W poszukiwaniu utraconej miary

"Miarka za miarkę" - reż. Mikołaj Grabowski - Teatr Ludowy

To, co najważniejsze pozostaje niewidoczne dla oczu, tak jak w chwili pożądania niewidoczna dla oczu Angela stała się udająca zakonnicę Marianna. Jak szybko od cnotliwości przejść można do przebiegłości, jak mierząc winę zatracić można adekwatną do niej miarę kary – o tym przypomina Mikołaj Grabowski tekstem mistrza ze Stratfordu.

,,Miarka za miarkę" jest jedynym z kilku tekstów Szekspira nie przetłumaczonych przez Stanisława Barańczaka. Istnieją tłumaczenia tego dramatu autorstwa Mikołaja Smoczyńskiego, Piotra Kamińskiego (z którego skorzystał Oskar Kursunovas wystawiając sztukę w kwietniu tego roku w Teatrze Dramatycznym w Warszawie) oraz dziewiętnastowieczne tłumaczenie autorstwa Leona Ulricha. To właśnie po tę starszą wersję przekładu sięgnął reżyser i sam uwspółcześnił na potrzeby najnowszej premiery w Teatrze Ludowym. Z zadania wybrnął obronną ręką. Podobnie udaną translatorską parafrazę widzieliśmy w tym roku w wykonaniu Tadeusza Nyczka na potrzeby wystawienia „Rewizora" w Teatrze STU. Dlaczego ten akurat tekst odpowiada potrzebom czasu dowiedzieli się widzowie podczas sobotniej premiery w nowohuckim teatrze, ostatniej w tym sezonie i ostatniej pod dyrekcją ustępującego ze stanowiska Jacka Stramy.

W materiałach zapowiadających spektakl twórcy z Teatr Ludowego przypominali nam uwagi poczynione przez Giuseppe T. di Lampedusy (autora zekranizowanego przez L. Viscontiego „Lamparta") z jego książki o Szekspirze. Były to fragmenty mówiące o „dwóch kochaniach": oficjalnym – „legalnym, jawnym i konformistycznym" i sekretnym – „cudzołożnym, nielegalnym i gorszącym". Słowami Jana Kotta przypominano nam zaś, że oglądając ,,Miarkę za miarkę" powinniśmy zauważyć że „W znamiennym odwróceniu i zrównaniu relacji prawo ma się tak do płci, jak płeć do prawa. Zdeprawowane prawo i zdeprawowany seks nawzajem się wyniszczają". Można się było zatem spodziewać sprzedstawieia o ludzkich namiętnościach, skomplikowanych relacjach miłosnych, konflikcie prawa i uczucia.

Szekspirowska „Miarka za miarkę" w finale odnosi się bezpośrednio do fragmentu Ewangelii wg św. Mateusza i przestrodze by nie ulegać łatwym sądom, nie nadużywać władzy i nie szukać przesadnie winy, gdyż od czasów nieposłuszeństwa Adama i Ewy już nikt z nas nie rodzi się niewinny. W pewnym sensie przewrotność losu w życiu mieszkańców Wiednia odpowiada też przypowieści z Księgi Estery. Babiloński władca Achaszwerosz pojmując za żonę piękną Żydówkę nie wiedział o jej prawdziwym pochodzeniu. Rezygnując z planu zgładzenia wszystkich żydowskich poddanych, musiał wpierw wybrać pomiędzy uczuciem do ukochanej kobiety a swym królewskim autorytetem. Jak widać ten starożytny motyw przeszedł długą drogę w kulturze by nadal przypominać nam o konsekwencjach decyzji podejmowanych w sposób autorytarny i bezwględny. To, co najważniejsze często pozostaje niewidoczne dla oczu, tak jak w niewidoczna dla oczu namiestnika Angela była udająca zakonnicę Marianna, jego dawna narzeczona. Jak szybko od cnotliwości przejść można do przebiegłości, jak mierząc winę zatracamy adekwatną miarę kary – o tym przypomina Mikołaj Grabowski tekstem mistrza ze Stratfordu.

W najnowszej adaptacji sceniczny świat „Miarki za miarkę" wygląda trochę jak przestrzeń nie osadzona w konkretnym czasie ani miejscu. Choć kostiumy sugerują współczesność (zwłaszcza stroje skazańców sugerujące medialne doniesienia o torturach więzieniu Guantanamo), to pojedyncze postaci i sceny wyglądają jak wyjęte z płócien renesansowych mistrzów. Skojarzenia malarskie to zasługa umiejętnej reżyserii świateł, dzięki której przestrzeń oparta na dwóch dziedzińcach służy raz jako wnętrze miejskiego pałacu a raz jako krużganki, po których przechadzają się bohaterowie drugiego planu.

Mimo tych zabiegów scenografia często wygląda nad wyraz ascetycznie nasuwając skojarzenia z szekspirowskimi przedstawieniami Anny Augustynowicz czy też klasyczny teatr telewizji BBC. Przy tak oszczędnej warstwie plastycznej siłą napędową widowiska musi być aktorstwo i ruch sceniczny, coś zaś wymaga ogromnej dyscypliny reżyserskiej. Tej jednak brakuje w niektórych momentach pierwszej części przedstawienia. Są jednak w tej adaptacji piękne obrazy, takie jak maryjnie ukazana kochanka Klaudia, Julia. Ciężarna przechadzająca się w renesansowej sukni Julia wygląda zjawiskowo jako alegoria macierzyństwa, co tym bardziej kontrastuje z wyrokiem kary śmierci dla Klaudia, który nie doczeka się ojcostwa i osieroci nienarodzone potomstwo. Surowe wnętrza przypominają malarstwo Leonarda da Vinci, antropocentryczne, wydobywające dramat, tak jak w pierwszej scenie nasuwającej skojarzenia z „Ostatnią wieczerzą". Gorzej gdy pomimo dobrych rozwiązań wizualnych momenty w zamierzeniu drastyczne stają się groteskowe, tak jak scena, w której bóle porodowe i krzyki Julii zagłuszają równie głośno wykrzykiwane partie Wincencja. Zanika tak istotny tekst, zaś trwoga przechodzi w śmieszność.

Mimo statycznie ustawionych scen od początku uwagę przykuwają postaci Izabeli i Wincencja. To dobrze zarysowany i autentycznie przejmujący konflikt rozgrywający się w sercu dziewczyny, w której niewinność wierzy się od początku do końca spektaklu jest siłą napędową tej „Miarki za miarkę". W tej roli świetna Gabriela Oberek, która nie stara się ani odgrywać świętej ani też nie szarżuje młodocianym buntem postaci, lecz buduje wrażliwość i dramat na miarę Antygony. Aktorka buduje postać, której chce się sekundować i oddać sprawiedliwość. Karol Polak w roli Klaudia również wzbudza empatię. Jego postać przechodzi drogę od skargi wobec niesprawiedliwego sądu i fałszywych praw do rozpaczy nad swoim losem na samych półtonach i subtelnościach wygrywając dramat młodego skazańca. Paweł Komięga w roli Angela ukazuje zaś wewnętrzną walkę słabego człowieka, któremu miłość narzeczonej daje szansę na odkupienie win i nawrócenie się z drogi niegodziwości.

Nie ma nic niewłaściwego w tym, by klasyczne dramaty odczytywać w świetle bieżących wydarzeń społeczno-politycznych. Przykładem dobrych praktyk teatru społecznie zaangażowanego mogą być Strzępka i Demirski zawsze żywo i celnie reagujący na palące problemy współczesności nawet w tekstach tak uświęconych tradycją jak „Nie-Boska komedia". Ostatnia adaptacja dość zapomnianego dramatu Henry Ibsena „Wróg ludu" w reżyserii Jana Klaty jest dowodem, że takie zabiegi bywają bardzo udane zwłaszcza gdy dotykając problemów lokalnych, takich jak skażenie powietrza w Krakowie, oddają atmosferę oburzenia i niemocy obywateli pozostawionych samych sobie z problemem zamiatanym pod dywan. Grabowski postanowił skarcić współczesnych „królów" Polski za grzech pychy w ocenie moralności politycznych adwersarzy oraz części społeczństwa i do najnowszej adaptacji „Miarki" wniósł wiele odniesień do aktualnych wydarzeń parlamentarnych. Scena rozprawy ewidentnie przypomina tu rozprawy komisji sejmowych oraz śledztw w sprawie katastrofy smoleńskiej. Przemawiający świadkowie artykułują swe zeznania niczym kościelne kazania zaś w samym tekście adaptacji nie brakuje określeń takich jak „pięćset plus", „prawo i sprawiedliwość" i „dobra zmiana". Ten prztyczek w nos władzy czasem trąci szkolnym kabaretem, trudno jednak nie przyznać reżyserowi racji w śledzeniu przypadków nadużywania władzy, od których nie jesteśmy wolni niezależnie od epoki. Szekspir być może nie był czarnym prorokiem ludzkości, lecz w formie farsowej zachował dla nas biblijne prawdy o naturze człowieka. Wierność tekstowi dramatu i zachowanie tej przekornej mądrości bez nachalnego demontażu oryginalnych treści sztuki to jedne z najmocniejszych stron tej inscenizacji.

 

Jakub Wydrzyński
Dziennik Teatralny Kraków
7 czerwca 2016
Teatry
Teatr Ludowy

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia