W klatce narracji

"Córeczki" - reż: Małgorzata Głuchowska - Teatr Dramatyczny w Warszawie

Intryguje w ,,Córeczkach" Głuchowskiej zderzenie z sobą wielu postaci modernistycznego światka artystycznego. Główne założenia tego spektaklu ściśle wpisują się jednocześnie w analizę społecznego porządku minionych czasów. Nagromadzenie tekstów (aż jedenastu autorów) ma dać (przynajmniej teoretycznie) obiektywizm dla całości przekazu. Wszystkie te elementy mają z kolei złożyć się na obraz kształtującej się kobiecej tożsamości, która swoje pierwsze kroki stawia(ła) jako ,,pensjonarka". Nieprzypadkowo podstawą formalną, na której oparto cały spektakl jest I tom ,,Dzienników" Zofii Nałkowskiej. Proces zdobywania niezależności odnajduje w nim swój odpowiednik w jednej z najbardziej wyrazistych kobiecych osobowości w historii polskiej literatury.

Dlaczego więc, mimo ciekawej idei, przedstawienie jest ostatecznie bardzo słabe? Podstawowy błąd Głuchowskiej tkwi już w stworzonej przez nią strukturze. Umieszczenie koło siebie tylu tekstów: listów, fragmentów utworów literackich, itd., jest niebezpieczne, bo ze swojej natury grozi intelektualnym przeładowaniem. Ślizga się na tym nieraz mistrz intertekstualności – Warlikowski; reżyserka ,,Córeczek” nie ma ani wyczucia litery tekstu, ani subtelności twórcy ,,Końca”, więc efekt łatwo przewidzieć. Baudelaire nijak się ma do Nałkowskiej, Miciński zdaje się być upchnięty wręcz na siłę. Nie tworzy to spójnego obrazu w żaden sposób, gdyby nie konkretne rozwiązania w choreografii spektaklu, intencji Głuchowskiej można by się jedynie domyślać.

Przyjęta perspektywa historyczna daje szansę na inwencję w kreacji swoich tez i pogłębianiu postaci, ale w końcu sprawa przyjmuje najgorszy obrót. W gruncie rzeczy widowisko w Dramatycznym posługuje się starymi kliszami męskiej opresji na niewinne kobiety. Jak się to przedstawia? Główną bohaterką jest Zofia Nałkowska. Grają ją cztery dziewczyny (wyjątkowo nijaki, nawet jak na amatorki, występ Hajkiewicz, Pham, Wąsikowskiej i Zimowskiej), co może sugerować poparcie tezy o wielości narracji kobiecych w konstruowaniu swojego ,,ja”. Te tropy można odnaleźć w różnych tekstach kultury. Nie idzie tym śladem Głuchowska, każąc jedynie młodziutkim aktorkom recytować kolejne ustępy ,,Dzienników”. Gdy Nałkowska w swojej książce ogłasza ,,wyzwolenie”, dziewczyny zrzucają z siebie gorset ciasnego kostiumu i postulują swoją wolność i suwerenność. Głuchowska nachalnie podstawia widzom kolejne symbole ,,zniewolenia”: klatki, bar, wreszcie ubrania. Szczególnie chodzi chyba o strój Colette (czarny, ściśle przylegający kombinezon) Agnieszki Wosińskiej. W kolejnej scenie aktorka pokazuje się naga, choć siada tyłem do widowni, mając na głowie rudą perukę z długich, sięgających do pasa włosów. Czyli kobieta może być albo na łańcuchu, albo stać się wytworem męskiej fantazji (w domniemanej opinii męskich postaci). Takich uproszczeń jest więcej. Żółty gorset Agnieszki Roszkowskiej, która gra Marię Komornicką, jest tak naiwnie wymowny, że aż śmieszny. Dagny Przybyszewska (Natalia Kalita), całkowicie obca w środowisku męża, staje się ofiarą śmiertelnej gry mężczyzn jej i ich seksualności. Dlaczego strzela do niej akurat kochanek Nałkowskiej (Adam Graczyk)? Nie wiadomo.

Skoro już przy Przybyszewskim (Marcin Tyrol) jesteśmy, trzeba wspomnieć o męskich postaciach. Są one do bólu stereotypowe – twórca ,,Confiteor” to zwykły narcyz, Kisielewski Piotra Polaka jest po prostu żałosnym krzykaczem, Młodzieńcy Dekadenci to chamscy podrywacze w garniturach. Warstwa psychologiczna jest w ,,Córeczkach” prostacka i płytka. Dziwić się więc nie można, że i takie jest aktorstwo. Może poza Marcinem Tyrolem, którego Przybyszewski jest zdolny do jakiejś refleksji i Mileną Gauer, będącą bezpretensjonalnym symbolem bólu. Grający w spektaklu i za bardzo ulegli decyzjom reżyserki, i sami poszli na łatwiznę, jedynie krzycząc, biegając i wypowiadać jednym tchem podniosłe frazy.

Skoro już Głuchowska postawiła na zderzenie z sobą tylu postaci historycznych i podjęcie konkretnej perspektywy, czemu nie poprowadziła tego głębiej? Bo tak mamy feministyczną pyskówkę na temat walki ,,męskie-żeńskie”, z oczywistym zwycięstwem tej drugiej. Mogą być ,,Córeczki” oglądane jedynie jako neutralny zapis pewnej historii – rodzenia się kobiecości, wskazania błędów skazujących się na społeczny regres mężczyzn. Tylko czemu służy uparta chęć udowodnienia, że może to coś dać nowoczesności? Pojedyncze analogie to za mało na rzetelną analizę, aspirującą do naukowego niemal podjęcia tematu.

Głuchowska popełnia kolejny grzech – jej bohaterowie są tylko i wyłącznie symbolami, nośnikami treści. Nie można generalizować tak drażliwego i delikatnego wątku, jakim jest wielopłaszczyznowa relacja kobiet i mężczyzn. Postawy ludzkie należy analizować jednostkowo. Nawet w przeszłości kwestia, kto jest katem, a kto ofiarą, nie była tak oczywista. W krajach islamskich szariat działa w pewien sposób na niekorzyść kobiet, co nie znaczy, że są one same tylko niewolnicami. W tamtejszej teologii winnym wygnania z raju jest Adam, płeć żeńska jest związana z archetypem Pramatki, bez której ognisko rodzinne nie ma szansy przetrwać. Skala psychologicznych i czysto humanistycznych subtelności jest tak ogromna, że spektakl Głuchowskiej jest tylko wyważaniem otwartych drzwi. Stwarza pozory współczucia, choć jest przesiąknięty prymitywną niechęcią.

Czy figura samej Nałkowskiej musiała być tak zbanalizowana? Można ją traktować jako prekursorkę współczesnego feminizmu, ale powraca tu problem spłycania postaci. Wszak jej mottem mogły być słowa bohaterki ,,Narcyzy”: ,,Nie jestem kobieta wyzwolona, nie jestem nawet wyzwalająca się kobieta. Boję się wolności dla siebie jak opuszczenia i śmierci. Boję się jej jak nieskończoności. Właśnie chcę oddana być w niewolę i móc w niewolę brać. Chcę pętać sobą – i chodzić w cudzym zaczarowaniu”. I nie chodzi tu o ponowne wtłoczenie kobiety w społeczne konwenanse, ale o rodzaj partnerstwa, w którym obie strony są w stanie dać coś od siebie.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
29 stycznia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia