W świecie marmurowo-witrażowej narracji
"Lala" - reż. Waldemar Modestowicz - Teatr Polskiego RadiaWaldemar Modestowicz przysposobił dla radia jedną z najważniejszych książek ostatnich lat, Lalę Jacka Dehnela. Przełożenia świata powieści na kod radia podjęła się Bogumiła Prządka. Przed odsłuchem nie wiedziałem, jak jeden z najzdolniejszych reżyserów radiowych „ugryzie" tę gęstą narrację o życiu babci Lali. W radiu literatura zyskuje zupełnie nowy blask - przenika pomiędzy każde słowo nasłuch fizycznej, pogłębionej obecności człowieka (aktora). Ta współobecność ze słuchaczem to jedno z najważniejszych doznań tej adaptacji.
Jak Modestowicz rozczytał dźwiękowo Lalę? Po pierwsze aktorsko. Kto mógłby zagrać tytułową postać gawędzącej babci? Elżbieta Kępińska. To ona ze swoim ciepłym, „chrapliwym" głosem zasiadła w głębokim fotelu naprzeciwko ucha słuchacza. Jej wnuka, Jacka zagrał ... Marcin Hycnar. W pozostałych rolach wystąpili: Danuta Stenka (jako matka Jacka), Halina Skoczyńska (mama Lali), Leon Charewicz (ojciec Lali), Mariusz Benoit (mąż Lali). Pamiętam spotkanie z Hycnarem podczas odsłuchu Krzyku w próżni świata czy Hamleta (także: genialny epizod w Kartotece). Ujmuje mnie on swoją wiernością dla radia. Nie jest tu przechodniem. Każde jego spotkanie ze słuchaczem przynosi niewypowiedziane zrozumienie, empatię i pogłębioną radio-osobowość. Myślę, że Hycnar nie zostawi radia. Podobnie jak nie uczyniła tego nigdy Kępińska. Brawurowy duet stworzyli oboje w tej adaptacji. Hycnar jest w Lali namacalnym wnukiem, który z wrażliwą, jowialną duszą „rozczytuje" swoją babcię jak księgę. Hycnar każde słowo wypowiada z takim szacunkiem, które kierować może tylko wnukiem pełnym wdzięczności dla życia babci.
Drugim czynnikiem, który otworzył, zamieszkałą jak do tej pory tylko w książce Dehnela, opowieść na niwę radia jest muzyka. Długo szukałem autora tych niegdysiejszych taktów. Znajome mi były skądś te fortepianowe nuty. Doszukałem się, że pochodziły one z filmów: Inni (pamiętny horror „na opak" w reżyserii Alejandro Amenabara) i Osada M. Shyamalana. Dzięki tym melodiom okazało się, że ja, prosty słuchacz mogę stać się członkiem rodziny Jacka i odwiedzić z nim te miejsca i życiorysy, bez których pogmatwanej logiki nie byłoby jego i jego świata (brocklowsko-karnauchowsko-witrażowego). Tak, jak w literackiej wersji Lali, dochodzą do nas powtarzane gawędy i rymy odpamiętywanej i koloryzowanej wciąż na nowo przeszłości. Tyle, że w radiu mamy możliwość odczucia poprzez dźwięki, zapachy i dotyk, a więc synestezyjny „gwiezdny pył" słuchowiska, całej gamy ludzkiego głosu, z jego zaśpiewami i smutkami. Hycnar mimo swojej narracyjnej powinności nie zasłania Lali swoją osobą. On ją udostępnia, powiela, przemyca i rozjaśnia swoją foniczną prawdą. „Powtarzanie rzeczy pięknych i mądrych jest piękne i mądre samo w sobie i należy do takich samych cnót, jak karmienie głodnych, opiekowanie się zwierzętami, podlewanie roślin i udzielanie jałmużny". Tak też się czuję jako odkrywca radiowych ogrodów Oliwy i życiodajnych pamiątek Lali – jak ktoś, kto został obdarowany czyimś życiorysem, czyjąś konkretyzacją przedziwnych nitek losu. Tak wyraźnie o tym mówił za każdym razem mistrz radiowej dramaturgii, Andrzej Mularczyk. Każdy z nas dostaje od radia los. I musi ten los przyjąć. Musi z tego podarowanego życia się wywiązać. Zdać sobie, jak zaznaczał Dehnel, sprawę, że jesteśmy wobec całego świata sami i niezmiennie śmiertelni. Do radia trzeba przywyknąć. Nade wszystko trzeba jednak dorosnąć.
Głębiną tego słuchowiska, a zarazem jego najważniejszą dla mnie warstwą pozostały półtony. Podobnie jak na obrazach wypełnionych światłocieniem obok promieni słów napotkałem coś, czego pośrednikiem może być tylko odbiornik radiowy. W finale słuchowiska najpierw słyszymy opowieść o lalce zagubionej w dzieciństwie (Kępińska jest przy końcu zagubiona, schodzi na coraz niższe kondygnacje niepamięci). Hycnar natomiast dodaje od siebie coś, co umknąć może tylko słuchającym kamieniom. Aktor z zaciśniętym głosem wypowiada kolejne słowa słuchowiskowego memento: „Babcia drzemała, pochrapując cichutko. Patrząc na nią, pomyślałem sobie, że może tak ma być, że tak jest lepiej. Nie odejdzie jak ikona w blasku złota, wysadzana kamieniami, tylko mała, zgarbiona, bez końca powtarzająca jakąś jedną historię (...) złożoną z wielu innych, niedokładną i nieprawdziwą, będącą zaledwie nikłym odbiciem niegdysiejszych, wspaniałych, marmurowo-witrażowych narracji".
Myślę, że prostota tej adaptacji i nieskrywana kameralność uwolniły w przestrzeń odbiorczą kilka dodatkowych, niezależnych od powieści kryształów. Radio sprawia, że nie czuję się zatrzymany w miejscu, bezskutecznie i bezmyślnie patrząc w sufit. Radio podaje mi rękę i zaprasza, aby usiąść w nasłonecznionym ogrodzie, pohuśtać w rytm całego zwariowanego wieku XX, poznać historię trochę przecież mojej babci i trochę przecież mojej niepamięci. Nikt nie wymyśli szczerszego medium. Może wirować cały tętniący medialnie kosmos, a ja i tak pozostanę wiernym wnukiem Lali, który przyjechał do Oliwy, by zobaczyć ją na sąsiednim fotelu, gdy siedzi „jak stara, chińska cesarzowa". Słuchowisko powstało przy współpracy Narodowego Instytutu Audiowizualnego, dzięki działaniom którego mam nadzieję cały przyszły dorobek Teatru Polskiego Radia będzie sukcesywnie udostępniany pokoleniom.