W cztery oczy o Azucenie
rozmowa z Małgorzatą WalewskąAzucena to rola dla dojrzałej śpiewaczki, która umie poskromić swoje emocje techniką wokalną. Mam głos mezzosopranowy, który jest przeznaczony dla takich ról. Gram Cyganki, czarownice, złe księżniczki, hrabiny. Na ogół to role o dramatycznym charakterze, podstępne intrygantki. Omdlewające księżniczki i płaczliwe mimozy przeznaczone są głównie dla sopranów- mówi Małgorzata Walewska przed premierą "Trubadura" w Operze Krakowskiej.
Często Panią pytają, czy pochodzi Pani od Marii Walewskiej, kochanki Napoleona?
- Takie pytania zdarzają mi się we Włoszech. W Polsce natomiast pytają, czy jestem tą Walewską z telewizji. To już chyba chodzi im o mnie.
Maria Walewska uwiodła Napoleona. Pani od ponad 20 lat uwodzi na scenie...
- ... raczej Napoleon ją uwiódł, a ona po prostu uległa. Władza to potężny afrodyzjak...
Dobrze się Pani czuje z etykietą: uwodzicielka?
- Tak. Rola uwodzicielki bardzo mi odpowiada. Mobilizuje mnie, żeby się wziąć za siebie. Jeśli mam propozycję śpiewania Carmen, Dalili czy innej młodej i pięknej postaci, to przechodzę na dietę. Bo żeby przekonać widza do mojej bohaterki sama muszę uwierzyć, że nią jestem. Teraz w Krakowie będę grała starą Cygankę, Azucenę, więc mam szansę być wiarygodna bez specjalnego wysiłku.
Ma Pani sposób na uwodzenie?
- Mam.
Zatem krótki poradnik dla uwodzących.
- Trzeba mieć erotyczny głos, doskonałą technikę wokalną, seksowny kostium, powłóczyste spojrzenie i temperament.
Jutro w Operze Krakowskiej premiera "Trubadura". Ma Pani tremę?
- Zawsze mam. To zapewne kwestia poważnego podejścia do zawodu. Staram się być perfekcyjna, co nie jest łatwe. Trema wpływa na skrócenie oddechu, kiedyś jeszcze trzęsły mi się nogi. Teraz przed wyjściem na scenę robię parę ćwiczeń oddechowych i staram się mocno skoncentrować.
Co Pani przynosi szczęście?
- Sama sobie je przynoszę.
Co sprowadza pecha?
- Migrena. Ostatnio mnie dopadła, nic mi się nie udało i jeszcze dostałam mandat za parkowanie. A jeśliby tak mnożyć teorie spiskowe, to przez pewien czas "Carmen" śpiewana w Polsce przynosiła mi pecha. A właściwie odwrotnie: ja jako Carmen przynosiłam pecha Polsce... Ostatnie dwa przedstawienia, na które zostałam zaproszona do warszawskiej Opery Narodowej zostały odwołane z powodu żałoby narodowej: jedno, gdy zmarł Jan Paweł II, a drugie, gdy spadł samolot prezydencki w Smoleńsku. Poza tym trzy lata temu podczas krakowskiej "Carmen" straciłam przytomność. Ale to już zostało odczarowane i kolejne przedstawienia "Carmen" w Krakowie były bardzo udane.
Z powszechnie znanej uwodzicielki wciela się Pani teraz w matkę głównego bohatera, też Cygankę Azucenę. Co Pani na taką zamianę?
- Mam głos mezzosopranowy, który jest przeznaczony dla takich ról. Gram Cyganki, czarownice, złe księżniczki, hrabiny. Na ogół to role o dramatycznym charakterze, podstępne intrygantki. Omdlewające księżniczki i płaczliwe mimozy przeznaczone są głównie dla sopranów.
Nie pierwszy raz będzie Pani Azuceną.
- Pierwszą Azucenę zaśpiewałam w Deutsche Oper Berlin,w 2004 r. Weszłam w przedstawienie, które już było w repertuarze, czyli nie miałam prób z orkiestrą ani prób sytuacyjnych na scenie. Przygotowałam rolę aktorsko z asystentern, z dyrygentem spotkałam się dopiero w noc przed spektaklem. Zrobiliśmy próbę muzyczną przy fortepianie, a potem skok na głęboką wodę Przedstawienie. Pierwszy raz zobaczyłam swoich partnerów dopiero na scenie. Był to duży stres, ale zahartowało mnie to doświadczenie. Wszystko się udało, publiczności się podobało. Potem miałam długą przerwę w śpiewaniu tej roli, aż nastąpił wysyp Azucen.Zaczęło się od Opery Królewskiej w Covent Garden, potem San Francisco i w Seattle
Co Panią fascynuje w Azucenie?
Wyzwanie zarówno aktorskie,jak i wokalne. To postać bardzo skomplikowana psychologicznie: kobieta na wpół obłąkana,która kocha i nienawidzi. Opętana obsesją zemsty. To rola dla dojrzałej śpiewaczki, która umie poskromić swoje emocje techniką wokalną. Wykorzystuje całą skalę mezzosopranowego głosu. Trzeba równie często sięgać w dół do altowych rejestrów, nadając postaci charakter grozy, jak do wysoko sopranowych, które podkreślają rozpacz rozdartej osobowości. Trudność wykonania tej roli polega także na tym, że od pierwszego wejścia postaci następują dwie duże arie i dwa duety, bardzo ciężkie wokalnie, technicznie i emocjonalnie.
Tym razem nie będzie Pani uwodzić na scenie,lecz mścić się za krzywdy.Zemsta fascynuje bardziej niż uwodzenie?
- Chyba faktycznie zemsta jest ciekawsza niż uwodzenie. Nie pozwalam sobie na nią w życiu więc całą swoją złość i bunt pozostawiam na scenie.
Co Pani najbardziej odpowiada w gatunku, jakim jest opera?
- Przenoszenie się w inny wymiar. Jestem od tego uzależniona.
A muzyka?
- Istnieją takie arie, po których potrzebuję paru minut, żeby się otrząsnąć. Takim utworem jest np. mniej znana aria Azuceny "Condotta...". To dramatyczna opowieść Cyganki o tym, jak jej matka posądzona przez hrabiego o czary płonęła żywcem na stosie, a z jej piersi wydobywał się krzyk - "pomścij mnie!". Azucena opowiada, jak wpadła do pałacu i porwała niemowlę, syna hrabiego, i wrzuciła je do ognia. Jednak w szale rozpaczy pomyliła niemowlęta i wrzuciła swojego syna, którego trzymała na ręku. Muzyka w doskonały sposób podkreśla ten dramat.
Opera Krakowska ul. Lubicz
Reżyseria: Laco Adamik, kierownictwo muzyczne: Tomasz Tokarczyk
godz. 18.30, bilety 25-120 zł