W każdym z nas jest wariat
"20 najśmieszniejszych..." - 4. Katowicki Karnawał KomediiDotychczas miałem okazję oglądać Mariusza Kiljana jedynie podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej (m.in. "Kombinat" i "Z poważaniem L. Cohen"). Zapamiętałem przede wszystkim dwa występy. Pierwszy to recital aktora z 1995 roku, zatytułowany "Słyszę czasem kroki" - przypomniany w ubiegłym roku przez telewizję - w którym Kiljan jako spacerujący w podziemiach metra włóczęga śpiewał piosenki Stinga (m.in. "Fields Of Gold", "Shape Of My Heart" i "Englishman In New York"). Drugie wspomnienie to PPA z 2009 roku i gala "Gra szklanych paciorków", gdzie aktor wcielał się w rolę Wieniczki z "Moskwy - Pietuszek". Mający prolemy z zachowaniem równowagi, gnębiony mdłościami (bladozielony, śpiewający falsetem) i skacowany bohater, ubrany w czapę z czerwoną gwiazdą, przemierzał miasto, od czasu do czasu pociągając z butelki. Zarówno liryczny, jak i groteskowy jest również w "20 najśmieszniejszych piosenkach na świecie".
Pomysł na spektakl jest niezwykle prosty – publiczność w gabinecie Psychiatry (Jakub Firewicz) bierze udział w terapii grupowej. Lekarz – wspomagając się odpowiednimi cytatami ze „Schizofrenii” Antoniego Kępińskiego – opowiada o relacjach chorych z towarzyszami niedoli, terapeutą i społeczeństwem, a Pacjent (Mariusz Kiljan) ilustruje poszczególne fazy choroby.
Tym, którzy uważają, że wykonawca piosenki aktorskiej powinien stać zimno na scenie w czarnym swetrze i śpiewać drżącym głosem, recital Mariusza Kiljana pewnie się nie spodoba. Pozostali natomiast będą zachwyceni. Na początek otrzymujemy „Psychobójcę” Talking Heads – dotychczas znanego u nas chyba jedynie z wykonań Mariusza Lubomskiego. Wokalnie Kiljan w niczym nie ustępuje swojemu toruńskiemu koledze, jednak za sprawą ewidentnie zniewieściałych gestów podmiotu lirycznego piosenka nabiera radykalnie odmiennej wymowy. Podobnie jest w przypadku „Już kąpiesz się nie dla mnie” z repertuaru Starszych Panów. Marian Opania – niegdysiejszy wykonawca piosenki „Cukierki dla panienki mam” Brela – pewnie byłby zaskoczony interpretacją Kiljana: chorobliwie nieśmiały bohater patrzy na swoje buty, a nie na wybrankę i mruczy pod nosem tekst, w sztywnej, wyciągniętej przed siebie dłoni, trzymając woreczek ze słodkościami… w „Marianie” i „bajkach” Andrzeja Waligórskiego („Czerwony Kapturek”, „Jaś i Małgosia”) górę bierze czarny humor, a w „Trójkącie Bermudzkim” – przerażającej opowieści o sowieckiej psychuszce - widzowie mają szansę przypomnieć sobie, jak znakomitym poetą był Włodzmierz Wysocki. Jako początkujący giatarzysta aktor pyta publiczność o kolejne wersy „Do łezki łezka” Kofty (później ryczy tekst, coraz szybciej tłucze w struny, a piosenka staje się szalonym country), w innym („Tupot białych mew”) pojawia się na scenie w okularach do nurkowania, z płetwami i gumowym kołem w kształcie kaczki, a widzom mówi: „Kaczor mi się przekrzywił… w domu mam jeszcze jednego, ale powietrze z niego zeszło…”. Kogoś mogą razić dwie piosenki z wykorzystaniem alkoholowych „efektów specjalnych”, ale przecież w życiu spotykamy również i takie postaci. Warto jednak się nie zniechęcać pijackimi dywagacjami bohatera na temat zależności między ilością wypitego alkoholu a urodą kobiet i poczekać na finałową opowieść mężczyzny o tym, że nadejdzie taki czas, gdy już żadna z kobiet nie przyjdzie do niego na noc. A zaśpiewane przez aktora już w „cywilnym” ubraniu „Pod Papugami” po raz kolejny tego wieczoru potwierdziło jego niecodzienne możliwości wokalne.
Mariusz Kiljan znakomicie radzi sobie z trudnymi językowo tekstami Tuwima („Genialny Wacuś”) czy Sławomira Wolskiego („Psychobójca”). Imponuje sprawnością ruchową i mimiczną. Nawet, gdy aktor celowo śpiewa niedbale kolejne wersy, można zrozumieć każde słowo. Bywa, że wykonawcy udziela się wesołość widzów i trudno mu wtedy zachować powagę („Marian”, „Pod Papugami”). Wydaje się, że ten recital – podobnie, jak korezowe „Scenariusz…’ i „Kwartet…” – nigdy nie będzie miał swojej ostatecznej wersji, ponieważ zawsze istnieje możliwość zmiany tytułów (w piątkowy wieczór nie usłyszeliśmy przykładowo wykonywanych jeszcze w 2007 roku „Wyglądasz jak anioł” Presleya czy „Polki kryminalnej” Osieckiej) lub aktualizacji o bieżące wydarzenia – nie tylko polityczne: aktor wspomina o obwodnicy Wrocławia, wrocławskim Aquaparku, sejmowej dyskusji o emeryturach, jednym z braci Żewłakow, Euro 2012, Edycie Górniak, Dodzie, Michale Pirogu, Katarzynie Cichopek i Grzegorzu Lacie. Równie ważną postacią na scenie jest Psychiatra, który już na początku dziękuje pacjentom za tak liczne przybycie (mimo, iż w Teatrze Śląskim odbywa się konkurencyjna terapia, prowadzona przez doktora Małaszyńskiego), parodiuje manierę językową Mai Komorowskiej, śpiewa pierwszy wers „Pokolenia” Kombii, a fragment o mogących się pojawiać w manii „urojeniach wielkościowych” wygłasza w sposób, jednoznacznie kojarzący się z przemówieniami Hitlera. Należy również wspomnieć o tych, bez których nie byłoby tego recitalu, czyli o zespole (klawiszowiec, perkusista, saksofonista i kontrabasista). Muzycy swoim akompaniamentem nie zagłuszają wokalisty, udowadniając jednocześnie, że żaden komputer nigdy nie będzie w stanie zabrzmieć tak, jak „żywy” instrument w dłoniach znakomitego wykonawcy. A przesłanie spektaklu? Jeśli choć raz w życiu doświadczyliśmy któregokolwiek z zaprezentowanych stanów, to – parafrazując fragment piosenki, która akurat nie pochodzi z recitalu – „w każdym z nas jest wariat”.