Uwierzcie w anioły!
4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG-WROCŁAWPo raz pierwszy widziałam w teatrze coś takiego. Dobiegała północ, a publika, po blisko sześciu godzinach spektaklu, wcale nie miała ochoty iść do domu.
Widzowie festiwalu Dialog nagrodzili "Anioły w Ameryce" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego owacją na stojąco. Mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W tym przypadku było inaczej. Ścisk i niewygodne krzesełka w Wytwórni Filmów Fabularnych nie wpłynęły na bardzo dobry odbiór sztuki Tony\'ego Kushnera w wykonaniu warszawskiego Teatru Rozmaitości. Zaledwie kilka osób wyszło w połowie przedstawienia.
Nie tylko o gejach
"Anioły..." Warlikowskiego nie mają tej samej siły rażenia co "Oczyszczeni", inny głośny spektakl tego reżysera. Bliżej im raczej do metafizycznego "Dybuka".
Spektakl Teatru Rozmaitości to nie tylko opowieść o gejach w obliczu epidemii AIDS. To również sztuka o samotności w tłumie, odpowiedzialności za drugiego człowieka, wybaczeniu i religii - tej uskrzydlającej i tej podcinającej skrzydła. Przedstawienie wywołało sporo emocji. Powód? Najwięcej kontrowersji wzbudziły oczywiście sceny seksu w wykonaniu panów. Odważne, nie powiem, ale bez przekraczania pewnych granic.
W moim przekonaniu "Anioły..." to również spektakl stworzony w imię gejowskiej solidarności. Ku przestrodze. Sztuka Teatru Rozmaitości została dedykowana Adasiowi Falkiewiczowi, kompozytorowi, który chorował na AIDS i popełnił samobójstwo. Warlikowski zdaje się w tym spektaklu mówić: - Ludzie, uważajcie na siebie! Głupi, beztroski seks może doprowadzić do śmierci.
Czas trwania przedstawienia to nie lada wyzwanie. Z drugiej jednak strony historia opowiedziana przez Kushnera naprawdę wciąga. Tym bardziej, że w spektaklu stopniowo zaczynają pojawiać się również duchy i anioły.
Ameryka lat 80. Okres prezydentury Reagana. Oglądamy perypetie dwóch par, które przechodzą głęboki kryzys. Joe (Maciej Stuhr) to młody prawnik, republikanin i kryptogej, który ukrywa swoje preferencje seksualne nawet przed żoną Harper (Magdalena Popławska). Ona czuje pismo nosem, jest głęboko nieszczęśliwa, cierpi na neurozy i zażywa gigantyczne dawki walium. Prior (Tomasz Tyndyk) jest z kolei gejem i transwestytą chorym na AIDS, a jego partner Louis (Jacek Poniedziałek) zostawia przyjaciela w potrzebie. Słowem, właściwie nikt tu nie jest szczęśliwy.
- Wszystko się rozpada - mówi w pewnym momencie Harper. - No świat się po prostu kończy.
Piekło na ziemi
Ważną postacią sztuki jest Roy M. Cohn, bezwzględny prawnik, dla którego liczą się tylko układy. - Miłość to pułapka, odpowiedzialność to pułapka. Ratuj się! - mówi do Joego, który jest nim zafascynowany. Cohn również ukrywa swoją orientację ( "ja tylko zabawiam się z chłopaczkami" - mówi). A kiedy dowiaduje się, że ma AIDS, udaje, że to rak wątroby.
Oglądając "Anioły..." ma się w pamięci znakomity, amerykański serial o tym samym tytule z brawurowymi rolami Ala Pacino i Meryl Streep. Jednak aktorzy Warlikowskiego grają bez kompleksów. Właściwie każda z ról jest niezapomnianą kreacją. Postać Jacka Poniedziałka może doprowadzić do łez widzów, znających go z grzecznej roli w "Magdzie M." W "Aniołach..." aktor uprawia seks w parku, obnaża pośladki i tańczy (ruchy bioder - pierwsza klasa!). Tomasz Tyndyk jest odważny i bezbronny jednocześnie (do tego ma świetne nogi). Równie dobra jest Harper Magdaleny Popławskiej - znerwicowana, dziecinna i zagubiona, ukojenia szuka w świecie swoich "waliumowych" wizji.
Ale największe odkrycie Warlikowskigo to Maciej Stuhr, który po roli Joego mógłby chyba zagrać wszystko. Ten młody prawnik, gej i mormon w jednej osobie to człowiek walczący ze swoimi ograniczeniami. W pewnym momencie staje nawet przed widownią zupełnie nagi. - Ja pójdę przez to do piekła - mówi, idąc do łóżka z Louisem. - I co? Myślisz, że tam będzie lepiej niż tutaj? - odpowiada mu kochanek.
Uwierz w anioły
Nie mogę nie wspomnieć też o znakomitych rolach Rafała Maćkowiaka, Danuty Stenki i Magdaleny Cieleckiej.
Na pierwszy plan wysuwa się jednak postać Cohna. Andrzej Chyra jest na scenie agresywny, wulgarny, ale momentami również zabawny. Kusi Joego niczym Mefistofeles w "Fauście". Aktorska perfekcja w każdym calu.
Z kryzysem bohaterów świetnie współgra scenografia Małgorzaty Szczęśniak. Twarze aktorów odbijają się w rozmazanych lustrach. W pewnym momencie na scenie pojawia się śnieg - symbol pustki i emocjonalnego chłodu.
Ale w sztuce Kushnera jest też odrobina nadziei i ciepła. Okazuje się, że można wyjść na prostą i zostawić piekło za sobą. Trzeba tylko uwierzyć w anioły. One są wśród nas.
"Anioły w Ameryce" T. Kushner. Przekład: Jacek Poniedziałek. Reżyseria: K. Warlikowski. Teatr Rozmaitości.