszystko zaczęło się właśnie w Krakowie, w Studiu Iwo Galla, o którym do dziś aktorka mówi z rozrzewnieniem: geniusz wyobraźni, intelektu, wspaniały artysta.

Lubię jej głos, pełen ciepła i uśmiechu, poczucie humoru, radość życia. Pani Basia na przykład wzruszała się moimi konfiturami domowej roboty. Zawsze uwielbiała i uwielbia Kraków, przecież tu studiowała, tu zagrała pierwsze role w Starym Teatrze.

Kocha ludzi i ludzie kochają ją.

Kiedyś zapytałam: Co robić, by być kochaną?

Odpowiedziała: Trzeba nieustannie na to pracować, tak mnie wychowywano. Matka zawsze ostrzegała, by nie wynosić z domu kłopotów i humorów, bo inni mają własne. Nie demonstrować nadętej miny. Właśnie tak żyją Amerykanie. Napytanie "co słychać?" nikt nie odpowiada wyliczanką: co mu odpadło, co dopadło, co boli, ile przeszedł operacji i codziennie zażywa lekarstw, a w ogóle że wszystko beznadziejne.

Pamięć

Lubi drobiazgi. Przypominają miniony czas. Na przykład chodaki, w których zagrała w monodramie "Błękitny diabeł". - Występowałam w nich u Iwo Galla, one stanowią jeden z przechowywanych przeze mnie świętych przedmiotów. Mam duszę "przechowywacza". Zachowuję przedmioty będące dla mnie ważnym znakiem czasu. Mam naparstek wyniesiony z powstania warszawskiego. Chyba istnieje jeszcze fragment rolki papieru toaletowego, który tuż po wojnie dostawaliśmy z UNRRY, wraz z płynną parafiną, której używaliśmy do demakijażu. Zachowałam też z tamtych lat flakonik z kroplą, pewnie już zgęstniałą, perfum "Soir de Paris" -w spomina wzruszona.

Królowa Krainy Czarów

Ktoś napisał po lekturze książki Remigiusza Grzeli "Krafftówna w krainie czarów" tak:

"Czarowna - to pierwsze słowo, które ciśnie się na usta. Grzela i Krafftówna przerzucają się czarami od pierwszych stron książki. Jest między nimi fantastyczne porozumienie. Prowadzący rozmowę traktuje aktorkę jak królową, którą niewątpliwie jest. Królową dobrego smaku, profesjonalizmu, życzliwości, spokoju i ciepła".

Tak, to prawda - kto nie zna, powinien tę książkę przeczytać koniecznie!

Barbara Krafftówna, legenda polskiego teatru i filmu, parę miesięcy temu skończyła 90 lat. I wciąż czuje się znakomicie!

- Przeżyłam już dwa bałwanki, czyli 88 lat, a teraz chciałabym dożyć trzech kaktusów, czyli lat Ul. To jest mój plan na najbliższą przyszłość.

No a co będzie dalej?

Zobaczymy, uśmiecha się Królowa Krainy Czarów.

Jolanta Ciosek
Polska Gazeta Krakowska
30 maja 2019

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia