Uwięziona hrabina

"Hrabina Batory" - reż. Wiktor Rubin - Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Pierwsza w tym sezonie premiera w Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach odbyła się pod szyldem "Kobieta pisana mężczyzną, ciałem i historią w języku teatralnego recyklingu. "Hrabina Batory" Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina, bo niej mowa, to ostania cześć tryptyku, w skład którego wchodzą "Joanna Szalona, Królowa" oraz "Caryca Katarzyna".

Tryptyk ten zainspirowany został historycznymi postaciami kobiet i ich obsesjami, natręctwami. W "Joannie" duet Rubin - Janiczak porusza tematykę obsesyjnej miłości, w "Carycy" - władzy. "Hrabina Batory" zaś, to przedstawienie o pragnieniu wiecznej młodości/ niezgodzie na starość, o uwięzieniu w wytworzonym wizerunku i niemożności wyjścia poza narzucony (często samemu sobie) schemat. Ten stan faktycznej niezgody na siebie, powoduje frustracje, od których trudno się uwolnić.

Hrabina Elżbieta Batory, arystokratka węgierska zwana Krwawą Hrabiną z Čachtic lub "wampirem z Siedmiogrodu", według legendy pragnąc zatrzymać młodość, zabiła w okrutny sposób 650 dziewic, aby pozyskać ich krew, która miała być swoistym eliksirem młodości. W kieleckim przedstawieniu nie znajdziemy jednak za wiele z okrutnych praktyk hrabiny Elżbiety. Janiczak i Rubin raczej śledzą, poddają analizie procesy, które zachodziły w bohaterce. Interesują ich bardziej jej frustracje, migreny i narastające depresje, niż okrucieństwo i deprawacja.

W porównaniu do poprzednich części tryptyku, Janiczak w "Hrabinie Batory" inaczej skonstruowała formę dramatu. Brak w tym spektaklu fabuły-opowiedzenia historii, tak jak w Joannie, czy Carycy. Historia grała tam pewną rolę, tu jest raczej zmarginalizowana. Sama postać Elżbiety Batory to tylko pretekst do rozważania, symbol, a "Hrabina Batory" to w zasadzie monolog z podziałem na kwestie.

Spektakl podzielony jest na 33 rozdziały, których tytuły zostały zaczerpnięte z książki Georgesa Vigarella "Historia urody. Ciało i sztuka upiększania od renesansu do dziś." Bo tak naprawdę Janiczak i Rubin mówią o tym, że w dobie "terroru piękna" 650 dziewice, to w rzeczywistości 650 poprawki naszej urody.

Janiczak zestawiała postać Hrabiny (Agnieszka Kwietniewska) z bajkową niewinnością Królewny Śnieżki, granej przez 6-letnią Bognę Żłobińską. Bo w gruncie rzeczy, kim innym jest Elżbieta, pragnąca być najpiękniejsza, jeśli nie ucieleśnieniem macochy-czarownicy z baśni? Śnieżka w pierwszej scenie zjada jabłko skazując się tym samym na śmierć, od której nie ma dla niej ucieczki w zamku Elżbiety.

Hrabina Batory to kobieta pogrążona depresji/ melancholii niezdolna do działania, do pełnego odczuwania poza strachem (?). Strachem przed upływającym czasem, którego nie da się zatrzymać (projekcja - video), który działa tylko na jej niekorzyść.

Przedstawienie wydaje się być swoistym monologiem, nawet nie monologami, a właśnie monologiem. Głosem kobiety, uwięzionej w gorsecie oczekiwań: świata wobec niej i jej wobec świata. Przytłoczonej dążeniem do ideału piękna, które jako nieodłączny atrybut przypisuje się kobiecie. Wpojone ideały urody i wręcz genetycznie zaprogramowanie do bycia pięknym, wiąże się z wewnętrzną niezgodą na obecny stan rzeczy. Kobiety w wieku 33 lata (wiek chrystusowy) powinny umierać - słyszymy. "Kobieta stara jest brzydka, po prostu brzydka. (...) Kobiety są piękne, gdy są młode. Potem już nie. Kobiety robią się tylko stare, grube i pomarszczone. (...) Nie powiedziałam, że nie pięknieją, tylko, że brzydną" - mówi Violet Weston w "Sierpniu w hrabstwie Osage". Wydaje się ze niejako te słowa brzmią cały czas z tyłu głowy bohaterek spektaklu.

Sami sobie zadajemy tortury próbując dopasować się, nasze ciało do ustalonego - wymyślonego przecież kanonu piękna. Rubin przedstawia więc Doricze (Ewelina Gronowska), która zachęca Elżbietę do torturowania jej na przyrządach gimnastycznych - aluzja do bycia fit, czy Doricze wiecznie objadającą się - bulimiczkę. Anna (Dagna Dywicka), próbuje na zapas młodość i piękność uwiecznić poprzez zapis: zdjęcia, filmy, plakaty, sławę. Klara - świetnie zagrana przez Joannę Kasperek, która już osiągnęła słuszny wiek, próbuje zagłuszyć teraźniejszość, a to wspomnieniami, a to mocnymi wrażeniami. Anna, Elżbieta i Klara to jakby studium postaci w różnych etapach życia, ale zmagającej się z przemijaniem.

Zamknięcie w schemacie, w wykreowanym wizerunku nie dotyczy tylko kobiet. Ferenc jako jedyny "prawdziwy mężczyzna" w spektaklu, również nie może wyzwolić się od przypisanej mu roli walecznego zdobywcy/ obrońcy. Jednoczenie widzi dezaktualizację swojej postawy, ale nie umie się jej przeciwstawić. Napisać siebie na nowo. Wszyscy w "Hrabinie" zderzają się z własną niemocą i frustracją. Aby dać tym uczuciom ujście, na końcu spektaklu, aktorzy wchodzą w interakcje z widzem, rozdając im kije bejsbolowe i tym samym dając możliwość wyładowania narosłych emocji. Spektakl jest bardzo plastyczny, co jest zasługą m.in. Mirka Kaczmarka odpowiedzialnego z światła i scenografię oraz Jolanty Janiczak i Hanny Maciąg, które zaprojektowały kostiumy. Uwagę zwraca również przepiękny plakat do tego spektaklu, który jednocześnie pokazuje starzenie się, przemijanie i walkę z nim. "Hrabina Batory" to spektakl wart zobaczenia.

Agata Kulik
Projektor - kielecki magazyn kulturalny
23 grudnia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...