Wakacyjna rozrywka z Szekspirem w tle

"Pół żartem, pół sercem" - reż: Włodzimierz Nurkowski

Do specyfiki letnich spektakli plenerowych należy pewne rozluźnienie konwencji, zwrot w kierunku sztuk "lekkich, łatwych i przyjemnych". Komedie przedstawiane podczas wakacyjnych festiwali często są pewnym ukłonem wobec gustów przeciętnego odbiory i trudno doszukiwać się w nich głębszego przesłania. Podobnie jest ze spektaklem "Pół żartem, pół sercem" krakowskiego Teatru Ludowego, który został zaprezentowany w ramach drugiego weekendu 12. Letniego Ogrodu Teatralnego organizowanego w Katowicach przez Teatr Korez

Fabuła przedstawienia oparta jest na prostym farsowym schemacie – dwóch aktorów rozczarowanych swoją karierą zawodową (tudzież jej brakiem) dowiaduje się o spadku czekającym na zaginione w dzieciństwie siostrzenice angielskiej milionerki. Informację tę traktują nie tylko jako szansę zdobycia sporej gotówki, lecz również pewnego rodzaju wyzwanie aktorskie. Szybko wcielają się więc w role zagubionych krewnych. Sytuacja ulega skomplikowaniu, gdy okazuje się, że starsza pani żyje. Na domiar złego na scenę wkraczają dwie niezwykle interesujące kobiety: rozkochana w teatrze Meg, która wkrótce ma poślubić pastora Duncana, oraz urocza Audrey, dorabiająca sobie w rezydencji milionerki. Jak przystało na komedię pomyłek, staje się to punktem wyjścia do wielu zabawnych sytuacji oraz prowokuje mnóstwo, mniej lub bardziej zaskakujących, zwrotów akcji.

Swoistym leitmotivem spektaklu są odwołania do sztuk Szekspira, które pojawiają się  w kwestiach wygłaszanych przez głównych bohaterów – Leo i Jacka. W mistrzowski sposób skontrastowane zostają one z problemami, z jakimi muszą zmierzyć się kreowane przez aktorów postaci. Nie sposób również nie wspomnieć o tytułowym odniesieniu do filmu z lat pięćdziesiątych, który w pewien sposób patronuje całemu przedsięwzięciu.

„Pół żartem, pół sercem” wydaje się rozpadać na dwie nierówne części. Początkowe sceny zasługują na pełne uznanie. W sposób lekki i zabawny przedstawiają głównych bohaterów oraz zawiązują akcję. Pełno tu niewymuszonego dowcipu, zabawy słowem, ciekawych skojarzeń. Przedstawienie zapowiada się świetnie do czasu, gdy główni bohaterowie docierają do rezydencji  Florence Snider. W tym momencie nad delikatnym, lekkim humorem zaczynają dominować przyciężkawe, rubaszne żarty, które czasami niebezpiecznie zbliżają się do granicy dobrego smaku. Zagęszczenie gagów w drugiej części sztuki może stawać się wręcz nużące dla odbiorcy. Nie oznacza to jednak, że  spektakl przestaje bawić – wciąż jest to nieźle zrobiona komedia, a w dodatku dobrze zagrana.

Wspomniana gra aktorska jest niewątpliwie znacznym plusem tego przedstawienia. Trudno tu kogokolwiek wyróżniać, choć niewątpliwie główny ciężar spektaklu spoczywa na barkach Tomasza Schimscheinera i Piotra Pilitowskiego, którzy doskonale sobie radzą z nałożonymi na nich rolami.  Na uwagę zasługuje również znakomity kontakt z publicznością. Udało się go nawiązać przede wszystkim we fragmentach improwizowanych – na przykład wtedy, gdy ze sceny padały informacje o wynikach mundialowego meczu.

 „Pół żartem, pół sercem”  nie jest z pewnością sztuką mającą za zadanie zachwycić wyrafinowanego odbiorcę, lubującego się w odnajdowaniu ukrytych aluzji do arcydzieł teatru elżbietańskiego. Szkoda jednak, że nie utrzymano poziomu, który charakteryzował początkowe sceny – nie zakłóciłoby to relacji między aktorami a publicznością, a z pewnością mogło podnieść poziom widowiska. Tak czy inaczej, nie zmienia to faktu, że spektakl ten może stanowić ciekawą propozycję spędzenia wakacyjnego popołudnia.

Barbara Englender
Dziennik Teatralny
14 lipca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia