Usunąć czy nie usunąć? "Puste miejsca" w T. Wybrzeże
"Puste miejsca" - aut. Clàudia Cedó - reż. Lena Frankiewicz - Teatr Wybrzeże w GdańskuCierpienie kobiety, która zmuszona jest podjąć nieludzką wręcz decyzję, stawiając na szali życie swojego nienarodzonego dziecka, w spektaklu Teatru Wybrzeże z każdą minutą jest potęgowane. Cierpienie kobiety, która zmuszona jest podjąć nieludzką wręcz decyzję, stawiając na szali życie swojego nienarodzonego dziecka, w spektaklu Teatru Wybrzeże z każdą minutą jest potęgowane.
Cierpienie kobiety, która zmuszona jest podjąć nieludzką wręcz decyzję, stawiając na szali życie swojego nienarodzonego dziecka, w spektaklu Teatru Wybrzeże z każdą minutą jest potęgowane.
To jeden z tych spektakli, które śledzi się ze ściśniętym gardłem, a czasem przez łzy. Sztuka Clàudii Cedó "Puste miejsca" poświęcona jest trudnemu do wyobrażenia cierpieniu kobiety, której ciąża jest zagrożona. Jej świat z każdym kolejnym dniem spędzonym na szpitalnym łóżku coraz bardziej rozpada się na kawałki. Bardzo empatyczny, buzujący emocjami spektakl wystawiony w Starej Aptece Teatru Wybrzeże opowiada o wielkiej rozpaczy, bólu, próbie zrozumienia tego, jak doszło do tego, że zamiast szczęścia jest pustka.
Oczekiwanie na przyjście na świat potomka jest szczególnym momentem życia, często okupionym wielkim stresem, zwłaszcza jeśli ciąża nie przebiega modelowo. Lekarska diagnoza może w okamgnieniu zmienić radosny czas ekscytacji w horror. Tak właśnie stało się w przypadku Julii i Paula, bohaterów "Pustych miejsc". Julia dowiaduje się, że w jej macicy nie ma płynu owodniowego, a szanse na to, że donosi ciążę i urodzi żywe dziecko są bardzo niewielkie.
Dziewczyna znajduje się w piątym miesiącu ciąży, za późno by doszło do samoistnego poronienia, za szybko by dziecko miało szansę trafić do inkubatora. Unieruchomiona na szpitalnym łóżku może liczyć na mały cud czyli zasklepienie pęknięcia błon płodowych i regenerację wód płodowych, ale musi liczyć się z tym, że w każdej chwili płód może umrzeć, a sama ryzykuje infekcję, czyli własne zdrowie i życie. To do niej należy decyzja, czy ciąża ma być kontynuowana.
Bohaterka grana po mistrzowsku przez Katarzynę Dałek (na fotelu) może liczyć na pełne wsparcie rodziny (na zdjęciu z matką, graną przez Marzenę Nieczuję-Urbańską). Bohaterka grana po mistrzowsku przez Katarzynę Dałek (na fotelu) może liczyć na pełne wsparcie rodziny (na zdjęciu z matką, graną przez Marzenę Nieczuję-Urbańską).
Tę pełną cierpienia, bólu i goryczy historię śledzimy w formie retrospekcji. Najpierw pojawia się krótka filmowa migawka, w której widzimy parę w sali porodowej. Na napiętych z nerwów twarzach rysuje się przede wszystkim zmęczenie. Potem w formie retrospekcji i rozmów ze swoim alter ego Julia powraca do punktu, w którym jej wizja przyszłości zaczęła sypać się jak domek z kart. W detalach przywołuje stany towarzyszące wizycie w szpitalu, przeczucie, że coś jest nie tak podczas badania USG, diagnozę, próbę oswojenia się ze stanem permanentnego zagrożenia i zwierzęcym wręcz instynktem przetrwania, przejawiającym się walkę o nienarodzone dziecko.
Gdzieś w tle jest wspierający partner, kochająca rodzina i przeróżni pracownicy szpitala - pełen zestaw pielęgniarek (od tych ciepłych i wspierających, przez niewprawne praktykantki, po oschłe i zasadnicze piguły), pani ginekolog, pani psycholog, położna. Jakąś formą przeciwwagi dla głównego tematu jest praca Paula - oświetleniowca w teatrze, w którym przygotowywana jest premiera znanego reżysera. Tak zwane normalne życie, z którego całkowicie wyłączona została Julia, dzieje się tuż obok - ktoś kogoś uwodzi, ktoś ekscytuje się zbliżającym spektaklem, ktoś robi zakupy, można nawet obejrzeć film. Dla Julii wszystko to jest jakby za ścianą - ona pomimo całej otoczki z kluczowym dylematem pozostaje sama: walczyć do samego końca czy się poddać?
Julia ma swoje alter ego, z którym wraca do traumatycznych wspomnień z pobytu w szpitalu.Julia ma swoje alter ego, z którym wraca do traumatycznych wspomnień z pobytu w szpitalu.
Reżyserka Lena Frankiewicz konfrontuje widzów z tematem kobiecego cierpienia nie po raz pierwszy. W znakomitej "Nieczułości" koncentrowała się na kobiecej niedoli jako doświadczeniu międzypokoleniowym, właściwym kobietom w każdych czasach. Tym razem ta niedola ma twarz cierpiącej Julii, której przeżycia w mistrzowski sposób odgrywa Katarzyna Dałek. Aktorka dostała niezwykle trudny materiał, bo historia Julii jest wewnętrznym lamentem, bez momentu wytchnienia - oczy widzów przez cały spektakl są skierowane przede wszystkim na nią. To niemal dwugodzinny seans bólu, cierpienia, paraliżującego momentami strachu, momentów zwątpienia, iskierek nadziei i gigantycznej rozpaczy.
Śledzimy Julię w dwóch perspektywach jednocześnie - pogrążoną w depresji dzisiejszą Julią i tę, która przeżywa na naszych oczach swój wielki dramat. Katarzyna Dałek doskonale radzi sobie z tą ekstremalnie trudną rolą, ani przez moment nie popadając w patos czy fałsz. Dlatego z wielu miejsc na widowni słychać płacz, bo spektakl w zamyśle Leny Frankiewicz jest prawdziwą emocjonalną bombą, której nie rozbraja od początku do końca. Gigantyczny ładunek emocjonalny spektaklu ma ogromną siłę rażenia.
Piotr Biedroń bardzo dobrze odgrywa w pełni zaangażowanego, wpierającego i kochającego partnera Julii. Piotr Biedroń bardzo dobrze odgrywa w pełni zaangażowanego, wpierającego i kochającego partnera Julii.
Urzeka wspaniała scenografia i jeszcze piękniejsza reżyseria świateł Agaty Skwarczyńskiej. Cała, pełna nieregularnych kształtów podłoga, wyłożona jest drobnym czerwonym piaskiem symbolizując pustynną pustkę, w której znajduje się główną bohaterka. Scenę zaś ograniczono ścianami z dykty, z boku i u góry. Jednak górna ściana wygląda jak poszarpana, jakby została rozdrapana gigantycznymi szponami przez nieznaną siłę, co buduje nastrój niepokoju i zagrożenia. Z tyłu widzimy ścianę wspinaczkową, co umożliwia aktorom różne działania fizyczne w tle (choreografię przygotowała Anna Steller).
Na pierwszym planie znajduje się tylko pustynna pustka i fotel ginekologiczny służący też za łóżko szpitalne. Całość Skwarczyńska doświetla przeróżnymi kolorami i paletą półcieni, tworząc piękne, niezwykle efektowne kompozycje. Także delikatna muzyka Miłosza Pękali wydaje się zrośnięta z tkanką sztuki Clàudii Cedó. To znakomita przestrzeń dla aktorów, którzy świetnie się w niej odnajdują.
Jednym z niewielu utrzymanych w tonie komediowym epizodów jest wyjazd Julii i Paula w bezdroża Stanów Zjednoczonych, co świetnie wpisało się w wysypaną czerwonym piaskiem scenę Starej Apteki. Jednym z niewielu utrzymanych w tonie komediowym epizodów jest wyjazd Julii i Paula w bezdroża Stanów Zjednoczonych, co świetnie wpisało się w wysypaną czerwonym piaskiem scenę Starej Apteki.
Jednym z niewielu utrzymanych w tonie komediowym epizodów jest wyjazd Julii i Paula w bezdroża Stanów Zjednoczonych, co świetnie wpisało się w wysypaną czerwonym piaskiem scenę Starej Apteki.
Bardzo trudną, chociaż znacznie mniej eksponowaną rolę Paula, z wyczuciem i taktem odgrywa Piotr Biedroń. Oglądamy w jego wykonaniu wręcz nierzeczywisty obraz bezgranicznie oddanego, kochającego i wspierającego partnera. W żadnym momencie emocje Paula nie są jednak przesadzone - nieustannie stara się on zająć czymś Julię, by nie była z myślami i paraliżującym strachem sama. Ciekawym dopełnieniem spektaklu jest dialogująca z Julia wyobrażona przez nią Julia 2 (Dorota Androsz), spełniająca również rolę narratorki popychającej akcję do przodu.
Wyraziste w każdym epizodzie są Marzena Nieczuja-Urbańska (grająca matkę Julii, różne pielęgniarki i lekarkę) oraz Sylwia Góra (m.in. aktorka Gloria, ginekolog czy przyjaciółka Julii). Zestaw aktorski uzupełnia Krzysztof Matuszewski, wprowadzający w roli ojca Julii odrobinę tonów komediowych.
W epizodach poza szpitalnym łóżkiem bardzo dobrze wypada Sylwia Góra w roli aktorki Glorii. W epizodach poza szpitalnym łóżkiem bardzo dobrze wypada Sylwia Góra w roli aktorki Glorii.
Tym, co trudno przełożyć na naszą rzeczywistość, jest odruchowa wręcz skłonność bohaterów do dzielenia się swoim dramatem - wszyscy natychmiast dowiadują się o problemach Julii i Paula od samych zainteresowanych, którzy nie szczędzą innym najdrobniejszych szczegółów swojego położenia. Hiszpańska autorka nie widzi w tak intymnych kwestiach niczego wstydliwego i oczywiście ma rację, jednak w Polsce ludzie mierzący się z podobnymi dramatami z pewnością nie są tak wylewni.
Czy spektakl ten może mieć działanie terapeutyczne? Z pewnością tak, bo traum, które pieką do żywego i o których trudno rozmawiać nawet z bliskimi (jak poronienie, śmierć dziecka, ale też bezpłodność, gwałt czy zdrada) jest więcej. Spektakl Leny Frankiewicz wpisuje je w pewne wspólnotowe doświadczenie kobiet z przekazem "nie jesteś sama", co z pewnością może przynieść ulgę osobom przeżywającym podobną traumę.
"Puste miejsca" są pięknym wizualnie, dopracowanym w każdym detalu spektaklem, z prawdziwym popisem aktorskim Katarzyny Dałek, dzięki której dramat jej bohaterki rezonuje jeszcze długo po wyjściu z teatru.