Uwaga, Michał Siegoczyński

czterodniowy przegląd spektakli Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Na Woli

Czterodniowy przegląd spektakli Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Na Woli to okazja, aby sprawdzić, czy teatr jest gotowy, by mówić o najbardziej intymnych uczuciach? Co więcej - czy ma do tego prawo?

Jeśli patronem neosentymentalizmu w filmie nazwać Jean-Pierre\'a Jeuneta, reżysera "Amelii", pierwszym neosentymentalistą polskiego teatru byłby Michał Siegoczyński. Nie znaczy to, że jego spektakle to liryczne obrazki pozbawione dramatycznego napięcia. Czasem przypominają thrillery, czasem ostre pojedynki psychologiczne. Jednak Siegoczyński jako jeden z pierwszych młodych twórców polskiej sceny zaczął mówić o uczuciach. Tych najdelikatniejszych i tych najbardziej niszczących. Tych intymnych i tych widowiskowych. Co więcej - w czasach, gdy wywlekanie osobistych historii bywa manierą i sposobem na zarabianie pieniędzy, reżyser pyta o sens i prawo do wszelkich zabaw emocjami. 

Wystawiając sztukę Remigiusz Grzeli "Uwaga - złe psy!", postawił widzów w sytuacji sędziów, świadków, ale i natrętów naruszających pewne tabu. Efektowne, pełne drastycznych szczegółów wyznanie Anity Szatkowskiej (Małgorzata Rożniatowska), która przez kilka lat więziła i maltretowała swojego zniedołężniałego męża Jerzego Szaniawskiego, przedstawił w formie konferencji prasowej. W miarę jak toczy się opowieść, twarz aktorki tężeje, zamienia się to w zwierzęcą maskę, to w ogłupiałe oblicze katatonika. Z gładkich zdań wyskakują nagle wulgaryzmy, przyspieszony oddech przydusza ją w pół słowa. Babcina bajka przekształca się w rozpaczliwy charkot. Siedząc wśród publiczności, trudno pozbyć się wrażenia, że przyglądanie się cudzej histerii, szaleństwu, schizofrenii zrównuje nas z tłumem paparazzich. Spektakl prowokuje więc do pytań o sytuację widza podglądacza. Nie przestaje być jednak historią o miłości, kalekiej miłości, która przybrała monstrualną formę.

Jednak dla Siegoczyńskiego w uczucie miłości nieuchronnie wmontowany jest mechanizm autodestrukcji. W "2084" (na podstawie "Roku 1984" George\'a Orwella) towarzyszy parze zakochanych, próbujących ocalić swój związek przed nieuchronnym rozpadem. Słowa piosenki: "Nie zabijaj tej miłości, daj spokojnie umrzeć jej" zupełnie do nich nie trafiają. Krzyś i Ola wolą sami zadecydować o rozstaniu, wyznaczyć swojej miłości datę graniczną. Nie znieśliby świadomości, że coś się psuje, że przestają się rozumieć, że w spojrzeniu partnera nie odbija się już rozgwieżdżone niebo, ale zawalona skarpetkami kawalerka. Walczą, szarpią się, brną pod prąd temu, co nieuchronne. Reżyser prowadzi ich z czułością, wyrozumiałością i troską. 

Jednak nie tylko miłość to dla Siegoczyńskiego śmiercionośny ładunek z opóźnionym zapłonem. W "Taśmie" wg Stephena Belbera rozwiał złudzenia co do magii i nieprzemijalności młodzieńczych przyjaźni. Filmowiec i diler, spotykając się po latach w hotelowym pokoju zaczynają rozumieć, że bardziej niż męska solidarność łączą ich dawne konflikty i żale. 

Siegoczyński potrafi mówić o ambicjach i marzeniach, o potrzebie małej stabilizacji i pułapkach, jaki sami na siebie zastawiamy na drodze do szczęścia. Świadczą o tym także inne zrealizowane w Warszawie spektakle: pełen ciepła "Elling" (Teatr Nowy Praga) i warszawkowy "HollyDay" (Teatr Studio, wg "Śniadania u Tiffany\'ego"). 

Teatr Na Woli: 2 czerwca - "Uwaga - złe psy!", 3 czerwca - "Taśma", 4-5 czerwca - "2084"

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza Stołeczna
2 czerwca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia