W kulisach sukcesu

"Producenci" - reż: Michał Znaniecki - Teatr Rozrywki w Chorzowie

Wystawiana sztuka Mela Brooksa - "Producenci" w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, wzbudza mieszane uczucia. Zabawny, ale i obrazoburczy musical może nie spodobać się teatralnym smakoszom.

Spektakl przedstawia historię dwóch producentów, którzy zwęszyli interes w wyprodukowaniu sztuki, która okaże się totalną klapą. W pierwszej części, Max Białystok (Jerzy Jędrusik) wraz ze swoim współpracownikiem Leo Bloomem (Paweł Strymińki), przeprowadzają cały szereg działań – od znalezienia najgorszego scenariusza (o tytule „Wiosna Hitlera”), na najgorszych realizatorów skończywszy – które mają doprowadzić sztukę do upadku, a rzeczonych producentów do wielkich pieniędzy. Następnie okazuje się, rzecz jasna, że spektakl cieszy się powodzeniem, a główni bohaterowie wpadają w niezłe tarapaty. 

Opinie o „Producentach” bywają bardzo skrajne. Z jednej, mamy rozbudowane show, z ogromną, robiącą (takie czy inne) wrażenie scenografią, natomiast z drugiej strony, jest to dość specyficzny humor. Nie można zaprzeczyć, że przedstawienie jest zabawne, ale poziom niektórych żarcików może zastanawiać, a już na pewno wszechobecne w „Wiośnie Hitlera” swastyki wprowadzić w lekką konsternację. 

Musical sam w sobie jest lekką, łatwo przyswajalną formą teatralną. Jednak „Producenci” bardziej przypominają coś, co można na co dzień obejrzeć w telewizji, bo na pewno nie jest to sztuka dostatecznie strawna w teatrze. Również długość – ponad trzy godzinny spektakl – zmogło część publiczności. 

Jedno jest pewne, realizatorom tego musicalu na pewno nie zależało na klapie (przeciwnie niż to było w ich przedstawieniu), jednak wątpliwości, które wzbudza są niepodważalne i nietrudne do zauważenia nawet dla zwykłego człowieka. Czyżby szło o kontrowersyjność – tylko po co? 

Spektakl ten może nadaje się dla przeciętnego widza, który rzadko bywa w teatrze i nie przeszkadza mu, że tuż obok jego fotela „przelatują” świecące swastyki, kiedy na scenie tańczą hitlerowcy przebrani w dwustronne mundury – z przodu oficjalne, a z tyłu odważnie powycinane z czerwonego lateksu. Nie da się ukryć, że nie każdego taki humor może bawić i choć przecież nie musi, to chodzi tu o wyczucie i smak. Zastosowanie pewnych spolszczeń w nazwiskach i nawiązania do znanych w obrębie Chorzowa symboli (np.: strój DeBilla przypominający katowicki Spodek z pomnikiem Powstańców Śląskich na głowie) nie były potrzebne do zrozumienia treści spektaklu, a niepotrzebnie naruszyły dobry nastój i uczucia publiczności. 

Trudno jest się przyczepić do samych wykonawców, którzy jak zwykle stanęli na wysokości zadania i podołali temu przedstawieniu. Ale zastanawiające jest, że Teatr zdecydował się pokazać na swoich deskach, coś, co może i wiąże się z sukcesem, ale kosztem dobrego smaku, a to chyba zwyczajnie nie jest potrzebne.

Anna Broniszewska
Dziennik Teatralny Katowice
21 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia