W Guliwerze, bez lalek, ale wszystko gra!

"Śpiąca Królewna" - reż. Tomasz Man - Teatr Lalek Guliwer w Warszawie

"Śpiąca Królewna" w Guliwerze, wg braci Grimm, to spektakl przygotowany z dużym poczuciem smaku, do tego konsekwentny w zastosowanej poetyce i konwencji. Od strony wizualnej jest skromny, ale za to efektowny. Wszystkie elementy przedstawienia, pozostające w pełnej harmonii, cechuje dyscyplina aktorskiego wykonania podporządkowana ruchowi i muzyce.

Widowisko toczy się w dobrym tempie, poszczególne sceny płynnie przechodzą jedna w drugą, a światło wydobywa to, co w danym momencie akcji jest najważniejsze. I choć choreografia nie jest zbyt bogata w różnorodność tanecznych pas, rapowana przez Damiana Kamińskiego piosenka i utrzymany w podobnym stylu finał, na pewno na długo pozostaną w pamięci dzieci.

W libretcie Tomasza Mana pojawiają się Czarownica (Ewa Scholl) i dwie Wróżki - Piękna (Joanna Borer) i Dobra (Honorata Zajączkowska). To one niczym narrator powołują do życia cała historię, one też komentują to, co wydarzyło się ze światem i z człowiekiem przez sto lat snu rodziny królewskiej (dobra Katarzyna Brzozowska i nieco mniej wyrazisty Adam Wnuczko). Są sprawczyniami wszystkich dramatycznych wydarzeń w tej - jak się zwykło mówić - przypowieści o cierpliwości. Czarownica bywa czasami w swojej zemście okrutna i złośliwa, ale ma też swoją mądrość, o czym przekonujemy się w finale. Nie znaczy to jednak, że jest przemądrzała i pouczająca. To już sprawa języka, którego w dialogach i w piosenkach używa Tomasz Man. Czuć, że to materia, w której autor "Katarantki" porusza się jak ryba w wodzie. Doświadczenie dramatopisarskie autora libretta pozwala na stworzenie widowiska, które bez wątpienia przemówi do współczesnego widza oryginalną grą skojarzeń, zaskakującą i nie pozbawioną poczucia humoru, a także kilkoma żartami inscenizacyjnymi, których zdradzać nie wolno.

Pomimo, że jesteśmy w teatrze lalkowym, tym razem cały spektakl grany jest w planie żywym, bez użycia jakichkolwiek kukiełkowych atrybutów. To żadna nowość. Aktorzy - lalkarze są już zahartowali w tego typu bojach, a w Guliwerze ten rodzaj aktorskiego istnienia na scenie stosowany jest nader często. Tyle że tym razem, jak na musical przystało, muszą jeszcze tańczyć i śpiewać - muzyka Tomasza Mana i Ignacego Jana Wiśniewskiego spaja widowisko w jeden wielki melodram, dlatego trzeba być bardzo czujnym na wszystkie zmiany rytmów i temp, ale i stylów, które tutaj garściami zaczerpnięte są z całego bogactwa muzyki rozrywkowej. Widać, że wszyscy wykonawcy są jednak świetnie do tego przygotowani dzięki Kamilowi Dominiakowi, czuwającemu nad wokalnym kształtem i wyrazem emisyjnym każdego songu, czy kołysanki. Bo przecież kogo jak kogo, ale jego musicalowe ucho nigdy nie zawodzi. Dlatego ze sceny słyszymy głosy nośne, dźwięczne, dobrze brzmiące (szczególnie dobrym wokalem dysponuje Ewa Scholl, ale nie mniejsze umiejętności dają się zauważyć u Anny Przygody), skorelowane z charakterem postaci, do tego w miarę czyste intonacyjnie, również w śpiewaniu harmonicznym.

Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
23 lutego 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...