Ustawiona Kleczewska

"Burza" - 16. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Maja Kleczewska potrafi ciągle zaskakiwać. Jako materiał warsztatowy reżyserce może posłużyć każdy tekst, dlatego Szekspir również nie został pominięty i "przysposobiony". Jak nie można mieć wątpliwości, że ta inscenizatorka stara się od kilkunastu lat zasłużyć na miano liderki wśród kobiet-reżyserek, tak śmiało można powiedzieć, że epatowanie psychologicznym kluczem, którego nikt już nie jest w stanie znaleźć, staje się w jej wykonaniu przesadą.

Tytuł "Burza" wg Szekspira, jak widnieje na plakatach, to zmyłka. Samego Williama jest bardzo niewiele, mamy natomiast psychologiczne rozbieranie postaci i scen, i zejście do "podziemia" rozmyślań zawodowego psychiatry. Nie chodzi o to, że metoda Hellingera jest nie do objęcia rozumowego, a fakt, że stajemy się uczestnikami wariacji na temat koncepcji. Reżyserka dąży do objawienia prawdy o człowieku przez negację łatwej drogi życia i skupieniu się na całkowitym oczyszczeniu z brudów własnych i rodzinnych. Czy jest to jedyna droga do szczęścia i czy każdy jest gotowy na zrozumienie i dokonanie tego aktu w sobie? Odpowiedź wydaje się oczywista wyłącznie dla inscenizatorki. 

Rodzina szekspirowska według Mai Kleczewskiej ostatecznie oczyszcza się, wyrzucając z siebie niepotrzebne słowa i emocje. Dokonuje się to poprzez burzliwą akomodację, spektakularnie dokonywaną poprzez piasek, wodę, wiatr, obraz, rejestrację kamerą, wysiłek, doświadczanie strachu, uwalnianie demonów czy obrzucanie się błotem lub kremem. W świecie "oczyszczających się" naprzemiennie postaci wchodzą w różne role, więc na przykład Prospero raz występuje jako "rozlazły" ojciec, niechluj, innym razem zaprzęgnięty jest do morderczego wysiłku. Miranda umie podporządkować się woli ojca, ale potrafi również uknuć przeciw niemu intrygę w celu pozbawienia go życia. Sama jest niczym kameleon, z łagodnej przeradza się w okrutną, z kobiety w demona czy zwierzę, pożerające swojego kochanka. Nie ma pewności, czy Miranda pokazuje własną nieudolność pewnymi zachowaniami, czy po prostu budzi się w niej bestia. Do dobrego Hellingerowskiego ustawienia potrzebna jest matka, dlatego i u Kleczewskiej się ona pojawia ( u Szekspira to tylko wspomnienie). Matka nie tłumi swoich popędów względem pijaka Stefano, dlatego bawi się z nim i kłóci. Prawidłowe ustawienie to także duchy przeszłości, którym nie dane było się uwolnić od różnego rodzaju cierpienia. Ariel jest tym zastępczym duchem rodzinnym,raz stając się obserwatorem, raz uczestnikiem psychologicznej metody Mai Kleczewskiej. "Wycofany" Kaliban, rozgrywający mecz Cracovia Kraków - Jagiellonia Białystok w popularnej grze FIFA to zapewne najmłodszy potomek rodzinny, nie odczuwający jeszcze "zgubnego" wpływu samoświadomości, któremu poddała się reszta "domowników".

Tekst jako pretekst do zabawy w "doktora", psychologa, choć bardziej psychiatrę, stawiającego tezę o podłożu cierpienia, zaburzonych relacjach rodzinnych i rozwiązaniach mogących zwykłego (choć "zarażonego") człowieka wprowadzić w niezły zamęt, to naprawdę dużo. Emocje widza nie są kierowane w stronę postaci dramatu, a w sposób typowy dla uczestnika wydarzeń przekroczeniowych, kierują się ku inscenizacji jako całości i reżyserce. Przekroczenie dotyczy faktu, że dla Kleczewskiej nie autor ponadczasowego tekstu jest ważny, ani widz, bombardowany obrazami (skojarzeniami, "odpryskami" znaczeń, chaosem), tylko akt twórczy, w którym oto aktorzy poddali się wariacjom na temat psychologii. Reżyserka udowodniła wcześniejszymi spektaklami, że potrafi znakomicie pracować z aktorem, otwierać go, "oswajać". Bliskie metodzie Stelli Adler sami aktorzy nazywają aktorstwem "ryzykownym". Niestety, miałam wrażenie, że tym razem reżyserka "Babel" podporządkowała sobie aktora, a wręcz ośmieszyła (szczególnie dotyczy to jednego z artystów). Aktorska ekipa z Teatru Polskiego wypadła mniej przekonywująco, można było odnieść momentami wrażenie, że gra wbrew sobie.

Inscenizatorka podniosła bardzo wysoko poprzeczkę także w odniesieniu do technicznych rozwiązań. Żaden trójmiejski teatr nie zgodził się na zagranie festiwalowej "Burzy" u siebie, ponieważ tony piasku i litry wody mogłyby źle wpłynąć na prawidłowe funkcjonowanie sceny. W Teatrze Polskim w Bydgoszczy, do którego musieli udać się festiwalowi widzowie, akurat dwie sceny, burza piaskowa( po której piasek zostawał na twarzy i ubraniu) i strumienie wody, w której oczyszczająco taplali się bohaterowie, zostaną zapamiętane najbardziej. Zupełnie niepotrzebnym i kuriozalnym pomysłem było wprowadzenie na scenę psa, którego jedynym zadaniem był pozorowany atak na "zagrożenie".

Tegoroczne premiery Mai Kleczewskiej, jak "Burza" czy "Slow Man" w Teatrze Wielkim w Poznaniu podczas festiwalu Malta wzbudzić mogą wiele emocji. Reżyserka formalizuje teatr po swojemu, dyscyplinuje widza poprzez obrazy, czasem luźno powiązane, aby doprowadzić do zarzucenia najłatwiejszych skojarzeń na rzecz westchnień i zapytań o sens. Widać, że Kleczewska podchodzi bardzo poważnie do swojej pracy, ale coraz częściej widzowie zadają sobie pytanie, czy reżyserka zdystansuje się trochę do psychologii głębi, a może nawet uśmiechnie się?

Katarzyna Wysocka
www.portkultury.pl
11 sierpnia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...