W labiryncie stalinizmu i sztuki
Starucha" - reż. I. Gorzkowski - Teatr Ochoty w Warszawie"Starucha" Gorzkowskiego okazuje się teatralnym majstersztykiem. Ta opowieść o ucieczce ze stalinizmu w świat sztuki zachwyca plastycznością i znakomitą grą
Igor Gorzkowski z tematem oberiutów – rosyjskiej grupy prekursorów teatru absurdu, szaleńców, którzy uciekali z rodzącego się na ich oczach koszmaru stalinizmu w sztukę – chodził jakieś sześć lat. Z tego chodzenia wykluł się spektakl zachwycający. Rozrysowany cienką kreską między muzyką, aktorami a urzekającą prostotą scenografii, która na niewielkiej scenie Ochoty rozgałęzia się znienacka w abstrakcyjne labirynty. Jak w obrazach Kazimierza Malewicza, również związanego z oberiutami, białe prostokąty ścian i drzwi u Gorzkowskiego kwestionują wszelkie pojęcia.
W upiornych czasach, w jakich przyszło żyć oberiutom, wolność dostępna była dla nich tylko w myśleniu, mówi Gorzkowski, kiedy w pierwszej scenie jego spektaklu tytułowa Starucha odczytuje godzinę na zegarze pozbawionym wskazówek.
W lekkości i czarnym humorze oberiuckich żartów kryje się łapiący za gardło strach, który uobecnia się pod koniec przedstawienia jako mężczyzna w ciężkich butach i długim płaszczu. „Pójdzie pani ze mną” – mówi do kobiety, którą jeszcze przed chwilą Charms w rosyjskim stylu chciał zaprosić na wódkę i serdelki. „Ubranie nie będzie potrzebne” – dodaje, w odpowiedzi na jej protesty. Tak mogły brzmieć słowa żołnierzy zabierających do więzień i na przesłuchania oberiutów oskarżanych o „odciąganie ludności od budowy socjalizmu za sprawą bezsensownych wierszy”.
Przy okazji premiery „Spacerowicza” w 2007 roku Gorzkowski dedykował go Jerzemu Grzegorzewskiemu. Wpływ Grzegorzewskiego jeszcze mocniej widoczny jest w „Starusze”, gdzie aktorskie działania komponują się w jeden utwór zgrany z muzyką na żywo, chwilami rodem z Warszawskiej Jesieni, chwilami wybiegającej spod palców tapera w niemym kinie. A do tego utwór zagrany koncertowo przez cały zespół, z piękną pantomimiczną etiudą Wiktorii Gorodeckiej (kobiety romantycznego złudzenia) czy nonszalancko-paniczną rolą Andrzeja Mastalerza jako Charmsa. Teatralny majstersztyk.