W świetle cienia i kamery

„Znikający mali ludzie” - reż. A. Sunklodaitė - Teatr Lalek w Kownie; "Wspomnienia z przyszłości..." - reż. G. Schiphorst i M. van der Sande - Objektheater TAMTAM (Holandia)

Źródło światła, ekran, cień, epidiaskop, rzutnik multimedialny, kamera – wszystkie te elementy nieożywionej materii wykorzystywane bywają w teatrze lalek. Oczywiście nie tylko w teatrze lalek, ale w tym blogu jest on najważniejszy.

Teatr Lalek z Kowna (Litwa) wystąpił na Metamorfozach Lalek z przedstawieniem Znikający mali ludzie Mildy Mičiulytė, Agnė Sunklodaitė i Giedrė Brazytė, inspirowanym twórczością australijskiej pisarki dla dzieci Elizabeth Mary Cummings. Nie jestem przekonany, czy delikatna, ściszona rozmowa o odchodzeniu, przemijaniu, utracie bliskich – pewnie atrakcyjna i wzruszająca na kartach powieści Cummings – jest dobrym materiałem na przedstawienie teatru cieni, rozgrywającym się bez słów, dość statycznym, może nawet trochę nudnym? Poruszona tematyka powinna budzić wyjątkowe emocje, tymczasem oglądam spektakl z dużym chłodem, z wielkim trudem (albo wcale) nadążając za zmieniającymi się obrazami, klipsowymi historiami różnych rodzin zamieszkujących kamienicę. Nie czuję się nie tylko poruszony mini-opowieściami, ale patrzę na nie z wyjątkową obojętnością. Cóż stąd, że duży ekran wypełniający niemal scenę oferuje i ładną plastykę figur, i mieszanie cieni żywych aktorów z cieniami sylwetek bohaterów, i grę wielkościami, nawet delikatne wprowadzanie pomiędzy czarne cienie koloru, skoro całość przesycona jest ilustracyjnością i pozbawiona emocji.

W sumie uwagę przyciąga głównie technika teatru cieni, słabo u nas znana, a przecież wyjątkowo atrakcyjna we współczesnym lalkarstwie, dość przywołać słynny włoski Teatro Gioco Vita, wielokrotnie goszczący i w Polsce. Tyle, że wykorzystanie środków teatru cieni okazało się dość ubogie. Pierwsza scena z makietą budynków na tle ekranu, wśród której poruszają się animatorzy, trzymający indywidualne źródła światła, pozwalające na uzyskanie wielu efektów cieniowych na ekranie, zapowiada znacznie więcej. A potem przenosimy się na ekran, twórcy korzystają głównie z epidiaskopu i trzydziestominutowy spektakl wydaje się nie mieć końca. Szkoda. Pewnie to nowe i ważne doświadczenie dla kowieńskiego zespołu, wymagające niezwykłej precyzji i staranności, ale na efekty trzeba jeszcze poczekać (chyba, że – co wielce prawdopodobne w instytucjonalnym teatrze – doświadczenie to okaże się jednorazowym spotkaniem z teatrem cieni).

Taka konsekwencja w oswajaniu teatralnych środków jest niezbędna, by uzyskać ponadprzeciętne rezultaty. Tego dowiódł wczorajszy spektakl holenderskiego teatru obiektu TAMTAM, prowadzony od z górą czterech dekad przez Gérarda Schiphorsta i Marije van der Sande. Są oni plastykami, od lat pracują z teatrem przedmiotu eksplorując wciąż, spopularyzowaną w latach 90. XX wieku, technikę jednoczesnego, na żywo kreowanego świata przedstawionego i finalnego efektu wszelkich działań animacyjnych oglądanych przez widzów na ekranie, ustawionym tuż obok realnego atelier twórców budujących spektakl na żywo na scenie.

Objektentheater TAMTAM tym razem zaprezentował spektakl Wspomnienia z przyszłości. Fake news dla Marsa, bardzo pesymistyczną historię opowiadającą o ekspedycji ludzi od dawna mieszkających na Marsie (akcja toczy się w 2250 roku) na Ziemię, by pokazać jej urodę i piękno, jaką cieszyła się w przeszłości. Ta przeszłość niepowrotnie przeminęła i groza Ziemi, suchej i niemal umarłej planety, nie ma już nic fascynującego, co sprawia, że członkowie ekspedycji decydują się na wysyłanie do bazy fake newsów, będących montażem starych przedmiotów znalezionych, widoczków z pocztówek odkopanych wśród gruzów i tworzą taki nieprawdziwy obraz rzeczywistości, z którym aż nadto dobrze zaznajamiają nas współczesne media.

Spektakl powstał w czasach pandemii, stąd i naturalny smutek, przygnębienie i brak nadziei, jakich wszyscy doświadczyliśmy kilka lat temu. I to pewnie jest troszkę nazbyt przewidywalne w przedstawieniu, rozgrywającym się bez słów. Ale techniczna strona spektaklu, oglądana na żywo, rzeczywiście wprawia w podziw. Zwłaszcza że wszystko jest dziełem dwojga artystów. Zmontowane na scenie filmowe studio animacji łączące kilka różnych planów, odmienne techniki filmowania i animacji, rozmaite środki ekspresji (przewijane horyzonty, niemal filmowe klipy, bezpośrednia animacja, błyskotliwe wykorzystanie technik archeologicznych, chwilami doprawdy zaskakująca wyobraźnia) są zaiste fascynujące.

A tworzą to przedstawienie nie tyle aktorzy/lalkarze/performerzy, ile wrażliwi artyści, którzy przed laty wybrali środki teatralne, którymi chcą się posługiwać i nieustannie odkrywają ich nieskończone możliwości. Jaką przyjemność niosą w sobie sceny, gdy członkowie ekspedycji badają odnalezione ziemskie szczątki przy użyciu przedmiotu w rodzaju sondy: zetknięcie się „czujnika" z przedmiotem wywołuje jakby pamięć przedmiotu, dźwięk, głos, chciałoby się powiedzieć – obraz. Tak, bo przedmioty, animanty, w teatrze ożywionej materii, we współczesnym teatrze lalek naprawdę żyją i tylko wytrawni twórcy są w stanie dotrzeć do ich „świadomości", świadomości lalki.

I tu zaczyna się obszar teatralnej magii. Czasami udaje się z nią spotkać, ale nawet najlepszym artystom – tylko czasami.

Marek Waszkiel
Dziennik Teatralny
22 czerwca 2023

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...