W austriackim kurorcie

rozmowa z Piotrem Szalszą

Rozmowa z Piotrem Szalszą, reżyserem międzynarodowego projektu "Badenheim 1939" realizowanego w Teatrze Śląskim (premiera 21 listopada).

Jaśmina Puchała: Co jest celem projektu „Badenheim”? 

Piotr Szalsza:
Celem projektu jest zaprezentowanie szerokiej publiczności adaptacji wspaniałej książki, jaką jest „Badenheim 1939” Aharona Appelfelda. Ta książka nie tylko w mojej opinii, ale także w opinii wielu osób, w tym krytyki światowej i znawców literatury, jest rzeczywiście wielkim wydarzeniem. Została przetłumaczona na kilkanaście języków, jak zresztą wszystkie książki Appelfelda – tłumaczone na kilkanaście do kilkudziesięciu języków. Appelfeld doczekał się licznych nagród w krajach zachodnich – we Włoszech, Francji, Niemczech, więc skoro jego książka daje możliwość adaptacji, to jest to, wydaje mi się, dobra rzecz. 

J. P.: W jakim wymiarze projekt jest międzynarodowy? 

P. Sz.:
Po pierwsze projekt zrodził się w Austrii, z inicjatywy byłego konsula generalnego Austrii w Krakowie, a obecnie szefa kultury austriackiej za granicą - doktora Emila Brixa. To on nawiązał kontakt z autorem i zaproponował mi adaptację. Byłem chętny, bo już wcześniej, kiedy przeczytałem książkę, interesowałem się taką możliwością. To było cztery lata temu. Skontaktowałem się z autorem, ale odpowiedział, że to niemożliwe, bo właśnie ma być przygotowywana adaptacja fabularna (m.inn. z udziałem Gerarda Depardieu). Pomyślałem sobie – trudno. A potem się okazało, że termin realizacji filmu został przesunięty, doktor Brix zaproponował mi współpracę i jakoś się to zaczęło. 

Po drugie immanentnie z akcji książki wynika, że bohaterowie mówią po niemiecku, po polsku i w jidysz. Książka opowiada historię Żydów, którzy mieszkają w Austrii i dostają nakaz powrotu do Polski – kraju swoich praojców. Dlatego zaangażowałem aktorów mówiących w jidisz, oraz z Austrii, czyli niemieckojęzycznych. Dla widzów będą oczywiście napisy. 
 
J. P.: Czy adaptacja sceniczna dzieła Appelfelda była trudnym zadaniem? 

P. Sz.:
Bardzo. Trudno teraz wchodzić w szczegóły, ale opowieść jest utrzymana w takim czechowowskim klimacie, gdzie główne treści są przekazywane między wierszami. Akcji jest niewiele, nie ma wielkien intrygi… Ta adaptacja była dla mnie wyzwaniem.  

Muszę dodać, że zaczęły się już próby czytane z polskimi aktorami i myślę, że doszło do nich przesłanie sztuki. Wielu aktorów przeczytało książkę i czują, że będą w stanie oddać intencje autora. Jestem również zadowolony z obsady – role udało się dobrać tak, żeby odpowiadały pierwowzorom literackim. Staram się, w gruncie rzeczy, być wierny autorowi, bo dramaturgia powieści jest bardzo dobrze, konsekwentnie zbudowana.  

Opowieść można traktować jako parabolę. Choć rozgrywa się w Austrii na pograniczu wojny, nie leje tu ani jedna kropla krwi. Nie ma też żadnej gwałtownej sceny. Okrucieństwo jest pokazane „subtelnie” – nie w formie drastycznych scen strzelaniny, kordonów policyjnych, postaci brutalnych prześladowców. Przypomina mi takie utwory, podejmujące temat holokaustu, jak na przykład film Ogród Finzi-Continich Vittorio de Sici, albo Monsieur Klein Josepha Losey’a, w których nie ma żadnej gwałtowności w opisie wydarzeń i tym mocniej są przerażające, bo bazują na klaustrofobii psychicznej, na poczuciu osaczenia. 

J. P.: Jest pan znawcą muzyki. Czy w spektaklu będzie jej wiele? 

P. Sz.:
Tak. Ja w ogóle od muzyki wyszedłem, więc moje spektakle są zawsze umuzycznione. Teraz muzykę pisze wybitny kompozytro polski, pan Zbigniew Bargielski. Oprócz tego będą wykorzystane utwory klasyków austriackich: Mozarta, Schuberta, Mahlera itd., również w różnych przeróbkach, transformacjach… Oczywiście. Bez muzyki by się nie obeszło…

Rozmawiała Jaśmina Puchała
Dziennik Teatralny Katowice
6 listopada 2009
Portrety
Andres Veiel

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia