W matni marzeń

"Wariat i zakonnica" - reż. Igor Gorzkowski - Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie

Igor Gorzkowski pozostaje nieco na uboczu mainstreamu teatralnego. Jego działalność ogranicza się głównie do tworzenia przedstawień w założonym przez siebie Studio Koło. To tutaj powstały "Burza" czy "Żółta strzała". Reżyser był jeszcze inscenizatorem "Polowania na łosie" Walczaka w Narodowym i słynnej Staruchy w Teatrze Ochoty. Spektakl w Powszechnym jest kolejnym spektaklem zrealizowanym przez Gorzkowskiego we współpracy z twórcami spoza jego najbliższego otoczenia

Tym, co wyróżnia to widowisko od poprzednich realizacji reżysera, jest przestrzeń. Zazwyczaj ma ona u Gorzkowskiego kameralny charakter. Sprzyja to budowaniu bliskiego kontaktu z widzami. "Wariat i zakonnica" został zrealizowany na dużej scenie. Intymna atmosfera ustąpiła miejsca poczuciu obcości, niepokoju. Nie ma prawie żadnych dekoracji. Wyjątek stanowi stół, na którym leży skrępowany Walpurg (Jacek Beler). Obok znajduje się niedostrzegalna na pierwszy rzut oka komórka. Światło wydobywa scenę z mroku powoli. Kontrast dla tych rozwiązań stanowi skoczna muzyka, która jest wygrywana na pianinku.

Ostatnią najgłośniejszą realizacją "Wariata" był chyba spektakl Krystiana Lupy. Mroczny nastrój uczynił z dramatu Witkacego psychodeliczną wiwisekcję umysłu człowieka w pułapce. Gorzkowski (na szczęście) unika takiej poetyki. Jego widowisko jest zdecydowanie bardziej komediowe. Reżyser pozwala wybrzmieć komicznym dialogom. Dla rozbudowanych monologów stwarza kontrapunkty, które potęgują farsowy efekt. Dzieje się tak głównie za sprawą humoru sytuacyjnego. Waldorff mówi swoje ,,cip-cip" ze szczególną intonacją, za którą widzowie uwielbiają Franciszka Pieczkę. Walpurg zaleca się do siostry Anny (Anna Moskal) nie tylko w słowach, ale też przez wykonywanie niedwuznacznych ruchów. Widowisko Gorzkowskiego zbliża się do tradycji jarmarcznej.

Nie poprzestano tutaj jednak na aspektach komediowych. Stołeczny "Wariat i zakonnica" jest bowiem przedstawieniem o narzucaniu kontroli. I nie chodzi tylko o fizyczne zniewolenie. Monologi Walpurga o wzięciu artystów w kamasze są dzisiaj mocno nieaktualne. ,,Twórca sztuki" nie jest już osobą wyklinaną, choć osobną sprawą pozostaje kwestia granicy wolności słowa w szeroko pojętej kulturze. Tytułowy wariat nie jest poetą, jak w oryginale. Beler gra kompozytora. Dla sceniczności utworu ta zamiana okazuje się korzystna. Walpurg nie recytuje wiersza, jak w trzecim akcie. Zamiast tego dyryguje, co robi całymi ramionami. Wygląda przez to, jakby chciał ,,odlecieć" ze swojego miejsca odosobnienia. Muzyka jest wyzwolona z ograniczeń, jakie narzucone są językowi. ,,Wariat" wierzy w swoją sztukę, która ma być dla niego wyzwoleniem od rzeczywistości. To przez twórczość osiąga spokój ducha. Walpurg Belera przypomina nieco Hamleta. Teoretycznie ma swój cel, choć tak naprawdę błądzi. Jest jednak w tym kluczeniu bezczelny i sprytny. Zabija Burdygiela (Kazimierz Kaczor) tylko po to, by udowodnić Grunowi (Bartłomiej Bobrowski) swoje wyzwolenie z kompleksu. Umiejętnie manipuluje Anną, by ta go uwolniła. Chwila miłosnego zbliżenia kończy się problemem mężczyzny z wytryskiem. Słowa: ,,jesteśmy dla siebie stworzeni" mówi całkowicie mechanicznie. Walpurgiem targają sprzeczności, które doprowadzają go do poderżnięcia sobie gardła (w dramacie bohater wiesza się).

Scena zostaje wtedy skąpana w czerwonym świetle. Pojawiają się na niej członkowie zespołu, który ukazywał się wcześniej w majakach kompozytora. Gorzkowski stosuje tutaj groteskową grę słów. Wbiegający korowód to po prostu TRUPA cyrkowa, która pokazuje się przecież po padnięciu kolejnego TRUPA. Ten świetny zabieg jest notabene bardzo witkacowski. Uczestnicy przemarszu są wędrownymi artystami. Jest wśród nich śpiewaczka operowa, przeważają jednak tancerze. Przewodzi im sam Walpurg, który reżyseruje całe widowisko.

Oniryczny pokaz ma być przebłyskiem szansy na szczęśliwe zakończenie. Staje się natomiast jego karykaturą. Gorzkowski nie uznaje zamysłu Witkacego i stara się sięgnąć głębiej w psychologię postaci. Dla niego Walpurg rzeczywiście umiera. Czy przypadkiem cała sekwencja z trupą nie jest majaczeniem siostry Anny? Nie wychodzi ona bowiem razem z ukochanym, jak ma to miejsce w oryginale. Urzeczona estetyką cyrku, zostaje w matni razem z Grunem i jego podwładnymi. Nie wychodzi ze swojego rozmarzenia aż do końca. Skoro Walpurg umarł, Annie pozostały złudzenia - mówi Gorzkowski. Stała się ona niewolnicą mężczyzny, który zdobył jej ukryte pod habitem serce i rozpalił zmysły. Był jednak zbyt słaby, by udźwignąć ciężar życia. Jest w tym podobny do bohatera Wielkiego błękitu. Także wierzący bezgranicznie w psychoanalizę Grun zostaje z niczym. Przypadek Walpurga miał być przepustką doktora do świata naukowych splendorów. Śmierć ,,wariata" uświadomiła terapeucie bezsens jego dążeń. Na samym końcu lekarz stoi razem z siostrą Barbarą (Elżbieta Kępińska) naprzeciwko wściekłych siepaczy. Nie dochodzi do pobicia, ale widz może sobie to dopowiedzieć jako jedno z możliwych zakończeń. Reżyser chce chyba postawić znak zapytania. Grun trzyma zakonnicę za rękę. Czy ich historia na pewno musi zakończyć się tak jak los Walpurga i Anny?

Można zauważyć w przedstawieniu krytykę pewnych zjawisk, kiedy lekarz traktuje pacjenta jak drogę do kariery. Ironicznie brzmią wtedy odczytywane z offu fragmenty Niemytych dusz. Dotyczą one gimnastyki, która ma polepszyć samopoczucie człowieka. Nie bez znaczenia jest fakt, że lektorem jest grający Burdygiela Kazimierz Kaczor. Metody leczenia w klinice Waldorffa budzą wszak wątpliwości. Widowisko Gorzkowskiego nie jest jednak komentarzem do bieżącej sytuacji społeczno-politycznej. Warszawski Wariat i zakonnica skupia się raczej na ukazaniu różnych ludzkich postaw. ,,Wielki artysta" Walpurg okazuje się być słabym psychicznie egoistą. Siostra Anna ucieka w eskapizm, który doprowadza ją do obłędu. Grun tak bezwzględnie dąży do sukcesu, że staje się ślepy na wszystko, co inne. Każda z tych postaci nakłada na siebie rodzaj ograniczenia, które skutkuje klęską w starciu z twardą rzeczywistością. Z czego to wynika? Gorzkowski pozostawia to pytanie otwartym. Można się doszukiwać w spektaklu wątków Lacanowskich. Postacie "Wariata" boją się zmierzenia z otaczającym ich światem (,,Realnym"). Pozostawanie w sferze iluzji, marzeń ma zaspokoić ,,pragnienie", nienasycony pęd życia. Ale taka interpretacja paradoksalnie może spłycić spektakl. Twórcy rozbudowują bowiem motywacje bohaterów.

Oszczędna formuła przedstawienia daje duże pole do popisu aktorom. I rzeczywiście grają oni z poszanowaniem dla swoich partnerów. Mam wrażenie, że Gorzkowski wyczuł w zespole Powszechnego duży potencjał. Na tyle duży, by uczynić scenę przy alei Zielenieckiej jedną z ciekawszych w kraju. Osobną sprawą pozostaje dramaturgia. Twórcy poprzestawiali układ scen, co pozwoliło im wydobyć na plan pierwszy pożądane wątki. Są tutaj pewne problemy z płynnością i tempem, ale nie mają one wpływu na ogólny odbiór spektaklu. Wspomniana muzyka staje się przewrotnym komentarzem do świata, którym rządzą pożądanie, strach i śmiech.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
11 maja 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...