Uwielbiam gwizdać

Rozmowa z Bartoszem Zaczykiewiczem

- W moim głębokim przekonaniu sztuka, w tym teatr, to nie są odpowiedzi, ale pytania, które stawia. Tutaj poznawczość polega nie na dawaniu odpowiedzi, lecz na stawianiu pytań, które uruchamiają skomplikowany proces organiczny, w wyniku którego następuje przemiana w człowieku, powszechnie pozytywnie kojarzona.

Jarosław Wadych: Będąc studentem polonistyki zrealizował Pan monodramy, nagrodzone na festiwalach. Później ukończył Pan studia na Wydziale Reżyserii Dramatu Akademii Teatralnej w Warszawie i wyreżyserował wiele przedstawień na różnych scenach. Od kilku miesięcy jest Pan dyrektorem ds. artystycznych toruńskiego taetru. Sztuka sceniczna zajmuje dużo miejsca w Pańskim życiu, ale zapewne nie wypełnia go w całości.

Bartosz Zaczykiewicz: - Mam różne pasje pozazawodowe - na przykład muzykę, szczególnie pewne jej obszary, ważny jest też dla mnie sport, ale jakoś specjalnie szeroko nigdy o tym nie opowiadałem. Każdy ma swoje życie i mniej lub bardziej intrygujące zainteresowania - nie chciałbym się szczególnie narzucać ze swoimi. W końcu jestem tylko prostym dyrektorem teatru...

Ale Czytelnikom "Nowości" zapewne Pan zdradzi, jaka muzyka Pana interesuje. A może gra Pan na jakimś instrumencie?

- W zasadzie pewniej czuję się jako słuchacz niż wykonawca, choć kiedyś chyba sprawnie grywałem na kazoo, amerykańskim instrumencie folkowym, miałem nawet solówkę w spektaklu. Uwielbiam też gwizdać. Są tacy, którzy twierdzą, że robię to naprawdę nieźle, ale marzenie, by wystąpić z jakąś jazzującą lub bluesową kapelą, jakoś się nie spełnia. Jako słuchacza fascynuje mnie na przykład muzyka tradycyjna, głównie słowiańska, przekazywana bez zapisu z pokolenia na pokolenie, ze swoimi odrębnymi skalami, niesamowitą energią, techniką, dramatyzmem, sublimacją i niezwykle złożonymi strukturami. W muzyce poważnej zaś mam wielu faworytów, z nieco mniej znanych to na przykład Gabriel Faure, którego genialna "Pawana" w straszliwej popowej wersji była hymnem mistrzostw świata w piłce nożnej we Francji w 1994 roku... Jestem głównie słuchaczem płytowym i radiowym - kocham najlepszą na świecie radiową "Dwójkę"! - ale najlepiej słucha mi się muzyki, kiedy chodzę. Ani w domu, ani w filharmonii nie umiem się tak skoncentrować, jak w ruchu. Cóż, wynalazcy walkmana i innych urządzeń przenośnych mają u mnie duże piwo.

Czy ten ruch w jakiś sposób wiąże się z fascynacją sportem?

- Pewnie coś jest na rzeczy. Lubię sport i jako kibic, i w praktyce. W latach szkolnych zdarzało mi się czytać dzienniki sportowe od deski do deski - miałem więcej czasu i lepiej wtedy pisano. Oglądanie sportu niesie też w sobie przeżycia estetyczne, zarówno od strony piękna, jak i emocji. Endorfiny uwalniane w sporcie, jak i w sztuce są chyba mocno pokrewne. A mój ulubiony film to "Rydwany ognia" o igrzyskach w 1924 roku. Z gier zespołowych najlepiej realizowałem się w koszykówce, choć w piłkę nożną też od biedy trafię. W liceum grywaliśmy po sześciu na ligowym boisku, dzięki czemu w górach mało który niedźwiedź mógł mnie dogonić, przynajmniej pod górę. Wiem, jak się wsiada na rower i potrafię w miarę utrzymać się na wodzie, także z użyciem żagla. Generalnie lubię większość dyscyplin, brakuje tylko czasu, a niekiedy warunków. Kultura fizyczna w Polsce nie stoi, niestety, na wysokim poziomie. W Niemczech albo w Danii z zazdrością patrzyłem przed laty na małe ośrodki sportowe, tanie, z prosciutkimi hotelikami, gdzie ludzie zjeżdżali sobie z okolic na wspólne uprawianie sportu. A wieczorem muzykowali...

A jak rozwinęła się Pana pasja zawodowa? Kiedy odkrył Pan, że chce tworzyć przedstawienia?

- Jako wczesno nastoletni człowiek nie przypuszczałem, że będę pracował w teatrze. Dojście do tego zafascynowania to są lata licealne, kiedy zacząłem wchodzić w dorosłość. Jeśli można tak rzec, w moim przypadku było to połączenie gromu z jasnego nieba z długofalowym procesem. Spotkanie wielu osób, od których się uczyłem, które mnie w to wciągały coraz bardziej, przeżyte spektakle i filmy.

Czym dla Pana jest teatr?

- Teatr jest dla mnie jakimś środkiem, a nie celem samym w sobie. Środkiem, jakby wehikułem, którym może sprawniej umiem się posługiwać niż innymi (na przykład nie umiem ładnie rysować) - wiodącym ku tajemnicy, jaką jest nasza istność. Teatr był i jest dla mnie procesem poznawczym, ale nie tylko w sensie intelektualnym, lecz także, a może przede wszystkim - emocjonalnym. W moim głębokim przekonaniu sztuka, w tym teatr, to nie są odpowiedzi, ale pytania, które stawia. Tutaj poznawczość polega nie na dawaniu odpowiedzi, lecz na stawianiu pytań, które uruchamiają skomplikowany proces organiczny, w wyniku którego następuje przemiana w człowieku, powszechnie pozytywnie kojarzona. Mądrzy ludzie nazwali ją katharsis - oczyszczenie.

Bartosz Zaczykiewicz - urodził się 3 lutego 1969 w Warszawie. Reżyser teatralny, dyrektor teatrów. Absolwent Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego (1994) i Wydziału Reżyserii Dramatu Akademii Teatralnej w Warszawie (1998). W latach 1999 - 2007 był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. W latach 2007 - 2009 był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Studio w Warszawie. Od grudnia 2012 roku jest zastępcą dyrektora ds. artystycznych Teatru im Wilama Horzycy w Toruniu. W 2005 odznaczony Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis".

Jarosław Wadych
Nowości
18 maja 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia