W poszukiwaniu zagubionej siebie
17. Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki TanecznejZdaniem Jacques\'a Lacana, zwolennika powrotu psychoanalitycznej propozycji Freuda ego, czyli konkretne "ja" nie istnieje, jest jedynie złudzeniem, z którym identyfikuje się postrzegający podmiot, a więc człowiek w fazie lustra, która występuje w życiu każdego człowieka na etapie dzieciństwa, między 6 a 18 miesiącem życia. Następuje to wówczas, gdy dziecko widząc swoje odbicie w lustrze zaczyna się z nim identyfikować, natomiast mimiką uwidacznia swą ciekawość siebie. Człowiek przestaje postrzegać siebie jako "rozkawałkowanego" i zaczyna tworzyć spójny obraz. Proces ten został ukazany w spektaklu "Zapętlona" zaprezentowanym w czwartkowy wieczór przez Laboratorium Choreograficzne Śląskiego Teatru Tańca.
W pierwszej scenie wprowadzającej do spektaklu pojawia się olbrzymie lustro oraz siedząca przed nim dziewczyna, ubrana w różową suknię. Bohaterka delikatnie dotyka swojego ciała, gładzi ramiona, jakby chciała sprawdzić, czy tą, którą widzi w kryształowym zwierciadle jest ona sama. Po taktylnym doświadczeniu następuje trening emisji głosu. W tle słychać muzykę przypominającą fenomen pozbawionej talentu artystki operowej, na której show przybywały rzesze fanów. Bohaterka przypomina nieco „Alicję z krainy czarów”, która podróżuje w głąb siebie, szukając swojej prawdziwej osobowości. Dąży do jungowskiej indywiduacji. Bohaterka jest wewnętrznie rozdarta, co ukazuje wielość postaci wchodzących i wychodzących spod jej sukni, które personifikują różne stany świadomości, różne osobowości. Mogą to być także marzenia senne, czy fascynacje, które ujawniają się w podświadomości jedynie podczas nocnego odpoczynku. Mężczyźni usługują wybrednej kobiecie, która nieustannie stroi miny oraz ćwiczy niby-operowy głos zakrawający na niespełnione aspiracje śpiewaczki. Następnie tancerze giną w fałdach jej barokowej sukni pełnej przepychu. Unoszą ją na swych barkach, a bohaterka rośnie, jak „Alicja w krainie czarów”. Kobieta jednak nie jest pewna siebie, widoczne jest to w momentach zachwiania sylwetki, balansowania na granicy upadku. Megalomania jej nie służy. Przedstawienie trwa dalej, tancerka macha do kogoś zalotnie, a już po chwili pozdrawia lud gestem królowej. Pozuje. Czyż całe jej życie nie jest pozą? Wydarzenia przenoszą się do drugiego pola akcji, w którego centrum widać tancerkę w szarej tunice, wyraźnie kontrastującej z pełną przepychu suknią pierwszej bohaterki. Rozpoczyna się szaleńczy taniec, natomiast hiszpańska infantka kurczy się, powoli zatapiając się w sukni, z której po chwili zostaje wyciągnięta. Jej miejsce zastępuje ubrana na szaro tancerka. Mężczyźni wkładają na nią olbrzymi kostium, wbijając ją w ukształtowaną przez nich rzeczywistość, w pewien gorset kulturowy. Wtłaczają ją w przygotowaną dla niej rolę społeczną typową dla jej płci. Kobiecość zostaje urzeczywistniona. Natomiast upadła, zdegradowana kobieta, która została pozbawiona swego atrybutu, wyrafinowanego stroju, dołączając do męskiego trio tworzy nowe układy taneczne. Jest przez nich poniewierana i traktowana przedmiotowo. Zamiana ról nie przyniosła jej szczęścia. Po chwili tworzy się trzecie pole akcji, zajmowane przez tancerzy konkurujących ze sobą. Gombrowiczowski pojedynek na miny został zastąpiony wojną na mięśnie i ruch muskułów. Natomiast, ukryta nieco w cieniu infantka przypominająca porcelanową lalkę, kontynuuje w ciszy swój dramat. Wydaje się, że jest poddawana wyimaginowanym torturom, w wyniku których zostaje ukrzyżowana. Gesty te powtarzane są przez zdegradowaną kobietę. W dalszej części sukienka ponownie zostaje zdjęta. Tancerze traktują ją jak łąkę pełną kwiatów, łąkę pełną inspiracji. Jednak po chwili wieszają ją na sznurze. Zmienia to pełnioną przez nią funkcję, gdyż staje się elementem scenografii. Oniryczne obrazowanie przerywa scena mająca miejsce na planie filmowym? W dyskotece? Stanowi epizod dekomponujący spójną dotąd całość. Haczyk. Pojawia się kolejny obraz ze świata show biznesu. Kompleks artysty ustępuje blichtrowi dyskotekowych świateł zachęcających do kreowania wizerunku, przybrania kolejnej maski. Ruchy tancerzy są bardzo dynamiczne. Tańczą niczym w musicalu, pogują, bansują. A przy tym wszystkim nieustannie pozują do zdjęć. Zbliżając się do finału taniec zamienia się w akrobatyczny popis. Różne twarze artysty, różne prezentacje. Wspólny cel. Dekonstrukcja schematu. Finał. Tancerz, który został naznaczony i stał się ofiarą pozostałych zostaje zawinięty w suknię. Bohaterowie spektaklu brutalnie przerzucają go między sobą. Wszelkie wydarzenia sceniczne odbijają się w zwierciadle ulokowanym z lewej strony. Zduplikowanie odbioru. Śmierć na scenie? Czy jedynie wyeliminowanie jednej z najbardziej nieprzystających wariantów osobowości? Jednakże najładniejszym obrazem pochodzącym ze spektaklu jest finałowa scena, w której ukazano efemeryczny, wielogłowy twór. Ważnym aspektem jest fakt, iż w jednym momencie widoczna jest tylko jedna głowa. Tancerze ukryci pod barokową materią kostiumu sukcesywnie ukazują swoje twarze i znikają w obszernej tkaninie.
Choreografia Sylwii Hefczyńskiej-Lewandowskiej interesująca, frapująca, przeniknięta psychanalitycznymi wartościami, dysponująca olbrzymim wachlarzem barw wyróżnia się z tła, jakie tworzą dotychczasowe spektakle Śląskiego Teatru Tańca. Jest ważnym punktem na mapie twórczości, ponieważ stanowi odejście od zainteresowania kwestiami ciała i relacji międzyludzkich, przenosi natomiast akcenty na kwestie psychiki. Konkludując można stwierdzić, że spektakl ukazuje podróż do wnętrza swojej osobowości, potrzebę odnalezienia swego jestestwa. Spektakl interpretować można także w kontekście goffmanowskiego przybierania wielorakich ról społecznych.
Laboratorium Choreograficzne ŚTT (Polska)