W piekle i w raju
Rozmowa z Oleną LeonenkoOpowiadałam Januszowi dziesiątki historii z mojego dzieciństwa, a on pomógł mi ubrać je w formę literacką. Ale spektakl opowiada nie tylko o podwórku, o ludziach, ale i o emigracji, i o Polsce, w której w efekcie osiedliłam się - mówi Olena Leonenko o przedstawieniu "Podwórko. Świat".
Przez najbliższe trzy wieczory będzie nas Pani wprowadzać w podróż swego dzieciństwa?
"Podwórko. Świat", które z radością będę pokazywać wraz z moimi muzykami na krakowskiej Scenie Miniatura, to opowieść o moim podwórku w Kijowie, w kamienicy przy ulicy Michajłowskiej 24. Tam Państwa zaprowadzę, do ludzi, wśród których dorastałam, poprowadzę w miejsce, w którym słyszę muzykę, piosenki. To podwórko było i jest dla mnie całym światem.
Wraca Pani wciąż myślami do lat dzieciństwa?
Nieustannie wracam na to podwórko, które nadal realnie istnieje, ale jest też metafizyczne. Przecież dla każdego dziecka jego podwórko, gdzie przeżywa radości i dziecięce dramaty, jest całym światem.
Kogo spotkamy, a tym samym: kim są bohaterowie Pani monodramu?
Spotkamy rodziców, babcie śpiewające pieśni, bohatera wojny ojczyźnianej, Rosjan, Ukraińców, Gruzinów, Żydów, rodziny mieszane - wszystkich, których pamiętam, których losy krzyżowały się w tej kamienicy i na tym podwórku. Tam był istny kocioł kulturowy i tak też jest w spektaklu. Śpiew, piosenka, pieśń - staram się wchodzić w skórę tych postaci, bliskich mi ludzi.
Czy na tym podwórku przeżyta Pani tylko chwile szczęśliwe, czy dramatyczne także się zdarzaty?
Dramatyczne też, bo przecież miłość i radość zawsze chodzą pod rękę z rozpaczą. A zatem i ja wyśpiewam w Krakowie swoimi słowami i słowami pieśni moje radości i smutki.
Autorem scenariusza jest Pani wraz z Januszem Głowackim, który ten spektakl reżyserował...
Opowiadałam Januszowi dziesiątki historii z mojego dzieciństwa, a on pomógł mi ubrać je w formę literacką. Ale spektakl opowiada nie tylko o podwórku, o ludziach, ale i o emigracji, i o Polsce, w której w efekcie osiedliłam się. I o ucieczkach. Także moich, bo ja po raz pierwszy uciekłam z domu w wieku 13 lat do mojej nauczycielki. Mając lat 16 uciekłam do cyrku - stąd też rozumiem piękne i mądre słowa "Kiedy człowiek zacznie uciekać, to potem już nie ma ucieczki od ucieczki".
Czy może Pani opowiedzieć jedną z tych ważnych historii?
"Mój tata też śpiewał, nawet gdy był trzeźwy. Lekcje życia brał w poprawczaku..." - to fragment scenariusza. Ta historia ma zabawną puentę. I właśnie takie, różnorodne nastroje mieszają się w tym spektaklu. Jest opowieść o matce, która śpiewając pieśń gotowała barszcz, jest rozpaczliwa pieśń Wysockiego, jest "List do przyjaciół" Okudżawy, a całość kończy się jego "Modlitwą". Dla mnie to jest najbardziej bolesny spektakl, bo w nim nie ma kreacji, ale jest prawdziwa opowieść: radosna, dramatyczna, śmieszna i wzruszająca. Gustaw Holoubek, kiedy przed laty usłyszał te piosenki, powiedział: "Jak to możliwe, że w tak potwornym świecie urodziła się tak wielka kultura muzyczna". Bo ten spektakl jest o świecie okrutnym i lirycznym zarazem.
Jego początki były w Polskim Radiu...
Tak, tam najpierw nagraliśmy słuchowisko. Uwielbiam ten spektakl i jestem szczęśliwa, że pokażemy go w Krakowie.
A czy dla tych, którzy nie zdążą kupić biletów na ten spektakl, a będą chcieli spotkać się z Panią, mamy dobre wieści?
Moja Oksana w "Barwach szczęścia" wciąż się rozwija, więc zapraszam do oglądania serialu. A i filmowe plany są, tylko cicho sza, nie chcę mówić na próżno. I jeszcze może zdarzyć się spektakl realizowany w Krakowie, "Szeptuchy", o kobietach i ich rytuałach. Jestem w trakcie rozmów, więc proszę trzymać kciuki. I do zobaczenia na moim podwórku.