W pracy jesteśmy przede wszystkim kolegami
Rozmowa z Zofią Tkaczyńską i Kacprem ZalewskimJeśli jedno z nas dostałoby propozycję, to nie ma w ogóle pytania, czy druga strona się zgadza. To oczywiste, że zapytamy ją o zdanie, ale każde z nas rozumie szansę i jak najbardziej cieszy się w takiej sytuacji i dmucha tej drugiej osobie w żagle.
Z Zofią Tkaczyńską i Kacprem Zalewskim - studentami V roku Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi, od niedawna aktorami Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze, a prywatnie parą - rozmawia Agata Kostrzewska
Agata Kostrzewska: Zostać aktorką/aktorem – kiedy i jak zrodził się w Waszym przypadku pomysł, aby wybrać akurat tę drogę?
Zofia Tkaczyńska: W moim przypadku to była śmieszna ścieżka, bo cała moja rodzina to lekarze, a ja wiedziałam, że to totalnie nie mój świat. Tańczyłam najpierw balet, później szukałam tej swojej drogi – czegoś, co mogłabym robić. Poszłam więc do szkoły plastycznej i tam zapisałam się do kółka teatralnego, czyli taka klasyczna historia większości osób na tych studiach. Dodatkowo moja babcia chciała być aktorką, ale to były takie czasy, że siostry zakonne powiedziały jej mamie, że to jest zawód dla prostytutek i przez to nie było możliwości, aby mogła to robić. Troszkę więc też w ten sposób spełniłam jej marzenie. Miałam także dużą potrzebę, aby to zrobić dla kogoś więcej, niż tylko dla siebie. Babcia niestety nie dożyła tego momentu, bo odeszła, gdy ja byłam jeszcze bardzo młoda. Mam jednak takie poczucie, że ona to widzi będąc gdzieś tam i cieszy się z tego, że wybrałam tę drogę.
Kacper Zalewski: Ja bardzo późno zdecydowałem się na tę drogę. To było na trzy-cztery miesiące przed maturą, przed samymi egzaminami wstępnymi. Wcześniej chciałem być dziennikarzem. Oglądałem mnóstwo programów Jimmy'ego Fallona na YouTube i myślałem, że zostanę dziennikarzem, poznam tych wszystkich ciekawych ludzi, dowiem się czegoś o świecie. Po czym stwierdziłem, że wolałbym chyba stać po drugiej stronie mikrofonu i kamery. Starać się przekazać coś ludziom - sobą, swoim życiem, swoimi osiągnięciami. To chyba ogromna potrzeba bycia przydatnym, strach przed byciem zapomnianym i chęć osiągnięcia czegoś „większego" w życiu. Dodatkowo kiedyś bardzo ważna dla mnie osoba – to jest łzawa historia, ale, niestety, już powiem (śmiech) – powiedziała mi, że mnie nie poznaje i że jestem zupełnie inny przy każdej osobie, którą spotykam na swojej drodze. Bardzo mnie to ubodło w tamtym momencie, bardzo zabolało. Miałem długo problem, żeby odpowiedzieć sobie na pytania: „Kim jestem? Jaki jestem sam dla siebie?". Nie miałem pojęcia. Przez to zagubienie stwierdziłem, że może pójdę na studia i będę uprawiał zawód, w którym ktoś powie mi, jaki mam być i to swoje niezdecydowanie przekuję w atut - reżyser powie mi, jaki mam być na scenie i taki będę.
Czy tak właśnie widzicie rolę reżysera? Jest to dla Was osoba, która powie jacy macie być na scenie i Wy tacy będziecie?
Zofia Tkaczyńska: Tak naprawdę to chyba zależy od reżysera, bo każdy ma do tego trochę inne podejście. Niektórzy wchodzą i mówią: „Masz zagrać tak... Chcę, żeby to wyglądało tak..." i pokazują. Z kolei inni dają jakieś malutkie informacje, wskazówki, ale chcą, żeby to było nasze, że na scenie stają Zosia i Kacper i odnajdują się, przypisują sobie cechy tych „sztucznych" osób. Na przykład tak robi Remigiusz Brzyk, czyli reżyser naszego dyplomu „Festen", który otworzył moją głowę na aktorstwo i uświadomił, że my, jako aktorzy, nie musimy mieć konkretnej metody na pracę. Powiedział, że wchodząc na scenę jesteśmy pełnoprawnymi aktorami i mamy wszystko, żeby stworzyć postać. Musimy tylko poczuć emocje, które ma ta wymyślona osoba w tekście. Żeby to w nas rezonowało. To było cudownie wyzwalające, bo ja przez całą szkołę miałam poczucie, że jestem niewystarczająca, że nie umiem czegoś zrobić, bo nie mam na to metody. Teraz ufam swoim przeczuciom, gdy wchodzę na scenę, wyczuwam, co może być w budowaniu danej postaci dobre. Nie buduję roli siedząc, godzinami płacząc i pisząc do siebie listy czy bijąc głową w ścianę, żeby „stać się" tą postacią, którą mam grać. Staram się dbać o swoje zdrowie psychiczne w tym wszystkim. Brzyk pokazał mi, że możesz po prostu wejść i być sobą. Jeżeli tylko potrafisz odczytać swoje emocje, to potrafisz zrozumieć postać. Wystarczy zadać sobie pytanie: Jak ja - Zosia Tkaczyńska - bym się poczuła robiąc tę czy inną rzecz.
Kacper Zalewski: Pod wieloma względami u mnie wygląda to podobnie. Bardzo nie lubię sztuczności na scenie, więc nie staram się stworzyć czegoś poza sobą. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to początek naszej drogi. Nie znamy jeszcze wystarczająco dobrze tego zawodu w praktyce. Mimo to, w tym, czego doświadczyłem, w rolach, nad którymi pracowałem, nigdy nie starałem się stworzyć „figury" postaci, która powinna zaistnieć na scenie, w której potem musiałbym się odnaleźć. Mam poczucie, że dużo prawdziwszy jestem, gdy rolę opieram na sobie. Staram się zobaczyć podobieństwa między mną a postacią i uwypuklić swoje cechy, które będą pasujące do danej roli. „Grzebię" więc w sobie, lubię to robić i na tym tak naprawdę opieram swoją pracę. Ma to wymiar autoterapeutyczny. (po chwil namysłu) To oczywiście niesie ze sobą pewne ryzyko dotknięcia spraw trudnych w sobie, z którymi można mieć później kłopot sobie poradzić. Jest to więc ryzykowne, ale też pociągające pod wieloma względami.
Co najbardziej lubicie w tej pracy? Co sprawia Wam największą satysfakcję?
Zofia Tkaczyńska: Ja naprawdę kocham ten zawód. Czuję się bardzo spełniona. Jestem pracoholiczką, więc to, co lubię to jest to, że nie mam wolnego. (śmiech) Lubię to, że cały czas działam, chodzę, biegam, rozwijam się ruchowo, to, że mogę sobie też odpowiedzieć na wiele pytań dzięki każdej roli. Zdarza mi się przeżyć takie chwile grając chociażby Papugę (w „Niezwykłym odkryciu Papugi" w LT przyp. red.). W trakcie pierwszego przebiegu tego spektaklu z moim udziałem był moment, gdy stałam na scenie i z ust mojej postaci padło zdanie: „Chciałabym zostać zauważona" - pomyślałam, że naprawdę tak jest. Chciałabym, żebyśmy wszyscy byli równi, chciałabym być zauważona, chciałabym być ważna dla widza. Chciałabym, żeby pamiętali, że ta rola była dla nich ważna, że ta dziewczyna przekazała im fajne, istotne rzeczy. Chyba to właśnie lubię najbardziej, ten kontakt z drugim człowiekiem. Dzięki temu mogę się rozwijać, poznawać ich i czerpać od nich. Mam wrażenie, że najwięcej uczę się od innych - patrząc czy to jak Kacper gra, czy inni koledzy i koleżanki ze sceny. Jest to zawód, w którym nieprzerwanie czegoś się uczymy. I za to wszystko właśnie kocham tę pracę.
Kacper Zalewski: Ja, chyba bardzo sztampowo, ale kocham ten zawód za to, że nie da się nudzić. Można przeżyć sto różnych żyć w jednym, poznać różne historie, wcielić się w kogoś innego i żyć jego życiem. To jest super. Ponadto uwielbiam tańczyć (jestem w tej dziedzinie samoukiem), więc wszystkie spektakle muzyczno-ruchowe sprawiają mi ogromną radość. Dzięki temu mogę stale poszerzać umiejętności.
Co jest w tej pracy dla Was największym wyzwaniem? Czy jest coś, czego nie lubicie w tym zawodzie?
Kacper Zalewski: „Przebić się'' – to jedno z największych wyzwań. Chociaż wydaje mi się, że Zosia i ja, jesteśmy na mocno uprzywilejowanej pozycji. W tym zawodzie na pewno frustrujące jest to, że studia co roku kończy ponad setka młodych aktorów, a jest mało miejsc pracy. Trudno znaleźć zatrudnienie. Produkcji filmowych i etatów w teatrach nie ma wystarczająco dużo. Skończyłem studia aktorskie i nie czuję, żebym posiadał umiejętności, które dałyby mi szeroki wachlarz możliwości wyboru zawodowej ścieżki, umiejętności, które pozwoliłyby odnaleźć się w czymś innym. Zapewne jest to moją winą i błędem, że ich nie dostrzegam i przez to nie umiem wykorzystać. Lub też zaniedbałem coś w trakcie studiów, stawiając wszystko na jedną kartę. Poświęcamy cztery lata nauki szkole, w której spędzamy niemal cały swój czas, siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin dziennie (jest to oczywiście piękny czas, pewnie najlepszy w moim życiu okres, w którym spełniałem marzenia), a potem wychodzi się z niej z przeświadczeniem, że umie się tylko to. Wtedy powstaje pytanie: „Jeśli nie to, to co?". Jest to dla mnie bolesne i to mnie przeraża w tym zawodzie, choć na ten moment, tak jak wspomniałem na początku, mówię z uprzywilejowanej pozycji aktora etatowego. Trzeba pamiętać, aby nie zaniedbywać innych pasji i zawsze posiadać alternatywę.
Zofia Tkaczyńska: Największym wyzwaniem jest to, że nikt nas nie uczy jak o siebie dbać. W szkole rzadko słyszymy: „Idź się wyspać/położyć/napić wody/odsapnij". Siedzimy na próbach wiele godzin, chcemy jak najwięcej się uczyć, ale też często zapominamy o podstawowych potrzebach. Jesteśmy „wkręceni" w tę pracę, nie potrafimy przestać. Z jednej strony to jest piękne - ludzie na nas patrzą i mówią: „Ile w tym pasji!", ale kiedy wracamy do domu często czujemy pustkę – tak było w moim przypadku. Musiałam to wypracować, zadbać o siebie. Teraz bardzo o to dbam. Pamiętam o swoich potrzebach, staram się nie wychodzić ze swojej strefy komfortu i stawiać granice. Rozumiem, że dla niektórych osób może to być „kontrowersyjne", bo jestem bardzo młodą aktorką i dopiero zaczynam swoją zawodową drogę, ale wydaje mi się, że jeśli nie zaczniemy tego robić bardzo szybko, to damy sobie wejść na głowę. Myślę, że taka postawa jest niezbędna w każdym zawodzie, nie tylko w aktorstwie.
Wiemy już jak zostaliście aktorami, co w tym zawodzie lubicie, a co stanowi dla Was wyzwanie. Mówicie o uprzywilejowanej pozycji aktorów etatowych – opowiedzcie zatem jak trafiliście do Lubuskiego Teatru i to razem?
Zofia Tkaczyńska: To Kacper niech opowie, bo to się od niego wszystko zaczęło.
Kacper Zalewski: To, że tutaj przybyliśmy zaczęło się tak naprawdę bardzo klasycznie. Kończyliśmy studia (to znaczy – nadal kończymy, piszemy prace magisterskie), byliśmy zaraz po Festiwalu Szkól Teatralnych, rozsyłaliśmy CV. Pan Dyrektor zadzwonił do mnie następnego dnia. Powiedział, że pamięta mnie z dyplomu (co mnie zaskoczyło, bo to się coraz rzadziej zdarza, żeby dyrektorzy teatrów jeździli i oglądali dyplomy), że robi właśnie nowy projekt i zaprosił mnie na rozmowę. Potem okazało się, że szuka też aktorki. Zosia wysłała CV i tak znaleźliśmy się w obsadzie „Balladyny", w której chyba całkiem nieźle się spisaliśmy. Pan Dyrektor zaproponował nam etaty. I tyle. (śmiech) Ja się trochę uśmiecham do tego, bo jesteśmy z Zosią parą od trzech lat. Zaczęliśmy być ze sobą na drugim roku studiów. Myśleliśmy o tym, że jak którekolwiek z nas znajdzie pracę to pewnie tylko jedno, a drugie będzie się długo męczyć i szukać. Rozjedziemy się po Polsce, nie będziemy mieli dla siebie czasu i tak dalej i tak dalej. A tu zaskoczenie. Najpierw udało nam się wspólnie zrobić spektakl w Krakowie w Teatrze Ludowym, potem tutaj i tak naprawdę „Niezwykłe odkrycie Papugi", w którym teraz Zosia robi zastępstwo, jest pierwszą sztuką, w której nie gramy oboje. To jest super doświadczenie, bo po raz pierwszy mogłem przyjść podziwiać ją na scenie, a nie być na niej razem z nią.
Gdy rozpoczęliście pracę w teatrze repertuarowym to czy coś Was tutaj zaskoczyło? Mieliście przedtem jakieś wyobrażenia o takiej instytucji?
Kacper Zalewski: Mnie zaskoczyła super miła atmosfera. Ja się tutaj czuję jak w domu. Byłem przekonany, że trafię do dużo zimniejszej instytucji, że teatr będzie miejscem, w którym jedynie wykonujemy swój zawód, że przez to będzie dużo „sztywniej". To pozytywne mnie zaskoczyło. Wszyscy są dla siebie bardzo życzliwi, mili, jesteśmy blisko, więc nie czuję presji bycia niżej w hierarchii. Jest naprawdę bardzo rodzinnie.
Zofia Tkaczyńska: Tak, ta Zielona Góra, ten teatr ma coś pociągającego w sobie. Czuję się tutaj jak w szkole, jakbym nigdy nie wyszła ze szkoły teatralnej. Co może być zgubne. (śmiech) Ale czuję przywiązanie do tego miejsca. Kiedy tu przyjechałam i poczułam tę atmosferę, pomyślałam „wow". Tutaj też pracowały już wcześniej nasze koleżanki z wyższych lat – Kasia Hołyńska i Gosia Polak. Trafiliśmy do miejsca, gdzie byli ludzie, których znamy. Dyrektor Czechowski jest też taką osobą, od której nie czuje się, hierarchii w rozmowie. Rozmawiasz z kimś, kto cię słucha, kto przede wszystkim chce z Tobą porozmawiać, kto cię słyszy i rozumie, ale też pożartuje, wyjaśni. Według mnie to piękna cecha - chęć rozmowy i pracy z młodymi ludźmi.
Aktorstwo to pod wieloma względami specyficzny zawód i życie z aktorem dla kogoś spoza tego kręgu może stanowić wyzwanie (choćby z uwagi na dość nietypowe godziny i dni pracy). Jednak z tego, co mówicie, potrafi być wyzwaniem także dla aktorskich par. Jak to jest w Waszym przypadku? Jak na to patrzycie?
Zofia Tkaczyńska: Jak wspomniał Kacper, kiedy kończyliśmy szkołę, rozmawialiśmy na ten temat, jak to będzie dalej. Stwierdziliśmy, że nam ta odległość nie będzie przeszkadzać, jeśli tak się zdarzy, że będziemy pracować w różnych miejscach. Przyjaźnimy się i to jest „sekret" naszego związku. Jesteśmy swoimi najlepszymi przyjaciółmi i staramy się pielęgnować to wszystko między nami, wspierać siebie nawzajem. Jeśli jedno z nas dostałoby propozycję, to nie ma w ogóle pytania, czy druga strona się zgadza. To oczywiste, że zapytamy ją o zdanie, ale każde z nas rozumie szansę i jak najbardziej cieszy się w takiej sytuacji i dmucha tej drugiej osobie w żagle. My mamy swoją przestrzeń „pozapracową", w której spędzamy razem czas. Uwielbiamy latać po świecie i choćby tak nadrabiamy te ewentualne rozłąki. Mamy także wspólny dom w Łodzi – to jest nasze mieszkanie, nasza oaza. Tam zawsze się spotykamy. Na razie nam się udało i nie musimy się tym martwić. (śmiech obojga) Poza tym w pracy jesteśmy przede wszystkim kolegami z pracy i tak się traktujemy. Staramy się utrzymać zdrowe granice.
Kacper Zalewski: No i zrozumienie jest też na wyższym poziomie. Zosia wie dokładnie, z czym ja się borykam, a ja wiem, z czym ona. Dla przykładu, gdy przychodzimy z próby, jesteśmy zmęczeni, nie musimy tłumaczyć dlaczego i czym - po tym, jak siedzieliśmy kilka godzin nad tekstem pijąc kawę. Dla kogoś kto, na przykład, pracuje fizycznie, może to brzmieć dość śmiesznie, że można zmęczyć się w taki sposób. Wiemy też czym się frustrujemy i stresujemy - szukaniem pracy czy castingami. Po prostu mamy świadomość, „z czym się je" ten zawód. Pewnych rzeczy zwyczajnie nie trzeba drugiej osobie tłumaczyć.
Jesteście studentami łódzkiej filmówki, ale gracie w teatrze. Czy główny nurt Waszej uczelni nie sprawił, że bardziej widzieliście się w filmie?
Zofia Tkaczyńska: Ja akurat zawsze chciałam być aktorką teatralną. To absolutnie nie znaczy, że nie lubię grać w filmach i nie chciałabym tego doświadczyć. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, jak wygląda rynek – nie jest to łatwa droga – więc cieszę się z tego, co mam tutaj. Jeżeli będzie okazja, żeby więcej grać w filmach, oczywiście będę bardzo, bardzo szczęśliwa. Myślę też, że bardziej w tym momencie swojego życia rozwijam się w teatrze, że więcej dzięki temu będę mogła pokazać później, będę miała lepszy warsztat.
Kacper Zalewski: To jest świetne pytanie, które często pada. Film jest dla mnie na ten moment pracą „dorywczą". Nie dostaję zbyt wielu propozycji pracy. Oczywiście bardzo chciałbym grać więcej w filmach, marzę o tym i lubię to robić. Większą przyjemność jednak sprawia mi granie w teatrze i zawsze, podobnie jak Zosia, chciałem być aktorem teatralnym. Tutaj nabiera się doświadczenia, ma się non stop kontakt z zawodem i przede wszystkim z widzem. Etat w teatrze daje też stabilizację, obycie, możliwość rozwoju swojego wachlarza rzemiosła aktorskiego. A film - jeżeli jest - to jest super, bo jest świetną przygodą, dużym wydarzeniem, a także szansą na zarobienie dużo większych pieniędzy.
Osoby, które Was w tym zawodzie inspirują – czy macie jakichś swoich idoli?
Zofia Tkaczyńska: Pierwszą z takich osób jest mój mentor – Adam Hutyra – aktor teatru w Częstochowie (Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie przyp. red.), czyli osoba, która mnie do tego zawodu wprowadziła. Bardzo wiele mu zawdzięczam. Drugą taką osobą jest reżyser Remigiusz Brzyk. Będę go wszędzie wymieniać. Ma tak wielkie serducho - jest dobrym człowiekiem, a do tego wybitnym reżyserem. Chciałabym móc na jeden dzień wejść w jego skórę, żeby zobaczyć, co kryje się w jego głowie. Jestem pewna, że osiągnęłabym wiele myśląc w taki sposób, jak on. Polecam serdecznie wszystkie jego spektakle.
Kacper Zalewski: Jeśli o mnie chodzi to moim mentorem jest Bartek Nowosielski, aktor Teatru Ateneum, który otworzył moją głowę na aktorstwo. Jestem ogromnie wdzięczny, że zdecydował się przyjąć mnie na lekcje. Chodziłem do niego przez niecały rok przygotowując się do szkoły. To były też tak naprawdę moje pierwsze regularne doświadczenia z teatrem jako widz. Jeździłem wówczas do Ateneum na zajęcia, ale też chodziłem przy okazji na spektakle, żeby oglądać Bartka Nowosielskiego i pana Tomasza Schuchardta. Kiedy zobaczyłem ich na scenie w „Dworze nad Narwią" to mi szczęka opadła. To były genialne role. Pomyślałem, że też chcę tak kiedyś grać. Oprócz wcześniej wspomnianych aktorów, podziwiam naszego profesora - Bronisława Wrocławskiego. Kiedy patrzę na to, co robi na scenie, jak będąc na niej dostaje przysłowiowe drugie życie, nie mogę wyjść z podziwu. Jest tam kimś zupełnie innym, zupełnie inną osobą – to jest po prostu świetne! Poza polskimi inspiracjami mam jeszcze inne. Jestem ogromnym fanem filmów Christophera Nolana, więc Matthew McConaughey i Cillian Murphy są moimi aktorskimi autorytetami. Dodatkowo oprócz aktorstwa w Murphym podoba mi się to, że jest mało „medialny" – w rozumieniu unikania mediów i rozgłosu. To jest niesamowite, że można osiągnąć tak wiele, odcinając się tak bardzo od nachalnego promowania się.
Czy macie jakieś konkretne role, które od początku są Waszym marzeniem? Postać, którą „od zawsze" chcieliście zagrać?
Zofia Tkaczyńska: Spodziewałam się tego pytania i przyznam, że zastanawiałam się nad tym już wcześniej. Obecnie to wygląda u mnie tak, że nie mam marzeń o konkretnej roli. Każda rola to dla mnie kolejny warsztat, który przyda mi się kiedyś do zbudowania tej głównej, wielkiej roli w przyszłości, gdy spektakl będzie spoczywał na moich barkach. Nie mogę się tego doczekać, ale na razie moim marzeniem jest grać jak najwięcej, żebym cały czas miała taką możliwość – czy tu, czy gdzieś indziej.
Kacper Zalewski: Moim Hamletem jest Joker. Od zawsze. (śmiech) Śmieję się trochę, ale jestem fanem Jokera od dziecka i gdy patrzyłem na to, co aktorzy robią z tą rolą, po prostu byłem zachwycony. Gdybym miał szansę spróbować, i to jeszcze u Nolana, to już w ogóle – mógłbym umrzeć spełniony. (uśmiech) Nie mówię tu o konkretnym Jokerze, ale o konstrukcji postaci, która jest tak silna i tak polaryzująca w odbiorze.
Życzę zatem spełnienia aktorskich marzeń i bardzo dziękuje za rozmowę!
__
Zofia Tkaczyńska - studentka V roku Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. W 2023r. zadebiutowała w Teatrze Ludowym w Krakowie w spektaklu Łukasza Zaleskiego pt. "Tajemnica Góry". W 2024r. zagrała w spektaklu dyplomowym Remigiusza Brzyka "Festen". Aktorka Lubuskiego Teatru od stycznia 2025 r., w którym zadebiutowała w spektaklu "Balladyna" w reżyserii Roberta Czechowskiego, wcielając się w 3 role: Upadłego Anioła, Skierki i Filona.
Kacper Zalewski - student V roku Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Na deskach teatralnych zadebiutował w grudniu 2023 roku w spektaklu Łukasza Zaleskiego pt. "Tajemnica Góry" wystawianym w Teatrze Ludowym w Krakowie. W 2024 roku zagrał w spektaklach dyplomowych "Festen" w reżyserii Remigiusza Brzyka i "Każdemu coś się śni" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Jest aktorem Lubuskiego Teatru od stycznia 2025 r. Na lubuskiej scenie zadebiutował w spektaklu "Balladyna" w reżyserii Roberta Czechowskiego, wcielając się w 3 role: Szatana, Kirkora i Kostryna.