W poszukiwaniu strachu
"Tramwaje" - reż. Michał Derlatka - Teatr Miniatura w GdańskuWidzowie najnowszej bajki Miejskiego Teatru Miniatura poznają przygody gdańskiego tramwaju Tebiego, który chce spotkać strach, by zasłużyć na swojego patrona. Do bardzo efektownej oprawy plastycznej spektaklu i dobrej gry aktorskiej dodano nieco szaloną reżyserię i momentami niejasny dla dzieci, choć bardzo zabawny tekst. Dlatego trudno jednoznacznie określić wiek odbiorców przedstawienia.
"Tramwaje" powstały z inspiracji konkursem dla dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym "Mój gdański autobus", zorganizowanym w 2015 roku przez Gdańskie Autobusy i Tramwaje (mecenasa spektaklu), Fundację Wspólnota Gdańska i miasto Gdańsk. Na konkurs napłynęło kilkaset prac, co skłoniło twórców Teatru Miniatura do podjęcia tematu w teatrze. Romuald Wicza-Pokojski, dyrektor Teatru Miniatura, napisał scenariusz, a współpracujący od lat z Miniaturą, Teatrem Wybrzeże i Teatrem BOTO Michał Derlatka wyreżyserował bajkę o gdańskich tramwajach.
Jej głównym bohaterem jest Tebi, czyli Tramwaj bez Imienia. Tebi bardzo chce mieć swojego patrona, jak wszystkie inne gdańskie tramwaje - w spektaklu oprócz niego poznajemy tramwaje Sata Okha, czyli Stanisława Supłatowicza (gdańskiego pisarza urodzonego w Kanadzie i wychowywanego wśród Indian), Krzysztofa Klenczona (kompozytora i wokalisty, lidera zespołu Czerwone Gitary), Stanisławy Przybyszewskiej (pisarki mieszkającej w Gdańsku, autorki słynnej "Sprawy Dantona") oraz Oskara Kupferschmidta (dyrektora pierwszego przedsiębiorstwa kolejowego w Gdańsku w drugiej połowie XIX wieku). Oprócz samych tramwajów poznajemy również ich patronów, którzy stają się obok Tebiego bohaterami przedstawienia.
Przygody dzielnego tramwaju przypominają w zamyśle uwielbiane przez dzieci bajki "Tomek i przyjaciele" czy "Stacyjkowo", rozbudowane o humor, znacznie wykraczający poza zdarzenia będące udziałem animowanych pociągów. Tebi dowiaduje się, że aby uzyskać nowe imię, musi na nie zasłużyć. Może mu się to udać, jak spotka swój strach, dlatego wyrusza na jego poszukiwanie. Jak się okazuje, porusza się przede wszystkim po historii i miejscach związanych z Gdańskiem - spotyka m.in. wielkie bloki, kutry rybackie, gdańskie kamienice czy lampę uliczną, dowiadując się, co przeraża każde z nich. I tak bloki najbardziej boją się wielkich arterii i w obawie przed nimi gotowe są iść nawet na Morenę, kutry obawiają się orkanu Barbara, kamienice najbardziej przerażają gołębie i "pamiątki", jakie na nich te ptaszki zostawiają (co obserwujemy w zabawnej, ale dość odważnej i rubasznej scenie), a lampa uliczna boi się ciemności. Tebi w poszukiwaniu własnego strachu trafi w końcu aż do stoczni.
Bajka Teatru Miniatura napisana jest z polotem przez Romualda Wiczę-Pokojskiego. Zawiera mnóstwo humoru sytuacyjnego, który rozbawi zarówno starszych widzów ("falowce są już passé"), jak i młodszych. Do zadziornego, przekornego tekstu dostosował się reżyser Michał Derlatka, wprowadzając dość odważne, jak na produkcję dla dzieci, rozwiązania (m.in. kloaczny deszcz na kamienice czy wyłupiaste oczy przypominającego diabła Neptuna, elementu scenografii drugiej części spektaklu).
Aktorzy mając sporo swobody czują się na scenie jak ryby w wodzie. Cała piątka radzi sobie bardzo dobrze, zyskując u dzieci sympatię. Zdecydowanie wybija się spośród nich Sat Okh, grany przez Wojciecha Stachurę, nawiązujący bardzo dobry kontakt z publicznością. Indiański wódz prosi widzów, by kląskali, żeby pomóc konikowi z jego tramwaju konnego, co dzieci czynią bez przypominania przez cały spektakl. Piotr Srebrowski w roli Krzysztofa Klenczona z imitacją gitary elektrycznej i stylizacją a la Elvis przez cały spektakl intonuje hity Czerwonych Gitar, wiele wdzięku ma Wioleta Karpowicz jako Stanisława Przybyszewska (najlepiej wypada w scenie spotkania Tebiego z gdańskimi kamienicami), zaś Hanna Miśkiewicz jako dystyngowany pan Kupferschmidt parodiuje niemieckie maniery i wymowę z akcentem. Grający Tebiego Jakub Ehrlich kreuje naturalnego bohatera drogi, któremu młodzi widzowie kibicują.
Spektakl jest żywy, dynamiczny i zabawny. Grany za pomocą dużych lalek planszetowych, wielkich rekwizytów (jak lampa uliczna) czy zwykłych zabawek-tramwajów spektakl, dzięki częstym zmianom dekoracji ani przez moment nie nuży. Bardzo mocnym punktem "Tramwajów" jest ich oprawa wizualna, która dzięki kreatywności reżysera i odpowiedzialnej za opracowanie graficzne Anny Dobrowodzkiej, bez trudu przenosi dzieci do poszczególnych punktów Gdańska, zasygnalizowanych również poprzez makiety umieszczone tuż przed widzami.
Problemem spektaklu jest nie do końca czytelny przekaz spektaklu. Mniejsze dzieci nie rozumieją, dlaczego strach okazuje się dobry, co niestety w spektaklu nie zostaje wystarczająco dobrze wyjaśnione. Rozróżnienie między lękami a strachem, który potraktować można jako instynkt samozachowawczy, pozostaje bardzo mętne, zaś forma spektaklu nie przesądza, do widza w jakim wieku kierowane jest przedstawienie. Część pomysłów, jak rapowany utwór o dzwonieniu na numer 112, wydaje się skierowany do ośmio- czy dziesięciolatków, podczas gdy klimat spektaklu sugerowałby nieco młodszego widza.
Szkoda także samego zakończenia spektaklu bardziej opowiedzianego niż zagranego. Niemniej przedstawienie gdańskiej Miniatury jako przeciwwaga dla grzecznych, ugładzonych bajek, wypada bardzo efektownie i z pewnością dla kilkulatka będzie ciekawym doświadczeniem.