W świecie intryg
„Wodzirej" – reż. Marcin Liber – Teatr im. J. Kochanowskiego w OpoluPrzaśny estradowo PRL minął, ale jego echa wciąż pobrzmiewają w naszych głowach, umysłach, pragnieniach. Wciąż marzymy o lepszym świecie, prostej rozrywce, która umili nam trudne chwile w życiu. Może jesteśmy trochę lepiej ubrani, bogatsi, mamy więcej pragnień, ale nadal w każdej dziedzinie życia dominują układy, intrygi, negatywne relacje, które przynoszą frustracje. I o tym jest ten spektakl. Nie tylko o tym biednym Wodzireju.
Nie tylko o Wodzireja tu chodzi. Chociaż spektakl jest satyrą na współczesny świat rozrywki, to zasady, które w nim królują, łatwo przenieść do innych dziedzin życia. Bo przerost ambicji, załatwianie pracy dzięki temu, że zna się odpowiednie osoby, snucie intryg, oczernianie innych w walce o stołki czy kontrakty, donoszenie czy mobbing, mają się znakomicie i wielu tego doświadcza lub doświadczyło.
Spektakl opiera się na filmie Feliksa Falka „Wodzirej" z 1977 roku. To tam mogliśmy oglądać Jerzego Stuhra w jednej z jego najlepszych ról filmowych. Do dzisiaj w głowie wielu wielbicieli tego filmu wybrzmiewa motyw finałowej piosenki z charakterystycznym refrenem „La la la lala". Nikt tak fantastycznie tego nigdy potem nie zaśpiewał. Jerzy Stuhr jest nie do podrobienia i nikt w spektaklu nie chciał go podrabiać. Oddano mu nawet swego rodzaju hołd, pokazując jego portretowe zdjęcie z temu filmu.
Stuhr zagrał Lutka Danielaka, człowieka z prowincji, który próbuje robić karierę w wielkim mieście. Jak wiadomo, ludzie z prowincji mają szczególną determinację, żeby się utrzymać w wielkim mieście i zrobić karierę, bo powrót w rodzinne strony oznaczałby porażkę. Lutek Danielak jest coraz bardziej zmęczony i sfrustrowany prowadzeniem drobnych imprez w podrzędnych przedsiębiorstwach, balów dla seniorów i przyjęć karnawałowych dla dzieci. Szansą na szybki awans może stać się dla niego bal z okazji otwarcia nowego hotelu Forum na 500-lecia miasta. Stare wygi – Majer, Lasota i Sikora – nie zamierzają jednak zrezygnować z okazji, jaką jest poprowadzenie imprezy o takiej randze. Lutek nie waha się uruchomić całego arsenału negatywnych działań, żeby pokonać konkurentów i poprowadzić imprezę. Intryguje, pisze donosy, płaci za informacje, posuwa się nawet do tego, że podsuwa swoją narzeczoną jak towar pewnemu wpływowemu mężczyźnie. Sam również „sprzedaje się" starszej byłej sekretarce z Estrady, żeby uzyskać informacje.
Jak już wspominałam, nikt nie próbuje naśladować pierwowzoru z filmu; Marcin Liber stawia raczej na uniwersalizm przekazu, więc mamy trzech Lutków Danielaków wyłonionych w castingu na początku spektaklu. Każdy z nich gra fragment spektaklu, po czym przekazuje rolę koledze. Każdy z nich jest inny.
Konrad Wosik to Danielak pełen nadziei i optymizmu, że uda mu się zdobyć kontrakt życia. Jest energiczny, pozytywnie nastawiony, przyjacielski. Przynajmniej na pozór. Taki obraz siebie tworzy dla innych. Jego nowa narzeczona nie rokuje raczej artystycznie, ale załatwia jej pracę modelki, wspiera Romka, swojego najlepszego przyjaciela. Robi dobre wrażenie w pracy. Ale im bardziej interesuje się sprawą, tym bardziej natyka się na schody, które sprawiają, że coraz bardziej zagłębia się w mrok.
Z tego mroku wyłania się Lutek 2 – Jakub Klimaszewski. Najbardziej skryty Lutek, który snuje się wokół ludzi, osacza ich i knuje intrygi zachowując pozory przyzwoitości. Potajemny donos na kolegę z pracy i oficjalna obrona tegoż kolegi na zebraniu to jego metody. Aktor buduje postać Lutka niebezpiecznego, bo ukrywającego swoje intencje i działania. Tworzy kogoś w rodzaju szarej eminencji Estrady, potajemnie pociągającego za odpowiednie sznurki. Mimo pozornego spokoju jest chwilami wręcz demoniczny.
A potem przychodzi Lutek 3 – Adam Szustak, który już nie ukrywa swoich intencji. Niepewność co do własnej przyszłości doprowadza go do napadów furii – bije mężczyznę, który nie chce mu udzielić informacji, wyzywa narzeczoną, którą wcześniej podsunął innemu facetowi, krzyczy na byłą sekretarkę. Aktor pokazuje nam ambitnego człowieka u kresu wyczerpania wieczną walką o sukces. Człowieka, który może odetchnąć po osiągnięciu celu. Który jest tak szczęśliwy, że nie widzi, jakie zgliszcza za sobą zostawił.
Ten zabieg sceniczny sprawia, że nie mamy w zasadzie jednego bohatera, ale bohatera zbiorowego. Pewien typ bohatera, który spotykamy w mediach czy branży rozrywkowej. W ten sposób główna postać zyskuje rys uniwersalizmu, a cały spektakl staje się satyrą na dzisiejszą rozrywkę.
Już sam początek sygnalizuje nam, że jesteśmy na castingu – w rzędzie stoją aktorzy z numerami i prezentują swoje umiejętności. I ten koszmarny tekst: „Zadzwonimy". Kiedy już znamy zwycięzców castingu, przenosimy się na plan: sztuki? Filmu? Akcji? Nie ma to większego znaczenia, bo przecież liczy się historia. W minimalistycznej scenografii obserwujemy relacje między bohaterami.
Poza trójką głównych bohaterów uwagę przyciąga Rafał Kronenberger jako Majer. Nadaje swojej postaci pewną cwaniakowatość, która wynika głównie z jego wieloletniego doświadczenia, ale też ze świadomości, że jest dobrze osadzony w układach. Dowcipkuje, popisuje się – praktycznie król estrady. Jego opowieść o szkolnym przedstawieniu „Zemsty" z pijanym dyrektorem to absolutna perełka.
Panie przede wszystkim grają drugie plany i ma to wymiar nie tylko fabularny, ale też psychologiczny. Ponieważ gdzieś w tle przemycona jest historia kobiet w rozrywce. Kobiet traktowanych jak towar, kobiet wykorzystywanych przez mężczyzn, molestowanych seksualnie. I chociaż jest taka artystka, która zaczynała karierę w latach 70. ubiegłego wieku, i mówiła, że to nic takiego, że piosenkarka siadała na kolanach jakiemuś producentowi czy wydawcy płyt, dyrektorowi przedsiębiorstw odpowiedzialnych za organizowanie rozrywki. Może dla niej nic takiego, ale dla wielu kobiet to był koszmar. Nadal jest, o czym mówią bohaterki. To ważne, że to tak stanowczo wybrzmiewa ze sceny.
Akcja sztuki rozgrywa się w niemal pustych przestrzeniach. Casting odbywa się w jakiejś hali, której obskurną ścianę oglądamy w tle. Potem mamy wielką luksusową kanapę w tle, przy której odbywają się sceny we wnętrzu, a kiedy Lutek Danielak zaczyna intensyfikować swoje działania, kanapa zaczyna wirować na obrotowej scenie stwarzając wrażenie, że nasz bohater jest ciągle w biegu. Wpada do różnych ludzi, załatwia sprawy i biegnie dalej. Mirek Kaczmarek na tle tak stworzonej scenografii ubrał bohaterów jaskrawe stroje z lat 70., które pozwalają przybliżyć atmosferę tamtych lat.
Natomiast muzyka jest absolutnie nowoczesna. Andrzej Konieczny i Kacper Krupa oczywiście umieścili w spektaklu słynną piosenkę Danielaka, ale brzmi ona zupełnie inaczej, zremiksowana, przearanżowana, staje się nowym bytem. I towarzyszy nam niemal od początku do końca. Nie potrafimy się od niej uwolnić przez cały spektakl. Do spektaklu wprowadzono również piosenkę „W domach z betonu" Martyny Jakubowicz, która podkreśla użytkowy sposób podejścia do związków w tej historii.
Ciekawym pomysłem Marcina Libera jest wprowadzenie na scenę osób z publiczności, które w scenie balu prowadzonego przez Danielaka, tańczą wraz aktorami tworząc radosny korowód, a potem obserwują upadek bohatera – fizyczny i moralny. Cios zadany przez Romka wieńczy dzieło.
Marcin Liber w tym przedstawieniu zrezygnował w dosłowności tak charakterystycznej dla filmu. Wiele pozostawił wyobraźni widza, kilka rzeczy dodał i zasugerował. Pewnie niektórzy wielbiciele filmu mogą poczuć niedosyt, ale pamiętajmy, że to nie jest film z 1977 roku, to jest nowy spektakl w nowej wersji z 2025 roku. I jak przyjmiemy taki punkt widzenia, to zrozumiemy, ile rzeczy to przedstawienie wnosi do naszej rzeczywistości.
Obsada: Andrzej Jakubczyk – Lasota, Jakub Klimaszewski – Lutek Danielak 2, Rafał Kronenberger – Majer, Karolina Kuklińska – Iza, żona Romka, Magdalena Maścianica – Ula, dziewczyna Danielaka, Judyta Paradzińska – Mela, Monika Stanek – Sekretarka, Kacper Sasin – Romek, Adam Szustak (gościnnie) – Lutek Danielak 3, Konrad Wosik –Lutek Danielak 1, Bartosz Woźny – Sikora.
Adaptacja i reżyseria: Marcin Liber, dramaturgia i tekst: Małgorzata Czerwień, scenografia, kostiumy, światło: Mirek Kaczmarek, choreografia: HASHIMOTOWIKSA, wideo: EMIKO, muzyka: Andrzej Konieczny, muzyka: Kacper Krupa, asystentka scenografa i kostiumografa: Maria Mordarska, zdjęcia: Edgar de Poray.
__
Premiera 8 marca 2025.