W poszukiwaniu straconych sensów
Dni Dramaturgii w Teatrze Dramatycznym im. J. Szaniawskiego w WałbrzychuZa nami kolejne Dni Dramaturgii, które odbywały się w dniach 18 – 26 października. Tegoroczne upłynęły pod hasłem: „ Dramaturgia jednorazowego użytku" i obfitowały w wiele wydarzeń, pozwalających spojrzeć z różnych perspektyw na to zjawisko. Całość zapoczątkowały formy performatywne : warsztaty kreatywnego interpretowania Szekspirowskiego Hamleta, w których widzowie odczytywali go na nowo z pomocą Łukasza Zaleskiego i Doroty Kowalkowskiej oraz dyskusja panelowa, podejmująca hasło przewodnie festiwalu.
Brało w niej udział wielu twórców, także tych związanych z wałbrzyskim teatrem jak Sebastian Majewski, Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin. Wspólnie zastanawiano się nad drogą i przyszłością dramatu w Polsce, czy nowatorskie niegdyś tworzenie go dopiero w czasie prób, razem przez reżysera i zespół aktorski, nie stało się dziś anachroniczne. Czy dramaturg ma pisać na zamówienie czy być bytem autonomicznym, niezależnym od nacisków? W końcu jaka tematyka została wyczerpana, a na jaką się czeka..
W wykładzie Doroty Semonowicz, autorki książki „To nie jest obraz" przybliżone zostały wałbrzyskiej publiczności kontrowersyjne postacie teatru : Romeo Castelluciego i Rodrigo Garcii. Na tle projekcji ich pokazów, szczególnie „Inferno" Castelluciego, gdzie inspirując się „Boską komedią" Dantego, ukazuje moralny upadek ludzkiej egzystencji. Obaj demiurdzy teatru współczesnego kontestują rzeczywistość globalistyczną, reklamę i kulturę masową. Szokują i prowokują widzów do reakcji, jak w performance, w którym Castelluci przebiera się za policyjną kukłę i daje się rozszarpywać wilczurom.
Drugą częścią „Dni Dramaturgii" były trzy inscenizowane czytania sztuk. Pierwsza to „13 Pięter" na podstawie prozy Filipa Springera, reżyserowany przez Martę Aksztin. Trio aktorskie ( Czesław Skwarek, Michał Kosela i Karolina Krawiec) dało sceniczny popis improwizacji za pomocą czytelnych gestów, oddając genialnie absurdalny rys książki opowiadającej o losach polskiej urbanistyki, jej wypaczeniach od „tanich" mieszkań w komunie po dzisiejszych developerów. Przedostatni dzień to pokazy dwóch sztuk: „ Nie jest nam tak źle, ani nie jest to takie straszne" według Rodrigo Garcii w reżyserii Szymona Kaczmarka oraz „Czarodziejska góra" według Małgorzaty Sikorskiej – Miszczuk w reż. Tomasza Węgorzewskiego. Pierwsza wystawiona w scenerii nieczynnego Domu Towarowego, duże przestrzenie stanowiły kontrast dla rozdygotanego wnętrza bohaterów, uwięzionych we własnych, chorych wnętrzach. Prowokacyjne, zwracające się do widza wprost, próbujące wyzwolić w nim agresję, teksty aktorzy przedstawili bardzo sugestywnie. Metaforyczna scena mężczyzn w namiocie ( Rafał Kosowski, Piotr Tokarz, Dariusz Skowroński) odgradzających się od cywilizacji, zagubionych i nadwrażliwych na zranienie, wywołała w publiczności mocne emocje. Wyraziste kreacje kobiece (Sara Celler – Jezierska i Irena Sierakowska) oddały kondycje moralnego lęku i niepewności, zakryte maską buntu i złości na świat. Posiniaczone ciało jako ofiara złożona na stosie współczesnych relacji damsko – męskich zapadło głęboko w pamięć.
Najpiękniejszą atmosferę stworzyli twórcy „ Czarodziejskiej góry", też wystawionej w ogromnej hali, ze scenografią imitującą alpejski szpital dla gruźlików. Oniryczny klimat wywołany już od początku poprzez aktorów w futrzanych strojach, zimowych czapkach ( Piotr Mokrzycki, Czesław Skwarek, Rozalia Mierzicka, Irena Łaganowska, Irena Wójcik), opowiadających o ciałach umarłych wywożonych bobslejami po stokach. Postacie żywych mieszały się z opowieściami trupów, jakby czas przestał istnieć w tym miejscu elitarnego umierania na gruźlicę. Ciekawym zabiegiem było obsadzenie roli Hansa Castropa przez emerytowanego aktora Adama Wolańczyka, metaforycznie odbywającemu podróż poza chore ciało. Włączył on osobiste wspomnienia krain dzieciństwa i młodości na wschodzie Polski łącząc prozę Manna z liryką. Spotęgowało to jeszcze niepokój metafizyczny w grupie odsuwającej nieustanny lęk i myśli o śmierci poprzez absurdalne skupianie się na jedzeniu i czynnościach fizjologicznych.
Ciekawym dodatkiem tegorocznego festiwalu były pokazy archiwalnych spektakli wałbrzyskiego teatru : „Łysek z pokładu Idy", „Diament to węgiel który wziął się do roboty" oraz „Polak, Polak, Polak i diabeł" tandemu Strzępka – Demirski, który zapoczątkował ich współpracę z Teatrem im. Szaniawskiego.
Na zakończenie odbyła się jeszcze dyskusja „Po co nam filmy w teatrze", przy okazji sztuki Piotra Ratajczaka „Sorry, Winnetou" oraz „ Good night cowboy".
Ledwie odetchnęliśmy po arcybogatym programie „Dni Dramaturgii", a tu trzeba szykować siły na „ Fanaberie teatralne", który już 20 – listopada rozpoczynają się w wałbrzyskim teatrze i w tym roku mają przebiegać pod hasłem „Straszny teatr". Zapraszamy widzów o mocnych nerwach.