W wieży Babel
"Kaspar" - reż: Barbara Wysocka - Wrocławski Teatr WspółczesnyW spektaklu Barbary Wysockiej wiedza nie jest wolnością. Kaspar, przemawiający niczym fanatyczny polityk, jest bardziej przerażający niż jego dręczyciele.
Trudno uwierzyć, ale "Kaspar" Handkego doczekał się do tej pory tylko jednej polskiej inscenizacji - prapremiery na Scenie Starego Teatru w roku 1987, w reżyserii Andrzeja Wirtha i z Krzysztofem Globiszem w roli tytułowej. A przecież to jedna z najważniejszych sztuk XX w., radykalna formalnie i dotykająca tematu tyleż złożonego, co arcyuniwersalnego.
Być może jest to spowodowane tym, że Handke rozpisał swoją partyturę tak szczegółowo i metodologicznie, iż praktycznie związał ręce potencjalnemu reżyserowi (a na pewno skrępował jego wyobraźnię). Prawie jak u Becketta (który określił, ile liści ma wisieć na drzewku czy ile kroków ma wykonać aktor), w scenariuszu "Kaspara" zapisane jest wszystko: wielogłosowa polifonia wypowiedzi, pantomima gestów i ruchów, kształt kurtyny i długość sznurowadeł. Tekst okazuje się bardzo precyzyjnym projektem architektonicznym, wedle którego zbudować można wieżę Babel.
Barbara Wysocka podeszła do Handkego z nieufnością: zamiast zaprezentować widzom formę doskonałą i spetryfikowaną, przedstawiła coś w rodzaju teatralnego zdarzenia, które odbiera się tak, jakby było aktorską improwizacją, jakby rodziło się i umierało na naszych oczach. W surowej przestrzeni teatralnego strychu, na deskach sceny i na metalowych rusztowaniach, które zdają się czekać, aż ktoś zabuduje je scenografią, z użyciem mikrofonów, telewizorów, projektora i kamery wideo, czteroosobowy zaledwie ansambl aktorski opowiada, odgrywa, tańczy historię, którą Handke pierwotnie chciał zatytułować "Tortura mówienia".
Na ekranach i telewizorach w tle sceny przez cały czas pokazywane są zapętlone filmy - czarno-białe, biedne, dziwacznie zmontowane obrazki, jakby nakręconej amatorską kamerą rodzinnej kroniki: bawiące się na wsi dzieci, rozmawiający młodzi ludzie, zbliżająca się do kamery kobieta, uciekający piesek - jakbyśmy oglądali efekt skanowania pamięci pacjenta. W końcu staje się on tabula rasa, kimś, kogo można od zera uczyć mówienia, a co za tym idzie - myślenia (Handke znacząco odwraca tu oczywistą z pozoru kolejność). Na ekranie wyświetlają się informacje o stosowanych także i dziś metodach "doprowadzania do porządku" poprzez pranie mózgu i tortury psychiczne.
"Społecznie chory" Kaspar zostaje zamknięty w hałaśliwej wieży Babel i zaatakowany wszelkiego rodzaju demagogią. Gładkie formuły stopniowo niosą ze sobą coraz bardziej makabryczne treści ("Wojna jest wprawdzie nieszczęściem, ale czasem jest nieunikniona"; "Przymus jest wprawdzie czymś wątpliwym, ale może być pożyteczny", instrukcje dokładnego bicia, kopania, kneblowania, wbijania prętów w ciało...).
W spektaklu Wysockiej jeden z Podpowiadaczy jest kobietą - łatwo dać się uwieść kojącemu ciepłu sceny, gdy głaszcząc leżącego Kaspara po głowie tłumaczy mu ona łagodnie, co się z nim dzieje; jednak owa miłosna scena okazuje się być jeszcze jednym obrazem werbalnej przemocy. Nie bez powodu w tekście Handkego pojawiają się nawiązania do "Otella", gdzie gładkie frazy Jagona zabijają Otella i Desdemonę. Okrucieństwo posługuje się tu wyjątkowo podstępnymi i wyrafinowanymi metodami: "Nie możesz się obronić przed żadnym zdaniem...".
Wbrew tezom Hegla, wiedza nie jest wolnością. Ukształtowany na nowo, elokwentny Kaspar, przemawiający niczym fanatyczny polityk, jest bardziej przerażający niż jego dręczyciele. Tak jakby chciał zakrzyczeć ból w głowie, przeciwstawić się morderczej sile języka słowami o jeszcze większej sile niszczenia.
Fascynujący jako Kaspar Szymon Czacki, jakby stworzony do ról współczesnych inteligentów, kreuje tu galernika własnej wrażliwości i okrucieństwa innych (to, że w innym przedstawieniu Teatru Współczesnego mówi on teksty Ludwiga Wittgensteina, dodaje jeszcze ostrości spektaklowi Wysockiej). Jego ostatni monolog, w którym udaje mu się dotrzeć do cennego strzępu własnych wspomnień, przywołać echo zmysłowego doznania gryzącego dłonie śniegu - niczym czarna gumowa piłeczka w Beckettowskiej "Ostatniej taśmie Krappa", staje się zalążkiem rozpoznania, pozwala odnaleźć na nowo związek między słowem a przedmiotem, ideą a konkretem. Kaspar nie zostanie zgnieciony przez kurtynę, lecz ucieknie z teatru, wykrzykując Szekspirowskie metafory. Finał dwuznaczny i niepokojący - jak cały spektakl. Jak stwarzające i niszczące słowo.
Austriacki pisarz bawi się z czytelnikiem i widzem, podkreślając już we wstępie, że tytułowy bohater jego sztuki nie jest legendarnym Kasparem Hauserem; bliżej mu do Kasperla, błazna z jarmarcznego teatru lalek. A jednak pierwsze - i przez długi czas jedyne - zdanie wypowiadane przez Kaspara w sztuce nawiązuje do jedynej frazy, którą powtarzał tajemniczy znajda: "Chcę stać się taki, jakim był kiedyś ktoś inny". W spektaklu siedzący na krześle w centrum sceny chłopak wypowiada je po wielokroć, artykułując z trudem, ale zarazem namyślając się nad nim, jak gdyby smakując jego brzmienie. Otoczony przez trójkę obserwatorów--Podpowiadaczy, wydaje się autystycznym pacjentem szpitala psychiatrycznego czy też osobą poddaną hipnozie albo środkom odurzającym - kimś, kto nie jest w stanie wyjść poza granice świadomości i znaleźć wspólnego języka ze światem.
Podpowiadacze opowiadają widzom o eksperymencie, którego będziemy świadkami - będzie to demonstracja, jak można "mówieniem doprowadzić kogoś do mówienia". Przez mikrofony bombardują Kaspara słowami i pytaniami, co sprawia, że ostatecznie wybijają mu z głowy jego jedno jedyne zdanie.