W tym szaleństwie jest metoda

"Szalona lokomotywa" - reż. Michał Zadara - Teatr Polski w Bydgoszczy

Najpierw sprawiedliwość, potem ranni, a chorzy psychiczni na końcu. Im nie możemy już pomóc - to puenta najnowszej inscenizacji "Szalonej lokomotywy" Witkiewicza na deskach Teatru Polskiego.

Muzycy zamiast w kanale grają na scenie, a kinematograf, który zalecał sam Witkiewicz zastąpiła makieta małej kolejki w... kanale dla orkiestry. Obyło się też bez typowej scenografii. Zamiast niej widzowie mogli podziwiać szereg multimedialnych urządzeń z kamerami przenoszącymi obraz na trzy spore ekrany, czy kolorowymi światłami imitującymi sygnalizatory na czele. Do tego całość uzupełniały dźwięki z przerobionych pianin, syren, a nawet odgłosy jeżdżącej kolejki zamiast standardowej muzyki.

Jednak w tym z pozoru technicznym szaleństwie znalazła się metoda. Michał Zadara, reżyser i autor najnowszej inscenizacji w Teatrze Polskim w Bydgoszczy nie zapomniał bowiem ani o aktorach, ani o treści i przesłaniu, jakie niesie ze sobą "Szalona lokomotywa" Witkiewicza.

Z jednej strony dobitnie pokazał to, co autor sztuki zauważył już na początku XX wieku - człowiek jest coraz bardziej zależny od techniki. Żyjąc w błogiej nieświadomości nie zdaje sobie sprawy, że codziennie jego los leży w rękach innych osób - choćby operatorów sygnalizacji świetlnych, kierowców autobusów czy maszynistów pociągu. Bo wystarczy przecież, że dwóch szalonych terrorystów porwie taki skład i jesteśmy całkowicie bezradni. "Specjalizacja to największa klęska naszej epoki" - słusznie zauważa jeden z porywaczy, kiedy poproszony o pomoc kierownik pociągu mówi: "Ale ja nie mam o niczym pojęcia. Umiem tylko dziurkować bilety".

Z drugiej strony Michał Zadara przedstawił jeszcze jeden istotny aspekt dramatu Witkiewicza. Dramat ludzi, którzy żyją w opozycji do współczesnego świata, szukając emocji, które pozwolą oderwać się od rzeczywistości.

Tu duże oklaski należą się Mateuszowi Łasowskiemu i Maciejowi Peście, odtwórcom dwóch głównych ról. Ich kreacje były na tyle dwuznaczne, że właściwie nie wiadomo do końca, czy obaj terroryści byli prawdziwymi artystami w swoim fachu, czy już szaleńcami.

Jeszcze przed sobotnią premierą spektaklu reżyser zapowiadał, że "Szalona lokomotywa" to dramat o tym, jak człowiek poprzez kontakt z technologią staje się innym stworzeniem. Dodawał też, że jest teatrem akcji. W obu przypadkach miał rację. Tempo spektaklu rozwija się bowiem od jego pierwszych do niemal ostatnich minut zakończonych filmową puentą: "Najpierw sprawiedliwość, potem ranni, a chorzy psychicznie na końcu. Im nie możemy już w niczym pomóc."

Kolejne przedstawienia "Szalonej lokomotywy" zaplanowano na 16, 17 i 18 kwietnia oraz 23, 24 i 26 maja. W kasach TPB są jeszcze bilety. Warto!

Bogdan Dondajewski
Gazeta Pomorska
16 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia