Uśmiercone pożądanie

"Katia Kabanowa" - reż: David Alden - Opera Narodowa w Warszawie

"Katia Kabanowa" Leosa Janáčka jest inspirowana i dedykowana muzie Kamili Stösslovej - wielkiej, nieodwzajemnionej miłości kompozytora. Jej postać widoczna jest niemal w każdej jego operze. Katia ma coś niezwykłego w sobie. Jest szóstym dziełem Janáčka. "Burza" Aleksandra Ostrowskiego, na której została oparta, doczekała się sześciu adaptacji (najsłynniejsza to uwertura op. 76 Piotra Czajkowskiego). Reżyser, Dawid Alden, inscenizuje ją już szósty raz. Warszawska prapremiera odbyła się 25 kwietnia 2010 r.

Sceniczne dzieła Janáčka charakteryzują się precyzją i ostrością, są jakby filmowe - krótkie, ale treściwe. Nie jest on tak popularnym kompozytorem jak Wagner, Bizet czy Puccini. Przed samym rozpoczęciem pisania opery widział "Madame Butterfly" tego włoskiego twórcy. Pozostał pod jej ogromnym wrażeniem, spostrzegając podobieństwa między główną bohaterką a Kamilą Stösslovą. Jednak Katia jest mniej sentymentalna od Madame. Widoczna jest również analogia do "Halki" Stanisława Moniuszki, bohaterki, która rzuca się ze skały w nurt górskiej rzeki. 

Libretto, oparte na "Burzy", kompozytor stworzył sam. Bardzo ważny jest wstęp.  
Ukazane są w nim linie melodyczne, które można porównać do vorspielu zastosowanego przez Richarda Wagnera w "Tristianie i Izoldzie". To tematy i motywy w postaci embrionów nadające tok całej operze. Muzycznie przedstawione zostały przede wszytkim demoniczne kobiety zawładnięte seksualnością. Mocno zaznaczony jest motyw „lotu ptaka” w tercjowych figuracjach, rozszerzony w drugim obrazie aktu I, kiedy to Katierina marzy o lataniu. W swoim monologu podkreśla ona, że jest spętana w sidła trzymanych przez teściową i jej męża. Tę postać charakteryzują łagodne, gładkie melodie, którym towarzyszy późnoromantyczna harmonika. Druga to Marfa Ignatiewna Kabanowa (Kabanicha). Stanowi ona przeciwieństwo, gdyż nawet śpiewane przez nią frazy melodyczne są poszarpane, a akompaniament orkiestry przesycony ostrymi współbrzmieniami. Jest zazdrosna o swojego syna, Tichona. Już dawno zauważyłam, że żona jest Ci milsza niż matka! Od tej chwili coś się ożenił, nie kochasz mnie, tak jak dawniej. Po wyciągnięciu martwej Katii z głębin Wołgi nawet nie współczuje synowi. Jedynie, kończąc całe dzieło, dziękuje za pomoc. Trzecia „kobieta” to rzeka. Woda, w której Katierina jako panienka myła się i podlewała kwiatki (o czym mówi w akcie I), teraz przedstawiona jest jako Wołga. Przy dźwiękach „motywu ptaka” woła ją w akcie III jako chór stojący za sceną, aby do niej wróciła. Chce zakończyć jej udrękę. Tak też się staje, bo Co jest komu sądzone, to go nie ominie!.

Katia jest psychicznie zniewolona przez swoją zmysłowość, żądzą namiętności, dzięki niej dopuszcza się zdrady męża. Doskonale ukazała to jej odtwórczyni, Wioletta Chodowicz. Absolwentka wrocławskiej Akademii Muzycznej. Notabene, polska prapremiera opery odbyła się we Wrocławiu w 1978 r. Zachwyciła mocnym, pełnym blasku sopranem. Jej miłosny duet z Borysem Grigorjewiczem, w rolę którego wcielił się Rafał Bartmiński, wyraził wiele ekspresji i oczekiwanej dramaturgii. Na uwagę zasługuje również Paweł Wunder grający Tichona Iwanowicza Kabanowa. Także Jitka Zerhaudová była podczas tego spektaklu dość barwną postacią. Szczególnie w akcie II jako pijana Kabanicha rozmawiająca z Dijonem (kupcem), trzymająca w ręku butelkę z trunkiem.

Reżyser, David Alden, chciał dotrzeć do istoty opery bez żadnego zbędnego przepychu, widowiska. Pozostawił pole do popisu scenografowi (Charles Edwards) oraz reżyserowi światła (Adam Silverman). Scena była prawie pusta, lekko pochylona ze ścianą raz ukazaną na od zewnątrz, raz od wewnątrz domu. W tle obraz Wołgi. Ogromną rolę odegrała tu doskonała gra świateł i cieni. Natomiast kostiumy przygotowane przez Johna Morrella oddawały atmosferę tamtych lat, czasów początku XX wieku.

Orkiestra pod batutą Tomáša Hanusa, który co ciekawe ukończył Akademię Muzyczną im. Leoša Janáčka w Brnie, gdzie odbyła się prapremiera "Katii Kabanowej", podołał niełatwej muzyce kompozytora. Orkiestra zachwycająco wykonała jakże piękny wstęp do opery. Z tokiem dzieła coraz bardziej podkreślała dramat głównej bohaterki.

"Katia Kabanowa" jest swego rodzaju femme fatale, ale dla samej siebie. Zgubiły ją pożądanie oraz wyrzuty sumienia. Czy warto było?

Patrycja Nowak
Dziennik Teatralny Wrocław
10 maja 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia