W przeszłości szukam osobistych historii

Rozmowa z Grzegorzem Rogowskim

Czułem, że robię coś bardzo ważnego, że dla historii filmu i teatru to znacząca praca, ponieważ nikt już prawdopodobnie tych ludzi nie zapyta, nie poprosi o rodzinne historie, a czas nieubłaganie ucieka...

Z Grzegorzem Rogowskim, o swojej pracy nad książką „Skazane na zapomnienie. Polskie aktorki filmowe na emigracji", rozmawia Ilona Słojewska.

Ilona Słojewska : Jak narodziła się fascynacja polskim kinem międzywojenny oraz zamysł dokumentowania jego przeszłości?

Grzegorz Rogowski: - Myślę, że to dlatego, iż tamte czasy po prostu odeszły. Teraz to swego rodzaju puzzle, które można sobie mozolnie układać, żeby odtworzyć chociaż część tego obrazka. A stare kino kochałem od zawsze. W niedzielę oglądałem program Stanisława Janickiego. Kiedyś trafiłem na polski film „Jadzia" i zachwyciłem się tamtym światem. Tym, że tak pięknie mówiono i tym, jak elegancko ci ludzie wyglądali. Także sam film wydał mi się interesujący, w sensie materii, czyli taśmy filmowej. Te trzaski, zniszczenia, ubytki. Wszystko to sprawiało, że było to dla mnie naprawdę interesujące. Dodatkowo o filmach i aktorach tamtego okresu, niewiele było wiadomo. To była furtka, przez którą mogłem wejść!

Czego Pan szuka w przeszłości?

Przede wszystkim osobistych historii. To fascynuje mnie najbardziej. Bo oczywiście, wiem, że jakieś wydarzenie miało miejsce. Ale to sucha informacja. A gdy docieram do kogoś, kto widział to na własne oczy, albo gdzieś to opisał, albo trafiam do kogoś, kto znał kogoś, kto to przeżył, wtedy udaje mi się uchwycić ten niesamowity i rzadki kontekst osobistych przeżyć. Podczas mojej pracy mam też zawsze jedną najważniejszą ideę – żeby, to co napiszę, nie było powtarzaniem tego, co już wiemy. Najważniejsze jest dla mnie znalezienie nowych informacji, świadków i opisanie historii bazującej na tych odkryciach.

Co było bezpośrednim impulsem do napisania książki „Skazane na zapomnienie. Polskie aktorski filmowe na emigracji"?

Brak informacji. Gdy ten pomysł wykiełkował, a było to przypuszczam około 2007 roku, o żadnej z moich bohaterek nie było wiadomo prawie nic. Z biegiem czasu biogramy uzupełniły się, ale jedynie nieznacznie. Nadal pozostało w nich wiele dziur albo niedomówień. Zacząłem szukać rodzin i informacji. Trwało to ponad dwa lata.

Rekonstruowanie cudzego życia muszą towarzyszyć silne emocje...

Jak najbardziej. Bo takie gwiazdy filmowe chociażby... Znamy je z ekranu, gdzie kogoś kreują, kimś są. Ale jakie były naprawdę? I nagle dosięgam realnie postaci uwiecznionej na celuloidowej taśmie. Dowiaduję się, kim naprawdę była, co lubiła, jak żyła. To niesamowita podróż od ogółu do drobnego detalu.

Która z aktorek, których śladem podążył Pan do USA, była dla Pana najbardziej tajemnicza i fascynująca?

Były dwie aktorki, które nie dawały mi spokoju, bo znane były tylko ich daty urodzenia i zgonu. Nic ponad to! Była to Zofia Nakoneczna i Renata Radojewska. Nie były to gwiazdy filmowe pierwszej wielkości, ale otrzymały trwałe miejsce w historii polskiej kinematografii. Poświęciłem im sporo czasu, żeby zebrać niewielkie szczątki informacji o ich życiu. To było spore wyzwanie, bo nie miały dzieci. Musiałem więc oprzeć swoją wiedzę na prasie - polskiej, polonijnej i amerykańskiej. Było to tym trudniejsze, że po wyemigrowaniu, nie były już tak popularne jak kiedyś i niewiele tych informacji się pojawiało. Niemniej myślę, że udało się stworzyć naprawdę przyzwoite życiorysy tych aktorek.

A jak konstruował pan życiorysy kobiet-aktorek?

Zaczynałem od sprawdzenia, czy żyje ich najbliższa rodzina. Jeżeli tak było, umawiałem się na wywiady. To była przecież najlepsza skarbnica wiedzy o aktorce; do tego z innej nieopisanej jeszcze perspektywy, nie aktorki, a matki czy zwykłej kobiety. Te rozmowy pozwoliły nakreślić portrety moich bohaterek, oddać ich charaktery, a także w końcu zapełnić wszystkie luki w ich życiu. Znacznie gorzej było, gdy tych rodzin nie było. Wówczas pozostawało żmudne opracowywanie życia na podstawie prasy, a także zachowanych dokumentów, oraz wspomnień ludzi, który się z nimi zetknęli. Było tego jednak bardzo niewiele. I szczególnie przy Renacie Radojewskiej pozostał olbrzymi niedosyt, że nie udało się ustalić więcej.

Jakie emocje towarzyszyły panu podczas tej podróży do USA, która była „wyprawą w przeszłość".

Przede wszystkim niepewność. Był to mój pierwszy pobyt w Stanach Zjednoczonych. Więc to już budziło moje olbrzymie emocje. Do tego musiałem poruszać się po całym olbrzymim kraju zupełnie sam, rozmawiać z rodzinami po angielsku... Ale czułem, że robię coś bardzo ważnego, że dla historii filmu i teatru to znacząca praca, ponieważ nikt już prawdopodobnie tych ludzi nie zapyta, nie poprosi o rodzinne historie, a czas nieubłaganie ucieka...

A praca w archiwach, bibliotekach? Ile czasu spędził pan przeglądając materiały źródłowe?

Przygotowanie tej książki to ponad dwa lata przeglądania rozmaitych źródeł. Najczęściej wpadałem na nie sam, czasem życzliwi koledzy i koleżanki podsyłali mi ciekawe wycinki. Niestety nie jestem jedynie autorem, pracuję na etacie i nieraz bardzo ciężko pogodzić zwykłą pracę z wymagającymi poszukiwaniami. Aby wyjść do biblioteki, czy archiwum, musiałem brać urlop w pracy. Ale nie wyobrażałem sobie, żeby nie sprawdzić wszystkich znanych mi źródeł. Nie chciałem powtarzać znanych już faktów. Jeżeli czytelnik bierze moją książkę do ręki, płaci za nią, nie może być rozczarowany tym, co w niej znajdzie.

Ważną rolę w książce pełnią fotografie, plakaty, itp. Bardzo dużo pochodzi z pana archiwum. Od kiedy rozpoczął pan gromadzenie pamiątek starego kina.

Właściwie nie pamiętam, od kiedy zbieram rzeczy związane z kinem. Przy czym należy pamiętać, że ilość pamiątek, które można uzbierać, a związanych z aktorem czy filmem jest raczej ograniczona. Większość z nich, znajduje się bowiem w rodzinnych archiwach. Dlatego tak ważne było uzupełnienie tego, co udało mi się zgromadzić, o te unikalne prywatne zdjęcia, wycinki, listy czy nawet przepisy! Dzięki tej ciężkiej pracy, bo nie wszystkie rodziny na początku chciały zdjęcia udostępniać, udało się pokazać przekrojowo całe życie danej aktorki, którą znaliśmy jedynie z filmów. Nikt nie miał pojęcia, jak te kobiety wyglądały po 1939 roku. A nadal olśniewały klasą i urodą!

Ostatni rozdział pana książki przybliża czytelnikom proces digitalizowania filmów, będący nadzieją na ocalenie od zapomnienia kina międzywojennego.

To jest to, czym zajmuję się na co dzień w pracy. Obecnie technologia pozwala nam przywracać na ekran wiele zapomnianych filmów. Może nawet nie zawsze zapomnianych, ale takich, których stan nie pozwalał na ich wyświetlanie. Dzięki stosowanym technikom możliwe jest teraz ich skanowanie w wysokiej rozdzielczość, a także montaż cyfrowy wszystkich zachowanych kopii. Pozwala również na uzupełnienie ubytków w filmie. Nieraz jest to kilka klatek, czasem jednak całe nieznane dotąd sceny i ujęcia.

Chyba nie powiedział pan ostatniego zdania w kwestii starego kina.

Oczywiście, że nie! W poczekalni jest jeszcze kilka tematów związanych z międzywojennym kinem i teatrem. Obecnie pracuję nad książką „Dziewczyna z okładki". Będzie to historia Hani, która w swoim bogatym życiorysie może się pochwalić występem w filmie „Przez łzy do szczęścia" w 1939 roku.

Dziękuję za rozmowę i życzę wielu dalszych reporterskich i literackich pomysłów na ocalenie kina i teatru z czasów międzywojennych.

___

Grzegorz Rogowski - jego książka „Pod polską banderą przez Atlantyk" otrzymała nominację w kategorii najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku w 2016 roku w konkursie „Książka Historyczna Roku" o nagrodę im. Oskara Haleckiego. Pracuje w Filmotece Narodowej. W poszukiwaniu materiałów do kolejnej książki dwukrotnie był w USA, aby spotkać się z rodzinami polskich aktorek, które zmarły na emigracji.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
25 września 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia