VHS-życie na taśmie
„VHS" – scen. Marcin Bałczewski - reż. Sławomir Narloch – Teatr Powszechny w ŁodziPolskie Centrum Komedii w Teatrze Powszechnym w Łodzi stwarza doskonałe warunki dla twórców i zachęca ich do czerpania z własnego sposobu postrzegania polskiej rzeczywistości. Dzięki konkursowi „Komediopisanie" kolejna prapremiera mogła dojść do skutku przywracając na moment klimat lat 90-tych postkomunistycznej Polski na deski Małej Sceny.
Na CPN-ie poznajemy Mateusza Malaska, rodzimego biznesmena z czasów transformacji. Wita się z nami serdecznie w świątecznym nastroju rozdając zapachowe choinki do samochodu. W scenerii starej stacji zaczynamy poznawać historię jego życia i biznesu. Po 1989 roku Polacy stanęli u progu upragnionego kapitalizmu, a wrota do Zachodu stanęły otworem. Nowe perspektywy i nadzieje rozpaliły wyobraźnię, pobudziły żądzę pieniądza i tak po omacku, lecz odważnie polski przedsiębiorca zaczynał nurzać się w kapitalizmie często zręcznie omijając prawo, które zresztą dopiero lepiło się na potrzeby nowej politycznej i gospodarczej rzeczywistości. Nasz bohater Mateusz odkrywa, że „niechcący" zgubiony z transportu magnetowid i kasety wideo są pomysłem na kino objazdowe po miasteczkach i wsiach.
Wiejskie świetlice, remizy i domy kultury gromadzą tłumy spragnionej amerykańskich filmów publiki, a onieśmielony z początku Mateusz przeistacza się w elokwentnego konferansjera, lokalnego rekina biznesu i króla życia. Malasek ma jednak rodzinne zobowiązania i jako mąż i ojciec poczuwa się do zapewnienia dostatniego bytu swoim bliskim. Usposobienie bon vivanta usprawiedliwia liczne podboje miłosne na małomiasteczkowych szlakach, jak również upodobanie do trunków jako elementy dziś powiedzielibyśmy dobrego PR-u. Interes się kręci, mężczyzna zarabia, wierna kobieta i dziecko czekają na żywiciela rodziny, a kasa wpływa do kieszeni. Marzenia się spełniają, a świeżutki biznesman bryluje na dyskotekowych salach coraz większym slalomem upojony pieniędzmi i alkoholem.
Sebastian Jasnoch w roli sprytnego, samozwańczego animatora kultury światowej jest zabawny i wiarygodny. W tlenionej fryzurze à la „czeski metal", Limahl, tudzież „NRD-owski piłkarz", szerokich jeansach i kolorowej, wzorzystej koszuli jest kopią modnisiów rodem ze Stadionu Dziesięciolecia. Kostium autorstwa Maksa Maca dopełniają obowiązkowe białe skarpety, skórzana kurtka i kultowe buty z plecionką. Tak wystrojony popeerelowski „handlowiec" musi mieć wypasioną brykę i oto wjeżdża polonez – marzenie Polaka z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Maks Mac przywołuje swoją scenografią charakterystyczne elementy tej przeobrażającej się Polski. Na ulicach pojawia się więcej samochodów, na bazarach wykluwa się kolorowa moda, powstają miejsca rozrywki i rozkwita handel kasetami VHS, magnetofonowymi i grami.
Nagrywanie, przegrywanie, przewijanie - taśmy królują jako nośniki wszelkiej rozrywki, która zaczyna eksplodować w polskiej nowej rzeczywistości zachłyśnięcia się kulturą Zachodu i tej cudownej Ameryki. Piractwo kwitnie, powstają wypożyczalnie, a Polak epoki transformacji z zapartym tchem ogląda reklamy, chłonie teledyski i filmy, a że często jeszcze nie ma w domu sprzętu, obwoźny biznes Malaska kręci się wspaniale. Ale...nic nie trwa wiecznie. Odurzony sukcesem i alkoholem biznesmen zaczyna wkrótce boleśnie odczuwać, że rozwój nowych technologii przyspieszył, a jego oferta spowszedniała. Dostrzegamy, że lekkoduch zaczyna odbierać lekcję pokory od życia i robi się mniej zabawnie. Malasek tak jak miliony Polaków w czasach transformacji zaczyna tracić poczucie bezpieczeństwa, a zyskuje świadomość, że czasy są niepewne, koniunktura zmienna i nieprzewidywalna.
W Polsce lat 90-tych rozpad wielu gałęzi przemysłu i bezrobocie współistniały przy narodzinach gospodarki rynkowej z całym bólem towarzyszących temu patologii i przestępczością. Problemy finansowe bohatera muszą wpłynąć na relacje z rodziną. Niepełnione oczekiwania powodują frustrację i wyrzuty sumienia, a szukanie zapomnienia w seksie i alkoholu nie przynosi ulgi tylko pogłębia depresję. Komediowy charakter monodramu nieuchronnie zmierza ku głębszemu wymiarowi tej historii, a scena, w której pojawia się kobieta (Zuzanna Glądys) przypominająca Marylin Monroe, grająca rzewnie na trąbce, zdejmuje z Malaska maskę beztroskiego handlarza i pokazuje człowieka walczącego o byt, o przetrwanie, zmęczonego walką o lepszą przyszłość pełną tych wyśnionych, łatwych do zarobienia pieniędzy. Jest jak filmowy anioł, który pojawia się przy udręczonej duszy handlarza kasetami stojącej na skraju ludzkiej wytrzymałości, wycieńczonej nałogami.
„VHS" jest dla tych, co pamiętają lata 90-te, nostalgiczną podróżą w przeszłość, w której każdy ma swoją mniej lub bardziej szczęśliwą historię i pakiet transformacyjnych wspomnień. Dla młodszych pokoleń jest lekcją historii, bo naprawdę tak było i trudno dziś w to uwierzyć. Dla każdego zwierciadłem pogoni za lepszym życiem i pieniędzmi, albo tylko przeżyciem, co było, jest i będzie aktualne. Dynamikę perypetii i emocje Malaska doskonale podkreśla oprawa wizualna (reżyseria światła: Karolina Gębska) i muzyczna (Jakub Gawlik).
Dzięki przywoływanym tytułom hitów filmowych (znakomite liczne metamorfozy Sebastiana Jasnocha) i muzycznych lat 90-tych spektakl jest sentymentalną podróżą w czasie, artystyczną ilustracją tamtych niezwykłych lat pełnych kiczu i tandety, ale dających szansę i warunki na przepoczwarzenie się szarej komunistycznej epoki PRL-u w erę Polski wolnej, demokratycznej i pełnej barw. Ten proces wciąż trwa. Nasza polska demokracja nieustannie dojrzewa, technologie gnają w zawrotnym tempie ku niezbadanym rozwiązaniom, historia tworzy się na naszych oczach, a człowiek niezmiennie sam sobie musi wykuwać to niedoścignione szczęście walcząc z osobistymi demonami. Na koniec spektaklu oglądamy film z kasety VHS z prywatnego archiwum Sebastiana Jasnocha.
Ten radosny i sentymentalny akcent rodzinnej kroniki pozostawia nas w ciepłym nastroju.