W poszukiwaniu ideału

"Barbelo, o psach i dzieciach" - reż. Anna Augustynowicz - Teatr im. S. Jaracza w Łodzi

Polska prapremiera \'\'Barbelo, o psach i dzieciach\'\' na deskach Teatru im. S. Jaracza w Łodzi, to przede wszystkim dzieło zrodzone z reżyserskiej konsekwencji i aktorskiej dyscypliny. Spektakl nie jest jednak wolny od wad, przez co możemy mówić o teatrze wysokiej próby, ale nie o teatrze wybitnym

Niespełnieni bohaterowie \'\'Barbelo...\'\' zdają się zamknięci w świecie powszechnej martwoty. Odrętwiali, prowadzą swą monotonną egzystencję, o której niewiele pewnego potrafią powiedzieć (cóż znaczy dla nich nawet to usilnie powracające: \'\'Wiecie, że wszyscy jesteśmy martwi?\'\').

Zagubieni, zdani na łaskę i niełaskę przyjmowanych z obojętnością wspomnień, spragnieni są uczuć, których nie potrafią okazywać i odwzajemniać.

Najciekawsza jest sceniczna konwencja, którą reżyserka wyprowadziła ze sztuki Bijany Srbljanowić. Nie chodzi tylko o wprowadzenie na scenę didaskaliów. Oryginalna jest już koncepcja aktorskiej gry, w tym sekwencyjny ruch sceniczny. Aktorzy odgrywają przypisane im role, to znów dystansują się od nich. Okazują niezadowolenie z pomysłów dramaturgicznych Milicy (autorki sztuki, podającej didaskalia, a jednocześnie pierwszej żony przyszłego ministra- Marka). Rezygnują z wykonywania czynności lub wykonują je niechętnie.

Augustynowicz postawiła na młodych, a ci dają popis tak gry zespołowej, jak indywidulanej pracy nad rolą. Ich postaci, hermetycznie zamknięte we własnym bólu i lękach, są wyraziste, o jasno przypisanych cechach. Zbliżony wiek aktorów sprawia, że postaci szybko upodabniają się do siebie.

Są jak dzieci z jednego smutnego podwórka lub jednej piaskownicy, czujemy, że mają ze sobą coś wspólnego. Nie można rozpatrywać ich oddzielnie, bowiem dopiero wzajemnie tworzą właściwy dla siebie kontekst. Jak na obrazie Leonarda da Vinci \'\'Święta Anna Samotrzecia\'\', przywoływanym w spektaklu. To pomysł, który zasługuje na uznanie. Skutkuje też uśmierceniem pojmowanego linearnie czasu. Jak trafnie ujmuje to reżyserka, czas jest tu zagęszczony.

Augustynowicz trzyma aktorów na krótkiej smyczy, nie pozwala na chwilę przyspieszyć akcji. Każda scena pęcznieje od emocji. Lecz to, co w małej porcji nieziemsko intryguje i imponuje, po niemal dwóch godzinach może zmęczyć widza. Niechybnie doszłoby do tego, gdyby nie świetne, przyciągające uwagę aktorstwo. Wskażmy wielką trójkę.

Justyna Wasilewska (Milena) oszałamia umiejętnością łączenia kaskadowo następujących, niekiedy sprzecznych emocji. Łatwość i lekkość emanuje z każdego jej ruchu. Agnieszka Więdłocha (Milica) tworzy swą rolę narratora jedynie intonacją i niewielką liczbą gestów. Ich konwencjonalność jest gwarancją czytelności. Zwłaszcza w spektaklu o daleko posuniętej umowności, podkreślanej nieludzką i jakby ułomną scenografią Waldemara Zawodzińskiego.

Marek Nędza przy minimum środków oddaje przemianę, jaka zachodzi w 8-letnim chłopcu i w finale jego Zoran jest jednocześnie dzieckiem i bezkompromisowym dorosłym. A jeśli Nędza jednym rzuconym zaczepnie w stronę publiczności zdaniem sprawia, że czuje się ona nieswojo- świadczy to tylko o jego potencjale. To świetne role młodych aktorów, być może godne nagród, ale trzeba docenić także trafność pozostałej obsady.

Propozycja inscenizacyjna Augustynowicz silnie zapada w pamięć. Po wyjściu ze spektaklu trudno wyobrazić sobie inny sposób potraktowania sztuki Srbjanović. Można się jednak zastanowić czy warstwa metaforyczna przedstawienia, dająca możliwość interpretowania go w kontekście filozofii gnostyckiej, nie została uwydatniona za słabo. Nawet wolne tempo podawania tekstu (pauzami pocięte zostają do przesady najprostsze wypowiedzi) nie gwarantuje wyłowienia (no, poza trzema scenami) mitologicznego tła. Dlatego \'\'Barbelo...\'\' mógłby wstrząsnąć, a nie wstrząsa.

Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łodzki
19 stycznia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia